• Ten serwis używa "ciasteczek" (cookies). Korzystając z niego, wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. Learn more.
  • Szanowny Użytkowniku, serwisy w domenie modelarstwo.info wykorzystują pliki cookie by ułatwić korzystanie z naszych serwisów. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki.

Kolekcja Wieś tańczy, wieś śpiewa!

Wieśniak

Aktywny użytkownik
Reakcje
538 44 0
#1
Zanim zacznie się zapiątek (tak, u nas to łikend, gdyby ktoś z miastowych nie wiedział), mamy prawdziwy wieśniacki czwartek. Dlatego…



Rozpoczynamy przegląd sprzętu rolniczego w skali 1:87.



Razem ze Stefanem, Heńkiem i Wieśkiem wczoraj wieczorem u mnie w stodole debatowaliśmy od czego zacząć naszą prezentację. Stefan to swój chłop, ale jest trochę monotematyczny, więc jak zasugerował, że od ziemniaka, to wiedziałem, iż nasza dyskusja może się potoczyć nie w tym kierunku, który założyliśmy na początku. Zwłaszcza, że wystarczy Heńkowi i Wieśkowi pokazać flaszkę. A przecież to był właśnie ziemniak – tylko w płynie. Polski! Najlepszy! Dzieło Stefana!

I szło nam tak świetnie (nie, nie mam na myśli dyskusji), aż zrobiło się późno i usłyszałem jak Moja Stara się drze, że pora spać. Tak, akurat spać, już ja ją znam - jedno jej w głowie. Nie ma to tamto, trzeba było się zwijać. Podjęliśmy nierówną walkę z grawitacją, której siła wcale nie jest stała (wbrew twierdzeniom fizyków – to ci, co piszą wzory o rzeczach, których na oczy nie widzieli), bo Heniek nagle nie był w stanie podnieść swego ciała. Wyginał się, wyginał po centymetrze w górę, a jak już złapał pion to nagle zerwał się wiatr i jak go nie spoziomuje! Dodam, iż żaden włos na naszych głowach się nie poruszył, co oznacza, że musiał to być… wiatr słoneczny? (tylko że słońce już dawno zaszło… Pozdrawiam tych… no… astrologów? Ee, astronomów? Astronautów? Tfu…! Ale na pewno nie fizyków!). No i jak Wiesiek otworzył drzwi stodoły, to nim też majtnął ten podmuch z kosmosu. No i jak facjatą zarył w ziemię, to dałbym głowę, że usłyszałem coś jak jęknięcie Matki Natury. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że to Moja Stara, stojąca na ganku, westchnęła głośno: „Co za buraki…”

I wtedy mnie olśniło – buraki! Ale też w tym samym momencie wlazłem na Heńka, który jakoś tak nieudolnie próbował wstać, zaczynając od wypięcia czterech liter. Na mnie zarzuciło Wieśka, a jak było ze Stefanem to już nie wiem, choć dopełnił artystycznego obrazu. No właśnie, wyszło coś jak rzeźba współczesna, wiecie, taka co pokazują w telewizji i aż nie chce się patrzeć. No wstyd normalnie! Ale co zrobić, życie czasem daje w kość…

Wprawdzie dzisiaj rano chwilę trwało zanim doszłem do siebie (doszłem, nie doszedłem, bo jak mówił Bałtroczyk: było blisko), ale słowo klucz już mi nie uciekło. Burak!

Podsumowanie tej historii to równocześnie początek prezentacji. No bo jak burak, to kombajn buraczany Holmer Terra Dos T3.

001.jpg


Pojazdy z tej serii produkowano w latach 2006-2015. Napędzał je silnik MANa o mocy 480 KM.

Stefan: „Tu pisze…”
Wiesiek: „Jest napisane!”
Stefan: „No przecież mówię, że tu pisze…”
Wiesiek: „Mówi się, że jest napisane!”
Stefan: [zabija wzrokiem] „Ty z miasta jesteś?”
Ja: „Panowie!”
Stefan: „Tu… [pokazuje palcem i nieufnie patrzy na Wieśka] czytam, że silnik ma 520 koni.”
Ja: [wzruszam ramionami]

Ten ogromny pojazd może maksymalnie jechać po drodze 32 km/h. Oczywiście dysponuje funkcją „psiego chodu”.

002.jpg

003.jpg


Z przodu zamontowane są agregat ogławiający oraz agregat wyorujący - i to one wykonują niesamowitą robotę w sześciu rzędach naraz, najpierw odcinając liście, następnie wyciągając warzywo z ziemi i jeszcze je doczyszczając w drodze do zasobnika na buraki. Jego pojemność to 28 m3, który można opróżnić w czasie 40 sekund.

004.jpg

005.jpg


Dzięki łamanemu przegubowi średnica skrętu (wewnętrzna) to niecałe 8 metrów. Do ułatwienia pracy mamy aż 25 reflektorów roboczych. O kabinie nie wspominam, bo to oczywiste, ze posiada wszystkie możliwe udogodnienia.

006.jpg

007.jpg


Model to dzieło Mo-Miniatur. Jest wykonany z żywicy z elementami fototrawionymi. Dzięki dbałości o detale prezentuje się bardzo wyjątkowo.

008.jpg

009.jpg


Heniek: „A Ropę też pokażemy teraz?”
Stefan: „Po co? Przecież piszemy o Holmerze?”
Wiesiek: „Chodzi ci, Heniu, o to, że to też kombajn buraczany?”
Ja: „Lepiej napiszmy co łączy te dwie firmy. A Ropę pokażemy innym razem. Jak ją poprawimy.”
Stefan: [robi złośliwą minę] „Taa, nie ruszyliśmy Hanomagów ani Trac`a, to akurat weźmiemy się za Ropę.”
Ja: [przewracam oczami] [ale też trochę mi wstyd z tymi czekającymi Hanomagami]

010.jpg

011.jpg


W 1969 r. Alfons Holmer założył firmę pod własnym nazwiskiem. Na początku przedsiębiorstwo zajmowało się naprawą oraz handlem sprzętu rolniczego, później rozpoczęto własną produkcję niewielkich urządzeń dla rolnictwa.

Przełomowy moment to rok 1974, kiedy to Holmer dostarczył swój pierwszy kombajn do buraków. Jednak nie był jego projektantem.

Hermann Paintner był młodym rolnikiem (25 lat) z Bawarii o wyjątkowych zdolnościach mechanicznych, gdy w 1972 roku sam (!!!) skonstruował swój pierwszy kombajn do buraków cukrowych. Jego wyczyn odbił się głośnym echem w mediach. W związku z zapotrzebowaniem bawarskiego stowarzyszenia plantatorów buraków na samodzielne urządzenie (dostępne były tylko ciągnięte) o dużych mocach przerobowych, zwrócono się do Holmera, a ten nawiązał współpracę z Hermannem Paintnerem, który zaprojektował pierwszy 6-rzędowy kombajn buraczany. Dzięki dotacji z bawarskiego rządu ruszyła produkcja i w 1974 r. powstał pierwszy pojazd określony jako „Holmer, System Paintner”. Jednak dopiero dalsze (rok 1977), poprawione konstrukcje pozwoliły Holmerowi odnieść sukces.

Po 10 latach owocnej współpracy Hermann Paintner zdecydował się założyć własną firmę – ROPA (obie firmy mają swoje siedziby w Dolnej Bawarii stosunkowo blisko siebie). Nie wiem, czy włodarze Holmera żałują decyzji, że nie utrzymali u siebie zdolnego Bawarczyka, bo w ciągu zaledwie kilku lat stworzył on wydajniejsze maszyny niż konkurencja (większa pojemność zasobników, mniejszy nacisk opon na podłoże, jako pierwszy zaprezentował 3-osiowy kombajn), a jego przedsiębiorstwo stało się ważnym graczem na rynku maszyn do buraków (oprócz kombajnów Ropa słynie z samojezdnych doczyszczarko-ładowarek).

012.jpg


Heniek: ”Co za historia, aż się wzruszyłem.” [skrycie trze oko]
Stefan: „No to teraz koniecznie musimy poprawić naszą Ropę!”
Ja: „Najpierw Hanomagi!”
Wiesiek: [niezainteresowany już tematem, sięga po ziemniaka w butelce]
 

Załączniki

OP
OP
W

Wieśniak

Aktywny użytkownik
Reakcje
538 44 0
#2
„Sam jesteś jeleń!”

W ten oto prosty sposób, charakterystyczny dla szorstkiej, męskiej przyjaźni, udało nam się ustalić, co będziemy prezentować w kolejnym odcinku serii „Przegląd sprzętu rolniczego w skali 1:87”. Bo w trakcie dyskusji pełnej niemerytorycznych argumentów długo nie mogliśmy dojść do porozumienia od jakiej epoki zacząć, a w szczególności od jakiej marki. Dopiero hasło z rogatym zwierzęciem naprostowało nas i skierowało w jedną stronę. John Deere! Potężna firma z ponad 150-letnią historią. A my możemy opowiedzieć o jej początkach.

Heniek: „Nie, nie! Nie o jej początkach. O początkach w traktorstwie.”
Stefan: „W czym?” [zanosi się śmiechem]
Wiesiek: „Napiłbym się czegoś…”
Heniek: „No o ich pierwszym traktorze opowiedzieć coś.”
Ja: „Ale w zasadzie to nie był traktor Deere`a.”
Wiesiek: [rozgląda się bezradnie]
Stefan: „To czyj był?”
Wiesiek: [pod nosem] „Ale mnie suszy…”

Ta historia zaczyna się w Stanach Zjednoczonych - lata wcześniej, zanim na jakimkolwiek ciągniku pojawił się skaczący jeleń. Mało tego, sam John Deere nie dożył chwili, gdy odpalał silnik pierwszy traktor z jego nazwiskiem na ramie (może nawet ciągnął pług konstrukcji jego już wtedy bardzo cenionej firmy).

001.jpg


Człowiek nazywał się John Froelich (po tacie, który przybył z Niemiec), urodził się w 1849 r. w Giard (stan Iowa), ale mieszkał w pobliskiej miejscowości… Froelich (nazwa na cześć jego taty, który przybył z Niemiec).

Stefan: „Już pisałeś, skąd przybył. Po co drugi raz?”
Ja: „Wydawało mi się, że to będzie zabawne.”
Stefan: [puka się w czoło]

002.jpg


Gdy dorósł, Froelich zajmował się rolnictwem, a szczególnie fascynowały go maszyny. Bardzo dobrze poznał urządzenia parowe, a wiedząc jakie problemy stanowią one na polu (groźba podpalenia plonów), szukał pomysłu na zastosowanie innego paliwa niż woda w stanie lotnym. Jego pierwsza próba (rok 1892) to połączenie silnika benzynowego firmy Van Duzen z zabudową pojazdu parowego firmy Robinson. Nawet zadziałało - pojazd jeździł i do przodu, i do tyłu. Próby polowe z podłączoną młockarnią JI Case okazały się na tyle dużym sukcesem, że rok później w Waterloo (wciąż stan Iowa) Froelich wraz z miejscowymi inwestorami powołali do życia firmę Waterloo Gasoline Engine Company. I tak jak chłopaki zaczęli z wykopem, tak szybko się zniechęcili. Wyprodukowano cztery sztuki traktorów, sprzedano dwa, z czego oba wróciły od niezadowolonych klientów. Żeby przetrwać w 1895 r. zdecydowano się na produkcję silników stacjonarnych – z powodzeniem. Tego już jednak John Froelich nie doczekał, gdyż opuścił firmę. W międzyczasie w Waterloo podejmowano kolejne próby stworzenia ulepszonego ciągnika, ale wciąż bez zamierzonego sukcesu.

Heniek: „Tu pisze, że nawet auta próbowali robić. O, sześć sztuk sprzedali.” [złośliwy uśmiech na twarzy]
Wiesiek: [nie zwraca uwagi koledze, że mówi się „jest napisane”; błędnym wzrokiem szuka czegoś, co można obalić – i nie chodzi o rząd]

003.jpg


Wreszcie w 1913 r. powstaje nowa konstrukcja o nazwie Waterloo Boy LA. Sprzedano 20 sztuk! Szał! Idąc za ciosem rok później zaprezentowany zostaje model R – sprzedaż rośnie do ok. 100 sztuk. Maszynę wciąż modyfikowano i do końca 1918 r. łącznie sprzedano ponad osiem tysięcy ciągników. W międzyczasie (1916 r.) powstała też większa odmiana N. Obie maszyny były napędzane naftą.

Ja: „I to jest ten moment, gdy na scenę tej historii wkracza firma John Deere.”
Stefan: „No nie mów, że przyszli na gotowe! Kapitaliści! Toż to #$%&*@!”

004.jpg


John Deere widział jak rozwija się rynek traktorów, zastanawiał się nad uruchomieniem własnej produkcji. Równocześnie obserwował konkurencję i zdecydował, że lepiej rozpocząć mariaż z kimś, kto już sporo wie i umie. W marcu 1918 r. firma Jonh Deere nabyła producenta ciągników z Waterloo. Według niektórych źródeł dopiero w połowie 1920 r. na traktorach pojawiło się na ramie małe logo ze skaczącym jeleniem (według innych stało się to dopiero wraz prezentacją kolejnego ciągnika). Dlatego najlepiej przyjąć, iż zaprezentowana miniatura odzwierciedla maszynę z okresu zaraz po połączniu przedsiębiorstw. To pierwszy i ostatni pojazd rolniczy Deer`a, który ma więcej niż tylko zielony i żółty kolor.

005.jpg


Waterloo Boy to model firmy Athearn ze Stanów Zjednoczonych. Na opakowaniu więcej informacji nie podano, sądząc po wyglądzie ciągnika to odmiana N. Miniatura jest wykonana z metalu i jak na ten materiał prezentuje się bardzo dobrze. Na pochwałę zasługuje dbałość o takie detale jak napisy (najmniejszy to „Use clear water” na chłodnicy) czy paski ozdobne na błotnikach.

Oryginał dysponował mocą ok. 26 koni mechanicznych, skrzynia posiadała dwa biegi do przodu i jeden do tyłu, ważył 2,8 tony, spalał 14,5 litra nafty na godzinę pracy przy baku o pojemności 75,7 litra (20 galonów) – dane z testu wykonanego w 1920 r.

006.jpg


Stefan: „To ci złodzieje w ogóle coś swojego zrobili?”
Heniek: [wyczekująco patrzy na mnie]
Ja: „Tak, w 1923 pojawiła się własna konstrukcja Johna Deere`a - model D. I odniósł duży sukces. Ale o tym innym razem.”
Wiesiek: [tuli w kącie jakąś butelkę]
Stefan: „A co z tym gościem, co jego tata przyjechał z Niemiec?”
Ja: „Z Johnem Froelichem? Ożenił się, spłodził czwórkę dzieci, pracował przy silnikach dla innych firm, nawet u brata był wiceszefem jakiejś fabryki. A potem wyniósł się z Iowa do stanu Minnesota, by zostać doradcą inwestycyjnym. Krach 1929 roku zabrał mu prawie wszystkie pieniądze. Zmarł 4 lata później. Żeby nie było tak pesymistycznie to dodam, że w 1991 r. uhonorowano go pośmiertnie przyjęciem do Holu Sławy Wynalazców Stanu Iowa.”

007.jpg


Wiesiek: [zrelaksowany, uśmiechnięty, oblizujący się] „To co, jaki traktor wybieramy do prezentacji?”
Heniek: „Wiecznie spóźniony.”
Stefan: „Chyba w rozwoju!”
Ja: [uśmiecham się z politowaniem]

Na koniec mała ciekawostka. Dla producenta ciągników Waterloo Boy sprzedaż w 1918 r. na poziomie ponad 5600 sztuk była sukcesem. Ale jeśli porównamy to do Forda, który sprzedał w tym samym roku ponad 34 tysiące Fordsonów…

009.jpg
 
OP
OP
W

Wieśniak

Aktywny użytkownik
Reakcje
538 44 0
#3
Trzeci odcinek serii „Przegląd sprzętu rolniczego w skali 1:87” to historia sąsiedzkiej zazdrości i zawiści.

Wiesiek: „Ja opowiem jak to było.”
Heniek: „Nie, ja.”
Wiesiek: „Ta, akurat! Jak ty nie umiesz zachować obiekty… obiektywy… Jak ty umiesz opowiedzieć tylko tak, jak tobie się wydawało!”
Heniek: „A jak ty chcesz opowiadać, jak ty nawet wysłowić się nie umiesz jak człowiek!”
Wiesiek: „Umiem, tylko nie muszę gadać jak miastowy!”
Stefan: [nieobecny, leży w warsztacie pod jakimś złomem, którego próbuje przywrócić do życia]

A to wszystko wina bab.

Wiecie, jednej coś się odwidziało, to drugą gula chwyciła i też tak chciała. Albo i lepiej. A jak lepiej, to ta pierwsza znowu o krok dalej. Póki to były pierdoły albo duperele to dało się nad tym przejść do porządku dziennego. Jednak poszło to wszystko w złym kierunku. W końcu jednej na łeb padło i sobie wymyśliła traktorek, którym stary ma ją wozić do pobliskiego miasteczka. Taki nieduży, żeby zakupy położyć na błotniku, sobie siąść na drugim i nos zadzierać, gdy się będzie obok sąsiadostwa przejeżdżać.

001.jpg

002.jpg

003.jpg


No to druga też chciała. Ale taki…

Heniek: „Stjuningowany!”
Wiesiek: [pokazuje palcem na Heńka i ze śmiechu rży jak koń]

… ulepszony. Na większe zakupy. Nie wiem, co w tej bańce przywoziła, ale to miało służyć do – jak to określiła – odświeżania cery twarzy. I fakt, raz mnie nastraszyła, jak ją nieopatrznie na ławce pod chałupą heńkową zobaczyłem: z białą twarzą! Jedno co wiem na pewno, że ogórki na oczach miała. Nie, nie były całe.

004.jpg

005.jpg


To wtedy ta pierwsza coś wspomniała o kąpieli w mleku, która jest dobra dla nawilżenia skóry całego ciała (a ciała sporo, więc i baniek dużo).

Heniek: „Ta twoja stara oglądała Diskowery Czanel, że chciała być z tym mlekiem jak Kleopatra, ta mumia z Egiptu?” [tym razem on kwiczy radośnie]
Wiesiek: [poirytowany] „Jak ci zaraz przydzwonię to sam będziesz mumia!”

006.jpg

007.jpg


Wiesiek: [poważnym tonem] „Nie ma z czego się śmiać. Zrobiły z nas pantoflarzy.”
Heniek”: Sami się daliśmy zrobić.”
Ja: „Panowie, pocieszę Was.”

I przytaczam chłopakom stary kawał.

Niebo. Święty Piotr przechadza się, sprawdzając jak idzie przyjmowanie do raju. Przy bramie z napisem „pantoflarze” kłębi się tłum facetów. Przy bramie z napisem „prawdziwi mężczyźni” stoi tylko jeden gość. Święty Piotr podchodzi do niego i pyta:
- A Ty co tutaj robisz?
- Nie wiem – odpowiada człowiek – żona mi kazała tu stanąć.

Firma Kramer powstała w 1925 r. i na początku produkowała zmotoryzowane kosiarki do trawy – opowiemy o nich przy innej okazji.
Okres powojenny w Niemczech do dużo małych gospodarstw rolnych. Świetnie w ich zapotrzebowanie na mały ciągnik wstrzelił się Kramer z modelem KL 11, przede wszystkim ze względu na niską w porównaniu z konkurencją cenę. Oznaczenie serii KL odnosiło się do silnika (chłodzony powietrzem jednocylindrowy Deutz lub Güldner), konkretnie w KL 11 był to Deutz F1L612, a liczba określała moc. Skrzynia biegów ZF miała pięć przełożeń do przodu i jedno do tyłu. Ważący niecałe 900 kg pojazd można było rozpędzić do 20 km/h. Między 1953 a 1956 rokiem wyprodukowano ponad 6300 sztuk.

008.jpg


Filigranowa miniatura to dzieło Buscha. Przyczepa to wyrób tego samego producenta i widać od razu, iż dedykowano ją w tej wersji właśnie do Kramera.

009.jpg


Wiesiek: „Heniu, daj pyska! Koniec z babskimi manipulacjami!”
Heniek: „Wiesiu…” [i daje pyska]. „Musimy im się jakoś zrewanżować.”
Wiesiek: „To może po Belarusie albo Fortszricie?”
Heniek: [oczy mu się świecą, a gęba rozdziawia w uśmiechu]

010.jpg


Post scriptum.

Powyższa prezentacja nie była łatwa do przeprowadzenia, bo maszyna Wieśka nie nadawała się do zdjęć porównawczych z maszyną Heńka i długo go musieliśmy namawiać, żeby wyszorował swój ciągnik z przyczepą. W zasadzie to sprawę załatwił Stefan, który nie mogąc słuchać już naszego ględzenia po prostu podszedł do Wieśka, wsadził mu do ręki flaszkę i pokazał wymownie palcem w stronę pojazdu. Zadziałało!

011.jpg

012.jpg
 
OP
OP
W

Wieśniak

Aktywny użytkownik
Reakcje
538 44 0
#5
Heniek: „To co dziś pokazujemy?”
Stefan: „Czekaj… Patrz! Ktoś coś napisał w naszym Wątku!
Wiesiek: „W naszym? NASZYM?! Jak to? Jak mógł w NASZYM? To przecież NASZ wątek!!!”
Stefan: „Wiesiu, to są internety, tu każdy może robić co chce.”
Heniek: „Tak tłumacząc osiągniesz odwrotny efekt od zamierzonego.”
Wiesiek: [nabrawszy powietrza w płuca i osiągnąwszy purpurowy kolor twarzy, jest tylko chwilę od tyrady na temat zepsucia moralnego elit na przykładzie internetów]
Ja: [szybko wtrącam] „Polej mu, bo inaczej nic dziś nie zdziałamy.”



Jak zapewne niektórzy pamiętają, ostatnio Stefan siedział pod jakimś złomem i próbował coś naprawić. Gdy byłem u niego odezwał się niczym z otchłani piekieł, żebym podał mu klucz – i spod podwozia wyłoniła się ręka uwalana smarem. Już miałem zapytać, o które narzędzie konkretnie mu chodzi, ale wtedy mnie olśniło, że już wiem, czym zajmiemy się w następnej prezentacji.
Stefan: [zirytowany] „Dajesz ten klucz?”

Pomijając wstępniak z Holmerem, naszą podróż w ramach serii „Przegląd sprzętu rolniczego w skali 1:87” zaczęliśmy w okresie przedwojennym, potem skoczyliśmy do lat 50-tych, a teraz idealnie wpiszemy się w lata 60-te. Wprawdzie pierwsza odmiana omawianej dziś serii maszyn powstała w 1957 r., to zaprezentowane pojazdy są już z interesującego nas dziesięciolecia. Panie, panowie, Stefanie, Heńku, Wieśku – oto Fendt GT.

Część I.

001.jpg


Stefan, Heniek, Wiesiek: [biją brawo][Wiesiek przy okazji co nieco rozlewa]
Heniek: „A tak apropo nazwy, to miastowi myślą pewnie, że to od Gran Turizmo” [zanosi się śmiechem, aż dostaje kaszlu]
Stefan: [śmieje się na głos]
Wiesiek: [chwilę się uśmiecha] „A to nie od tego?”
Heniek: [przytkany z szoku, robi wielkie oczy]
Stefan: [wali otwartą dłonią sobie w czoło][podobno to się nazywa palmfejs – przyp. ja]

002.jpg

003.jpg


GT to skrót od niemieckiego słowa „Geräteträger”.
Heniek: „Nośnik narzędzi?”
Stefan: „Prościej będzie narzędziowiec.”

004.jpg


Sam pomysł konstrukcji z silnikiem umieszczonym tuż przed traktorzystą oraz pojedynczym elementem łączącym oś przednią z resztą pojazdu, na którym można było montować różnego rodzaju narzędzia i urządzenie nie był nowy. Fendt wykorzystał go dopiero w 1957 r. wraz z pojawieniem się F 12 GT. Jedyne zastrzeżenie rolników wobec tego modelu dotyczyło zbyt słabego silnika (12 KM). Producent odpowiedział na oczekiwania dość szybko, bo już w kolejnym roku zaprezentował F 220 GT, w którym moc wzrosła do 19 KM dzięki dwucylindrowemu, wysokoprężnemu silnikowi MWM. Skrzynia biegów własnej konstrukcji dysponowała sześcioma biegami do przodu oraz dwoma wstecznymi, co dawało prędkość odpowiednio 20 i 10 km/h. Bak mieścił 20 litrów paliwa. Cały pojazd ważył niecałe 1300 kg, a dopuszczalna masa całkowita wynosiła 2190 kg. Produkcję F 220 GT zakończono w 1964 r. z około 7 tysiącami sztuk na koncie. Fendt wystartował późno, ale szybko dogonił, a nawet przegonił konkurencję dzięki ogromnej ilości możliwości zastosowań podłączanych specjalistycznych urządzeń oraz łatwości obsługi (pojazd reklamowano jako „Einmannsystem” – czyli system jednoosobowy).

Patrząc na pierwszy prezentowany dziś model oraz przyjmując rok 1960 podany przez producenta miniatury Wikinga za dobrą monetę (a nie zawsze tak jest) to mamy do czynienia właśnie z F 220 GT, choć na opakowaniu tak szczegółowej nazwy nie znajdziemy.

005.jpg


Kolejne zaprezentowane poniżej ciągniki to Fendt F 230 GT, który był wytwarzany między 1964 a 1967 rokiem, a powstało prawie 6500 egzemplarzy. Nowszy model zaopatrzono ponownie w chłodzony powietrzem produkt MWM, ale tym razem posiadał on trzy cylindry i generował 30 KM. Poprawiono także skrzynię biegów, która teraz oferowała osiem przełożeń do przodu i cztery do tyłu. Prędkość się nie zmieniła. Ciężar własny w wersji podstawowej wynosił półtorej tony, dopuszczalna masa całkowita - 2240 kg. Powiększono znacznie bak do 41 litrów. Ponoć przy pełnym obciążeniu maszyna paliła 6,8 litra na godzinę.

Dzięki firmie Preiser, która nomen omen także nie podała dokładniejszego oznaczenia miniatury, możemy cieszyć się kilkoma wersjami F 230 GT jeśli chodzi o zastosowane narzędzia.

Stefan: „Pokażmy na początek golasa.”
Wiesiek: [zachłystuje się, a szklanka o mało co nie wypada mu z ręki; robi wielkie oczy w stronę przedmówcy]
Heniek: [z uśmiechem godnym politowania zwraca się do Wieśka] „Głupku, jemu nie chodziło o ciebie.”
Wiesiek: [zawstydzony] „Zupełnie nie wiem, dlaczego o tym pomyślałem…”
Ja: [wszyscy dobrze pamiętają Wieśka, jak w zeszłym roku chciał zaprotestować przeciwko bezbożnemu świętu o nazwie „Walentynki” i po ponadprzeciętnym wzmocnieniu organizmu płynem wysokooktanowym, ganiał po wsi jak go natura stworzyła, strasząc młodzież obu płci; mróz nie był mu straszny, choć na pewno zmniejszył stanowczo siłę jego rażenia – jeśli wiecie o co mi chodzi]

006.jpg

007.jpg


Następny w kolejce jest traktor z ładowaczem czołowym i kosiarką.

008.jpg

009.jpg

010.jpg


Wiesiek: „W takim to się nawet wywrócić można.”
Heniek: „Ty już lepiej nic nie mów.”
 
OP
OP
W

Wieśniak

Aktywny użytkownik
Reakcje
538 44 0
#6
Fendt GT - część II.

Czas na opryskiwacze. Najpierw wersja oficjalna…

011.jpg

012.jpg

013.jpg

014.jpg


… a teraz wersja przerobiona przez Stefana, wzorowana na konstrukcji z lat 70-tych.

015.jpg

016.jpg

017.jpg


W obu przypadkach mamy najprawdopodobniej do czynienia z kabiną firmy Peko, która była w opcji do kupienia z ciągnikiem (mówimy tu o skali 1:1).

018.jpg


Na koniec maszyna, do której najciężej było wykonać zdjęcia, bo żeby pokazać jej pełną funkcjonalność, najlepiej obsadzić ją czynnikiem ludzkim. Ani Stefan, ani Heniek, ani Wiesiek za Chiny Ludowe nie chcieli stanąć przed aparatem. Udało mi się namówić Moją Starą i starą Stefana. Ale impas w męskich negocjacjach przedłużał się, a panie się irytowały traceniem czasu. W końcu jedna pokazała, kto ma portki w domu.

Stara Stefana: „Stary, wskakuj na traktor, bo nie będę tu kwitła do wiosny!” [i strzela Stefanowi w łeb]
Stefan: [w pół sekundy na traktorze i nie patrzy w naszą stronę]

Półautomatyczna sadzarka do ziemniaków – to oficjalna nazwa tego ustrojstwa.

019.jpg

020.jpg

021.jpg

022.jpg


Wiesiek: „O! A nawiązując do ziemniaków…”
Stefan: „Ten tylko o jednym!... I słusznie! Uwaga, polewam!”

z03.jpg
 
Ostatnio edytowane:

Jacek T4

Znany użytkownik
Reakcje
1.008 1 0
#7
Wątek, który określiłbym 3xS (SUPER)(y)(y)(y).
Po pierwsze: niecodzienne i unikatowe modele. O większości nawet nie miałem pojęcia, więc nawet z czystej ciekawości obejrzałem wszystkie dotychczasowe prezentacje.
Po drugie: świetny opis (sposób działania i producenci). Naprawdę warto chwilę poświęcić na przeczytanie ciekawych informacji.
I po trzecie: poczucie humoru, dystans i umiejętność kreowania humorystycznego wątku. To naprawdę bardzo rzadka cecha tego forum, spotykana tylko u nielicznych forumowiczów.
Dlatego gratuluję i trzymam kciuki za dalszy ciąg.
A że niestety umiejętność czytania zamiera, to obserwuję to też w swoich prezentacjach.
Takie czasy, że wolimy oglądać, niż pisać.
 
OP
OP
W

Wieśniak

Aktywny użytkownik
Reakcje
538 44 0
#8
Heniek: „Patrz, o, tutaj. Czytaj!”
Wiesiek: [czyta powoli, bardzo powoli, w zasadzie sylabizuje – jeszcze dziś nie pił, ma prawo nie być w formie]
Stefan: „Skończyłeś? No i?”
Wiesiek: [nic nie mów, robi tylko zaskakująco zadowoloną minę]
Stefan: „O, czyjeś ego zostało połechtane!” [śmieje się]
Ja: „Patrzcie tutaj, widzicie?”
Heniek: „T4. Chyba nawet dwa.”
Ja: „Mamy jakieś?”
Stefan: „T4? Mogę sprawdzić.” [idzie do tajnej części stodoły, o której nie wie jego stara][wraca po jakiejś chwili]
Ja: „I co?”
Stefan: „Mamy Hürlimanna Typ 4.”
Ja: „No i git! Kiedyś pokażemy. A teraz polewaj! Zdrowie Pana od T4!”
Wiesiek: [pada na kolana, wyciąga ręce ku górze i drze się w niebogłosy, jakby strzelił gola futbolówką na mundialu wiejskich drużyn]


Cztery kolejki później… W sumie można powiedzieć, że to była ekstraklasa [Stefan, jesteś mistrz!].
Wiesiek: [unosi kieliszek] „To co, strzelimy jeszcze jednego?”
Ja: „No ale co z prezentacją na dziś?”
Stefan: [także unosi szkło] „Jak strzelanie to… Steyr!”
Heniek: „Ale o co chodzi?”

Pistolety i karabiny – tym zasłynął Steyr, a korzenie te zostały odzwierciedlone w logo (zmieniono je dopiero w XXI w.). Produkowali także rowery oraz samochody. W traktorstwo weszli po wojnie.
Zgodnie z obowiązującą zasadą w „Przeglądzie sprzętu rolniczego w skali 1:87” lądujemy w kolejnym dziesięcioleciu – czas na lata 70-te i Steyry z serii Plus.

001.jpg


Seria Plus zapoczątkowana w 1967 r. modelami 30, 40 i 50 (nazwy od ilości dostępnych koni mechanicznych) dla austriackiego producenta była sporą zmianą. Oprócz typowych dla postępu technologicznego nowinek technicznych, najbardziej w oczy rzucało się nowe malowanie: wcześniej do wyboru było kilka kolorów, teraz wprowadzono jeden standard w formie czerwono-białej, obowiązujący zresztą do dziś. Innym charakterystycznym elementem nowych wyrobów Steyra był kanciasty wygląd. W traktorowym światku rzadko wspomina się o dizajnie, bo nie wygląd jest najważniejszy dla maszyn rolniczych. W tym wypadku jednak warto wspomnieć o twórcy „karoserii”, francuskim projektancie o trudnym do wymówienia nazwisku - Louis Lucien Lepoix – bo ten człowiek (i jego biuro projektowe) w ciągu kilkudziesięciu lat stworzył obudowę dla wielu mechanizmów. Oto tylko kilka przykładów:
- ciągniki rolnicze (Hanomag, Bührer, omawiana seria Plus Steyra),
- ciężarówki (Henschel, Magirus-Deutz, Büssing, Berliet),
- maszyny budowlane (np. walce Bomag),
- skutery, sprzęt RTV, maszyny do pisania, parkometry, nawet lokomotywę dla Henschela itd., itp.

002.jpg


Heniek: „No ładny jest.”
Wiesiek: [patrzy przez pełne szkło] „A teraz ładniejszy.” [i rechocze]

003.jpg
004.jpg


Rok po debiucie serię Plus wzbogacono o kolejne modele – 70 i 90 (zgodnie z nazwą odpowiednio 70 i 90 KM). Na początku lat 70-tych zmieniono z powodów marketingowych oznaczenia ciągników – miały on teraz mieć trzy cyfry, a jak się później okazało wraz ze wzrostem serii, nawet cztery. W roku 1971 pojazdem flagowym Austriaków był model 1100, a w kolejnym 1200.

005.jpg
006.jpg


Miniatury tych ciągników w skali H0 wykonał Mo-Miniatur – odpowiednio 1100 w wersji 4WD z kabiną i 1200 w wersji 2WD bez kabiny.

007.jpg
008.jpg
009.jpg


Konstrukcyjny punkt wyjściowy dla obu traktorów był ten sam. Najpoważniejsze różnice to waga i moc. 1100 z napędem na jedną oś ważył 3805 kg, a 1200 – 4505 kg. Wersje z napędem na obie osie były cięższe o 475 kg. Maszyny posiadały własnego projektu dizlowski, 6-cylindrowy silnik chłodzony cieczą o pojemności prawie sześciu litrów, ale w młodszym modelu był on zmodyfikowany i w porównaniu do 100 KM w Steyrze 1100, odmiana 1200 była mocniejsza o 15 koni i miała wyższy moment obrotowy. Ta sama skrzynia biegów firmy ZF oferowała 12 biegów do przodu i 6 do tyłu. Do baku mieściło się 118 litrów paliwa. 1200 z założenia używał opon o większych rozmiarach.

010.jpg
011.jpg


Mimo, że 1200 był rozwinięciem 1100, to jednak produkowano go krócej i wykonano mniejszą liczbę:
- 1100 – lata produkcji 1971-1977 – 879 sztuk,
- 1200 – lata produkcji 1972-1975 – 113 sztuk.

012.jpg


Wiesiek: „Suche fakty. SU-CHE fakty! Wiecie, co to znaczy?” [i pokazuje Stefanowi pusty kieliszek]
Stefan: [jak prawdziwy kolega: polewa po sam czubek szkła]
 

Prezes TS

Expert
Ekspert
Reakcje
1.054 25 2
#10
Gratuluję ze swej strony, super stronki o pojazdach rolniczych !
Objaśnienia historii rozwoju i wybranych skromnie danych oraz ciekawosteki, dozowane są w sposób umiarkowany acz dostateczny - jak nie przymierzając te miarki do wyrobów hyty szkła, by nie przynudzać a jedynie zaciekawić - brawo !
Tu, co by nie podważać idei, pomijam te T4 . . .
I już sam nie wiem, czy te ciekawostki, czy dialogi kumpli od wideł bardziej mnie zaciekawiły ?
Połknąłem całość jak nie przymierzając - jednym haustem, cokolwiek miałoby to znaczyć, mimo iż temat traktorów i innych nie jest mi szczególnym ale jako technika, czemu nie.
I tak jakoś oczekuję na c.d.n. . . . - coś jakby mnie suszyło . . . a u mnie, to spoko, jak się samo nie przewróci, to może spokojnie stać na półce, wypisz wymaluj - jak te lokomotywki w HO ;)
Pozdrawiam i wznoszę toast, no nie . . ., chyba się zagalopowałem, jak ten źrebak spuszczony z postronka ;)
 
OP
OP
W

Wieśniak

Aktywny użytkownik
Reakcje
538 44 0
#11
Wiesiek: „Prezes! Prezes napisał!
Stefan: [kładzie dłonie na ramionach Wieśka, patrzy mu głęboko w oczy i spokojnym głosem mówi] „To nie TEN prezes.”
Wiesiek: [oszołomiony]
Stefan: „Zestaw ratunkowy, proszę!”
Heniek: [sięga do ściany, zdejmuje ramkę, zbija szybkę, wyciąga małpkę, podaje mnie]
Ja: [podaję małpkę Stefanowi]
Stefan : [podaje małpkę Wieśkowi] „Lekarstwo. No, do dna!”
Wiesiek: [posłusznie wypija „medykament”]
Stefan: [patrzy na mnie i Heńka, pokazując uspokajające gesty] „Zaraz zacznie działać.” [zwraca się do Wieśka] „Wiesiu, już dobrze, już dobrze. Usiądź sobie.”
Wiesiek: [posłusznie siada, wciąż wzrokiem nieobecny, szepcze] „Może chociaż prezes Boniek?...]
Stefan: „Przykro mi, ale też nie.”
Wiesiek: [spuszcza głowę i kiwa ze zrozumieniem, pogodzony z losem]


Heniek: „Może dziś pokazalibyśmy coś swojskiego?”
Ja: „Czekaj, czas na lata osiemdziesiąte…” [sprawdzam naszą bazę danych – tak, mamy własną, żeby ogarnąć jakoś to złomowisko] „Dobra, do wyboru Ursus albo Zetor.”
Heniek: „Ursus.”
Stefan: „Nie, Zetor. Ursus jest zbyt oczywistym wyborem.”
Heniek: „Ty zawsze musisz na przekór?”
Stefan: [uśmiecha się złośliwie, bo to prawda]
Heniek: „Głosujemy. Ursus!”
Stefan: „Zetor!”
Wiesiek: [nie głosuje; leży na sianie w pozycji embrionalnej i z kciukiem w ustach, dochodząc do siebie]
Ja: „Ursusa ludzie znają, pokażmy Zetora.”
Heniek: [wzdycha patriotycznie]

20181113_201858.jpg


Pod koniec lat 50-tych Zetor wprowadził system „unifikované ŕady I” (UR I), czyli „zunifikowaną serię I”. Polegało to na unifikacji jak największej liczby części dla różnych typów ciągników, co oznaczało obniżenie kosztów z powodu mniejszego zapotrzebowania na przygotowanie różnorodnych elementów, a także pomagało sprzedawcom w terenie, którzy w magazynach mogli przechowywać mniejsze ilości zapasowych części. Łatwiej też było dokonać technologicznych modyfikacji w całej serii. Ten nowy sposób działania przyniósł czeskiemu (czechosłowackiemu?) producentowi sukces.

20181113_201913.jpg


W związku z rosnącym zapotrzebowaniem na mocniejsze traktory, w połowie lat 60-tych ruszyły „unifikované ŕady II” (UR II). Efekt wspólnych prac polsko-czechosłowackich projektantów objawił się światu w 1968 r. pod postacią czterocylindrowego Zetora 8011 Crystal, a rok później jako Ursus C-385.

Ja: „O szczegółach tej współpracy porozmawiamy przy prezentacji Zetora 8011.”
Stefan: „A co? Coś nie pykło między nami a Pepikami?”
Ja: „Raczej trudno jednoznacznie pewne rzeczy określić w kwestii efektu końcowego. No, ale jak wspomniałem, pogadamy o tym innym razem.”

20181113_201930.jpg


Połowa lat 70-tych to wprowadzenie silników 6-cylindrowych, a kilka lat później jednostek z turbodoładowaniem. Szczyt sukcesów Zetora to 1979 rok, kiedy to wyprodukowano ponad 32 tysiące maszyn. Na początku lat 80-tych postanowiono (ponoć decyzją polityczną) przenieść produkcję ciągników „UR II” do słowackich Zakładów Ciężkiego Przemysłu Maszynowego (ZTS) w Martin, pozostawiając w fabryce macierzystej w Brnie wytwarzanie zmodyfikowanych „UR I”. Z tego powodu można się spotkać z określeniem Zetorów ze Słowacji jako ZTS lub jako Zetor ZTS. Mimo produkcji na Słowacji, silniki do (najprawdopodobniej) 1990 r. dostarczały zakłady z Brna.

20181113_201947.jpg


Rok 1984 - określany także jako początek okresu B „zunifikowanej serii II” – to moment wprowadzenia następców maszyn etapu A. Wśród nich był także Zetor 9154, którego miniaturę wykonał czeski Icar. Drobną ciekawostką jest to, że akurat właśnie ten model ciągnika bardzo często jest pomijany w różnego rodzaju zestawieniach produktów Zetora czy bazach danych traktorów dotyczących „UR II”.

20181113_202001.jpg


Zetor (ZTS) 9154 był produkowany w latach 1985-1987. Występował tylko z napędem na wszystkie koła. Zasilał go 4-cylindrowy, turbodoładowany silnik o pojemności 4,56 litra i mocy 88 KM. Skrzynia biegów to 16 przełożeń w przód i 8 w tył. 4390 kg wagi można było rozbujać do 28 km/h, korzystając z pojemności 90-litrowego baku.

20181113_202020.jpg


Moja Stara: [gdzieś z oddali] „Ooobiaaad!”
Ja: „No, panowie, czas kończyć kolejny odcinek serii „Przegląd sprzętu rolniczego w skali 1:87.”
Stefan: „Co dziś podają u ciebie?”
Heniek: „Oby nie knedliki, co?”
Ja: „Oby!”


Post scriptum.
Był schabowy.

Post scriptum II.
Na sesję zdjęciową umówiliśmy się z chłopakami, że każdy przyniesie coś czeskiego. Stefan ustawił Zetora, Heniek podjechał Tatrą 603, ja przyniosłem każdemu po browarku, a Wiesiek ciekawostkę, że średnio w roku każdy Czech wypija ok. 140 litrów piwa.

20181113_202050.jpg
20181113_202125.jpg
 
OP
OP
W

Wieśniak

Aktywny użytkownik
Reakcje
538 44 0
#12
Wiesiek: „Jak powiem Magnum, to co sobie pomyślicie?”
Stefan: „Pistolet.”
Heniek: „Renówka.”
Ja: „Lody.”
Wiesiek: [z sentymentem] „Nie, chodzi o wspaniały serial w telewizji.”
[robimy z chłopakami wielkie oczy, bo nie wiemy, czy rozmarzenie w głosie Wieśka to z powodu Toma Selleck`a, czy dziuniek, które się wokół niego zawsze kręciły]

Analogia do Johna Deer`a.
Wchodzisz do sklepu, rozglądasz się i mówisz: „Co tu by dziś kupić? Może to… A może to… Aaa, niech będzie 8300.”
No i mógłbyś dostać siewnik, ciągnik albo sieczkarnię samojezdną. No dobra, przykład przesadzony, bo maszyny są z różnych czasów – odpowiednio z lat 80-tych, 90-tych i współczesnych. Ale inwencja w nazewnictwie chłopaków ze Stanów jakoś nie poraża.

001.jpg


Wspomniany traktor John Deere 8300, którego model widać na zdjęciach, to przedstawiciel serii 8000, która miała premierę w 1994 r. i zastąpiła serię 60. Niosła ze sobą duże i ważne nowości dla produktów z jeleniem w logo:
- montowano nową kabinę CommandView, która była przestronniejsza od poprzedniej, dawała także lepszą widoczność [do Wieśka – view to widok],
- na prawą stronę przeniesiono większość przycisków i elementów sterowania, tworząc CommandARM [do Wieśka – arm to ramię],
[a wsadź sobie to ramię w widok – Wiesiek]
- zastosowano Field Cruise Control do nadzoru prędkości podczas pracy w terenie [do Wieśka – yyy … albo nie],
- skonstruowano całkiem nowe turbodoładowane 6-cylindrowe silniki diesla.

002.jpg


W ciągnikach zastosowano dwa rodzaje jednostek napędowych: w modelach 8100, 8200 i 8300 był to silnik o pojemności 7,6 litra o mocy odpowiednio 185, 210 i 230 koni mechanicznych; w najmocniejszym 8400 pojemność zwiększono do 8,1 litra, a moc wzrosła do 260 KM. W ciągu 2-3 następnych lat mocniejsze jednostki trafiły do wszystkich przedstawicieli serii 8000. W skrzyni biegów zastosowano 16 biegów w przód i 4 w tył [zależy w jakie źródło patrzysz – inni piszą, że tyłowych biegów było 5 – Stefan]. Waga ciągnika to prawie 9 i pół tony, a pojemność baku ponad 500 litrów.

Można jeszcze dodać, że:
- w tamtym czasie przedstawiciel serii 8000 był najmocniejszym traktorem Johna Deere`a z napędem na jedną oś w historii firmy,
- od 1997 r. dostępna była również wersja na gumowych gąsienicach (dla rozróżnienia do nazwy modelu dodawano literę T),
- to był pierwszy raz od lat 60-tych, gdy równocześnie sprzedawano wersję na kołach i gąsienicach (wtedy stalowych).

003.jpg


Stefan: „Tak patrzę na tę miniaturę... I wiecie o czym ona świadczy?”
Wiesiek: [elokwentnie] „No?”
Stefan: „Że kochamy Johna Deere`a.”
Heniek: „I że to ślepa miłość.”
Wiesiek: [podnosi szklankę z przezroczystym płynem na wysokość oczu] „E, nie jest tak źle.”

004.jpg


Ertl to słynny amerykański producent modeli i zabawek. Główna działka to sprzęt rolniczy, ale wytwarzali też miniatury samochodów, a przez pewien czas także modele do sklejania. Zakres skal w jakich operował producent był bardzo szeroki. Ale akurat H0 było marginesem działalności. Poza tym trudno kreować pozytywny obraz czegoś, co ma poważne wady, choć zakochani w marce ze skaczącym jeleniem powiedzą, że w prezentowanym przypadku TYLKO dwie: zabawkowy tył i absurdalny pomysł, żeby miniatura składała się z dwóch połówek (i nie chodzi tu o podwozie i nadwozie). Zapewne tak było taniej! [złośliwy uśmiech] Poza tym to jedyny model serii 8000 w podziałce 1/87, więc…

Stefan: „Mnie się tam podoba.”

005.jpg


Ertl sprzedaje ten sam model także pod oznaczeniem 8200, gdzie dodatkowo na dachu są imitacje reflektorów i kierunkowskazów [mów po ludzku: migaczy – Heniek] oraz podwójne tylne opony, a także jako 8410, gdzie inaczej umieszczono na boku oznaczenia pojazdu (zgodnie z nowszym schematem).

Wiesiek: „Czy aby jesteście szczerzy z czytelnikami?”
Stefan: „Co masz na myśli?”
Wiesiek: „No, z tym uwielbieniem Jelenia.”
Stefan: [patrzy na mnie]
Ja: „Kurde, trzeba przyznać, że do 4020 z dwóch połówek się nie przekonaliśmy…”
Heniek: [smutno kiwa głową]
Stefan: „Wszystko przed nami. Idzie się do wszystkiego przyzwyczaić.”

I tą życiową myślą kończymy kolejny odcinek serii „Przegląd sprzętu rolniczego w skali 1:87” – tym razem z lat 90-tych. Następnym razem ruszamy w XXI wiek!
 

Gerson

Znany użytkownik
Reakcje
1.603 25 0
#13
Gratuluję pomysłu na stronkę o modelach. Fajnie się ogląda, jeszcze lepiej czyta i dodatkowo można się dowiedzieć wielu rzeczy, o których (cytując klasyka ;) ) "nie śniło się najstarszym fizjologom".
 
OP
OP
W

Wieśniak

Aktywny użytkownik
Reakcje
538 44 0
#14
Ja: „Otwieram obrady dotyczące wątku „Przegląd sprzętu rolniczego w skali 1:87”. Punkt 1. – losowanie. Stefan, czyń powinność.”
Stefan: „Zrywam banderolę, maszyna losująca jest pełna i rozpoczynam losowanie.” [zrywa akcyzę z flaszki i kręci nią na podłodze]
Ja: „Wylosowanooo… Wieśka! Wiesiu, dziękujesz za komentarz.”
Wiesiek: [otwiera maszynę losująca, zapełnia kieliszek i wznosi w górę] „Zdrówko!”
Ja: „Punkt 2. Obrad – objaśnienie.”
Stefan: [kręci butelką] „Heniu!”
Heniek: [napełnia, a następnie opróżnia kieliszek] „Więc tak… [powstrzymuję się, żeby nie powiedzieć, że od „więc” nie zaczynamy zdania – ja]. Jak mamy kilka traktorów z danej firmy, to początki tej firmy omawiamy tylko przy pierwszym.”
Stefan: „Najstarszym w sensie.”
Heniek: „Tak, najstarszym. Przy pozostałych po prostu opisujemy ich historię. To znaczy historię danego traktora.”
Stefan: „O ile jest coś ciekawego do powiedzenia.”
Wiesiek: „Daj mu skończyć.”
Heniek: „Natomiast, gdy pojawia się traktor, którego markę mamy tylko w jednym egzemplarzu, to nawet jeśli to świeżak…”
Stefan: „Czyli maszyna ze współczesnych, a nie historycznych czasów.”
Wiesiek: „Stefan!”
Heniek: „… to omawiamy początki firmy. Uff [zwraca się do Stefana], teraz se możesz przerywać.” [przepłukuje gardło]
Ja: „W związku z powyższym przechodzimy do punktu 3. obrad, czyli do Lamborghini.”
Wiesiek: „Zaraz, zaraz! Porzucamy traktorki na rzecz autek?”
Ja: „Heniu, polej mu dla rozjaśnienia umysłu.”

Zapewne wszyscy wiedzą, że zanim po drogach śmigały Miury, Countachy czy Diablo, Lamborghini produkowało ciągniki rolnicze.

001.jpg


Ferrucio Elio Arturo Lamborghini urodził się w 1916 r. w rodzinie, która zajmowała się rolnictwem. Gdy dorastał, bardziej interesowała go mechanika niż uprawianie ziemi jako takiej i już w młodym wieku pracował w warsztatach mechanicznych. Źródła udzielają sprzecznych informacji dotyczących jego wykształcenia – najprawdopodobniej studiował inżynierię, najprawdopodobniej jej nie skończył. Wcielony do wojska jeszcze przed II wojną światową, ok. 1940 r. powołano go do włoskich sił powietrznych – oczywiście nie w roli pilota. Nawet gdy trafił do niewoli brytyjskiej, mógł cały czas się doszkalać w praktyce, bo został zmuszony do pracy jako mechanik. Do ojczyzny wrócił dopiero rok po zakończeniu wojny, ożenił się, a w 1947 r. urodził mu się syn. Niestety przy porodzie zmarła żona Ferruccia.

Widząc wielkie zapotrzebowanie na maszyny rolnicze w kraju, postanowił stworzyć własny traktor. Wykorzystał do tego części zdobyte z wojskowego sprzętu, który po wojnie został wystawiony na sprzedaż i często dostępny po prostu jako złom. Tak powstała w 1948 r. Carioca z 60-konnym silnikiem brytyjskiego Morrisa. Ponieważ w tamtych czasach benzyna w Italii była droga, Lamborghini skonstruował rozpylacz paliwa, co pozwalało uruchomić silnik na benzynie, by po chwili przełączyć go na olej napędowy. Reakcja na maszynę była bardzo pozytywna i Ferruccio zaczął otrzymywać zlecenia na budowę kolejnych ciągników. Doprowadziło to do powstania w 1951 r. firmy Trattori Lamborghini, której fabrykę uruchomiono w rodzinnej miejscowości Włocha, czyli Cento. Tego samego roku wypuszczono L33 – ciągnik w całości zbudowany w fabryce za wyjątkiem 3,5 litrowego, 6-cylindrowego silnika Morrisa. Ponoć Ferruccio zakupił ok. 1000 takich silników. Gdy skończył się zapas, zaczęto montować dieslowski MWM-Benz. W kolejnych latach firma konstruuje własne jednostki napędowe.

002.jpg

003.jpg


Heniek: „A potem już samo pojechało.”
Stefan: „Samo chyba nigdy nie jedzie.”
Wiesiek: „Nie smarujesz, nie jedziesz. O, właśnie, trzeba gardło nasmarować…” [opróżnia kolejne szkło]

Rzeczywiście, interes kwitł. Rosła sprzedaż tak wewnętrzna, jak i na eksport (wysyłano w świat nawet 50% produkcji). W latach 60-tych Lamborghini było czwartym producentem traktorów we Włoszech po Fiacie, Same i OM. Ale nic nie trwa wiecznie i kryzys przyszedł wraz z kolejną dekadą. Anulowane duże zamówienia (RPA, Boliwia), a także dodatkowo problem ze związkami zawodowymi (koszty pracy) doprowadziły w 1973 r. do sprzedaży firmy lokalnemu konkurentowi - Same. Udało się jednak zachować markę i istnieje ona po dziś dzień, będąc obecnie częścią koncernu Same-Deutz-Fahr.

004.jpg

006.jpg


Co do samego Ferrucia Lamborghini to rok po sprzedaży Trattori Lamborghini pozbył się także Automobili Lamborghini. W wieku 58 lat ponownie został ojcem, a będąc człowiekiem bardzo majętnym, bawił się jeszcze m.in. w produkcję wina. Zmarł w 1993 r. w wieku 76 lat.

005.jpg

007.jpg


Heniek: „A ten byk w znaczku firmy to od czego?”
Stefan: „On chyba był spod znaku byka?”
Ja: „Tak, ale tak fascynowały go walki byków, że chyba bardziej o to chodziło.”
Wiesiek: „To szkoda, że nie był spod znaku panny. Bo może lubiłby walki kobitek w kisielu i wtedy na znaczku byłyby cycuszki…” [rechocze]
Stefan: „Jemu już chyba dziś wystarczy.” [przesuwa butelkę jak najdalej od Wieśka]

008c.jpg

009c.jpg



Model na zdjęciach przedstawia Lamborghini R8.270 DCR. Ale wszystko zaczęło się od Deutz-Fahra Agrotron w 2003 r. Rok później pokazano bliźniacze serie Same Diamond i Lamborghini R8. Odmiana 270 została zaprezentowana w 2007 r. i była produkowana do 2012 r. Montowano w niej dieselowski 6-cylindrowy silnik z turbodoładowaniem o pojemności 7,1 litra, generujący 269 KM. Napęd na cztery koła przenosiła skrzynia z 40 biegami w przód i 40 biegami w tył. Maszyna ważyła prawie 9,5 tony, a zbiornik paliwa mieścił 585 litrów.

010.jpg


Srebrna miniatura to dzieło Wikinga.

Tu należy nadmienić, że na rynku zdominowanym przez niemieckich producentów modeli, maszyny inne niż niemieckie to zawsze coś wyjątkowego (wyjątek od tej reguły stanowi John Deere). Stąd wciąż brak oficjalnych miniatur Fiata czy Landini. Może we Włoszech są tacy wytwórcy jak przykładowo w Polsce Husaria Model Factory, ale nic o nich nie wiadomo.

Wiesiek: [troszkę bełkocze] „Ale dlaczego mówimy tyle o Lambordżini, a nic o Ferrari?”
Stefan: „Lamborgini! Mówi się Lamborgini, nie Lambordżini!”
Wiesiek: [wciąż bełkotliwie] „Dlaczego unikasz odpowiedzi na to pytanie?” [i robi minę, jakby chodziło o spisek dotyczący ukrywania faktu, że ziemia jest płaska]
Heniek: „Bo Ferrari nie robiło traktorów, dzięciole!”
Ja: „Heniu, jakby to powiedzieć…” [puszczam oko do Stefana]
Heniek: [poruszony, mało nie strącił szklanki ze stołu] „No bez jaj! Ferrari robiło traktory?”
Stefan: „Weź mu powiedz, bo wszystko nam potłucze.”

Ferrari od traktorów nie ma nic wspólnego z Ferrari od samochodów. Ot, zbieżność nazw. Firma powstała w latach 50-tych i specjalizowała się w małych maszynach. Co ciekawe, istnieje do dziś.
W kwestii miniatur kojarzę jeden model w skali 1:43 od Universal Hobbies.

Wiesiek: [bełkot nie mija] „Ale my jesteśmy od ha zero. Pokażmy Ferrari.”
Stefan: „A niby skąd mamy wziąć?”
Wiesiek: „Ja chcę Ferrari!”
Stefan: [lekko poirytowany macha ręką ignorująco]
Wiesiek: [skanduje] „Fe-ra-ri! Fe-ra-ri!”
Heniek: „Zróbcie coś, bo ja zaraz zwariuję od tych wrzasków!” [trzyma się za głowę]
Ja: „Stefan, przywieź jakieś Ferrari, bo rzeczywiście trzeba będzie Wieśka zakneblować, a pamiętasz jak to się ostatnio skończyło.”
Stefan: [przypomina sobie… i zrywa się do wyjścia]

Stefan przywozi Ferrari...

011.jpg

012.jpg


Stefan prezentuje Ferrari...

013.jpg
014.jpg


Stefan odwozi Ferrari…

015.jpg
 
OP
OP
W

Wieśniak

Aktywny użytkownik
Reakcje
538 44 0
#15
[cisza]
[długa cisza]
Ja: [lekko zdezorientowany] „A chłopaki kiedy przyjdą?”
Stara Wieśka: [prawie syczy] „Nie przyjdą.”
Stara Heńka: „Po wczorajszym? Karę dostali!”
Stara Stefana: „Ja nie wiem, jakim cudem cię to ominęło, ale ta twoja dziołcha ma za duże pobłażanie do ciebie.”
Ja: [w szoku siedzę cicho]
Stara Stefana: „ Zaczynaj, bo nie chcę zimować w tej stodole.”
Stara Wieśka: „To się jakoś nazywa?”
Ja: „Przegląd sprzętu rolniczego w skali 1:87. Ten odcinek ma podtytuł.” [pokazuję kartkę na dowód, że nie zmyślam]
Stara Wieśka: „Ja chcę przeczytać!”
Ja: [patrzę w stronę Starej Stefana, a ona zgodnie kiwa głową, więc podaję papier Starej Wieśka]
Stara Wieśka: „Hanomag – część pierwsza. Dobrze?” [pytającym wzrokiem patrzy na mnie]
Ja: [odpowiadam szczerze, choć w głosie pewności mi brak] Nie. Przeczytaj pogrubionym tekstem.
Stara Heńka: [zirytowana] „Chcesz mnie obrazić?”
Ja: „Nie o to chodziło.” [nie wiem dlaczego, ale głos mi jakoś coraz bardziej drży]
Stara Heńka: „Daj, ja przeczytam. Hanomag – część pierwsza.
Ja: [z ulgą] „Brawo!”
Stara Stefana: „Bez czułości! Jedziesz z tym koksem! Nie będziemy tu siedzieć do rana!”

001.jpg

002.jpg


Hanomag – to skrót od Hannoversche Maschinenbau-Aktien-Gesellschaft, i mimo że pod długą nazwą przedsiębiorstwo pojawiło się na mapie technicznej świata w 1871 r., to znana nam wszystkim wersja skrócona zaczęła być używana oficjalnie od 1912 r., choć wymyślono ją 8 lat wcześniej z powodów kosztowych – żeby firmowe telegramy były tańsze. Natomiast fabryka miała swój początek w 1835 r. pod szyldem Eisen-Giesserey und Maschinenfabrik Georg Egestorff.

Stara Stefana: „Dość zawile opowiadasz. To tak specjalnie? A może chcesz udowodnić, że czegoś nie zrozumiemy? Bądź jak prawdziwy facet i wal prosto z mostu, a o damski rozum się nie martw!”

003.jpg

004.jpg


Fabrykę założył – jak sama nazwa wskazuje – Georg Egestorff. Urodził się w 1802 i żył 66 lat. Miał syna (niestety w wieku dwóch lat zmarł), pięć córek oraz talent do interesów. Jego fabryka produkowała silniki parowe (w tym do statków), lokomotywy, żurawie hydrauliczne oraz inne maszyny przemysłowe – a to wszystko w pierwszej połowie XIX wieku. Bardziej ciekawe od faktu, że założył też m.in. fabrykę chemikaliów, jest jego podejście do pracowników, dla których utworzył ubezpieczenia zdrowotne na wypadek choroby czy śmierci, ufundował szkołę dla dzieci, a także ośrodek do opieki nad nimi.

005.jpg

006.jpg



Wspomniałem już, że Egestorff był „damskim krawcem”…

Stara Wieśka: „Co? Nic nie mówiłeś o szyciu.”
Ja: [niepewnym głosem] „Chodzi o te pięć córek…”
Stara Stefana: „Oj, ja tu wyczuwam…”
Ja: [szybko podejmuję przerwaną historię; nie chcę wiedzieć, co Stara Stefana wyczuwa]

Oczywiście nie ma co gdybać jak potoczyłaby się historia przedsiębiorstwa, gdyby Egestorff miał męskiego potomka, i ten także, i następny – tworząc kolejną wielką „techniczną” rodzinę. A tak po założycielu firmę przejął zięć i… wkrótce potem ją sprzedał. I jeszcze wiele, wiele razy zmieniała ona właścicieli, aż dziś należy do Japończyków z Komatsu.

007.jpg

008.jpg


Jednak od śmierci Egestorffa do kryzysu po I Wojnie Światowej Hanomag całkiem dobrze sobie radził, a przynajmniej nikt się tam nie nudził, o czym niech zaświadczy kilka poniższych faktów:
- w 1873 r. fabrykę opuszcza tysięczna lokomotywa, w 1897 r. 3-tysięczna, w 1914 r. 7-tysięczna, w 1919 r. 9-tysięczna, w 1922 r. 10-tysięczna…
- w 1905 r. powstają pierwsza ciężarówka i autobus – oba na parę (a do 1957 r. łącznie przedsiębiorstwo wytwarza 50 tysięcy ciężarówek),
- 1907 to rok, gdy firma próbuje swoich sił w rolnictwie, a oficjalny efekt ma miejsce w 1912 r. w formie pługa silnikowego,
- w 1920 r. debiutuje ciągnik gąsienicowy,
- samochodzik z 1924 roku…

Stara Heńka: „Dość! Ile można tego słuchać? Naprawdę siedzicie tu całymi wieczorami i przerzucacie się datami?” [wydyma usta]
Ja: „Noo… nie.”
Stara Wieśka: „To, że chlejecie, to wszystkie wiemy. Pokaż coś wreszcie!
Stara Stefana: [robi duże oczy]
Stara Wieśka: „Zboczona jesteś? Nie o to mi chodzi!” [perzy się]
Stara Heńka: [pod nosem] „Ja tam swoje wiem…”
Stara Wieśka: „To jest to coś? Co to za pokraka?” [i pokazuje grubym palcem w stronę obiektu ze zdjęć]
Ja: [mówię trochę odważniej, bo staję w obronie miniatury firmy Saller] „To pług. Silnikowy. Nazywają go też samobieżnym.”
Stara Heńka: „O! Jak mi mój stary jeszcze raz podpadnie, to pod pierzyną też będzie samobieżny!” [rechocze, a wraz z nią pozostałe żaby; czuję się jak nad stawem pod wieczór]

009.jpg


Druga dekada XX wieku to kolejny krok w rozwoju maszyn rolniczych, gdy pługi silnikowe zaczęły zastępować lokomobile (z ciekawostek – nawet Opel stworzył swoją wersję takiego pługu). Ich żywot nie trwał jednak długo, bo szybko nadchodziła era protoplastów ciągników, jakie już sami znamy. Były bardziej uniwersalne, a przede wszystkim tańsze, a przez to dostępne szerszej grupie nabywców.

Na zdjęciu - ruchome ramię pługa (podniesione i opuszczone).
010.jpg


Hanomag WD Großpflug czyli „duży pług” wyruszył orać ziemię w 1912 r. Określano go mianem pługa silnikowego lub samobieżnego. Był to efekt kilku lat pracy inżyniera Ernsta Wendelera i rolnika Bogusława Dohrna (ten drugi najprawdopodobniej był synem ówcześnie znanego niemieckiego darwinisty ze Szczecina i Polki Marii Baranowskiej).
Nazwa WD wzięła się od pierwszych liter nazwisk twórców pojazdu. Zresztą wyżej wymienieni nie poprzestali na wielkim pługu. Wyroby konkurencji zweryfikowały plany i kolejne pojazdy określane WD były traktorami w dzisiejszym rozumieniu tego słowa.
Wracając do bohatera tej opowieści – w najmocniejszej wersji 4-cylindrowy, rzędowy silnik ponoć dysponował mocą 80 koni z pojemności 15 litrów. Monstrum ważyło około 6 ton przy długości 8,8 metra i szerokości 2,8 metra i mogło pędzić 5,5 km/h. Skrzynia biegów posiadała dwa biegi w przód i jeden wsteczny.
A jak to jeździło z dwiema kierownicami? Ano umiejscowiona wyżej obsługiwała tylne koło podporowe, umożliwiając manewrowanie, a zamontowana niżej opuszczała/podnosiła ramię z pługiem.
Produkcję zakończono w 1921 r.

011.jpg

012.jpg


[skrzypią drzwi, a w szparze pojawia się blada twarz Wieśka]
Stara Wieśka: [nawet nie odwraca głowy w stronę gościa, tylko spokojnym, a równocześnie przerażającym głosem mówi] „Już posprzątałeś? Jesteś pewien? Chcesz test białej rękawiczki? Ale nie taki, jak robi ta baba z telewizora, tylko mój, po którym będzie cię długo boleć.
[człowiek w drzwiach wycofuje się, potakując głową, że tak, jeszcze coś musi poprawić]
 
OP
OP
W

Wieśniak

Aktywny użytkownik
Reakcje
538 44 0
#17
Stara Wieśka: [znudzonym głosem] „A teraz co?”
Ja: Dwa egzemplarze następcy dużego pługa. Ten zielony to…
Stara Stefana: „Zielony? Przecież to turkusowy!”
Stara Heńka: „Wszyscy faceci są ślepi. Rozróżniają tylko kolory butelek i chyba nic więcej.”
Stara Stefana: „Wiecie co, mam dość tego. Zaraz tu umrę z nudów. Karę miały mieć nasze chłopy, a my same się ukarałyśmy. Zbieramy majdan i do domu!”
Ja: [zaskoczony; najpierw nie chciałem się odzywać, żeby nie zapeszyć, ale męska solidarność wzięła górę] „A chłopaki przyjdą?”
Stara Stefana: „Na pewno nie dzisiaj. Muszę jakoś odreagować pobyt w tym… w tym… miejscu.” [ostatnie słowo wypowiedziane z przekąsem]
Stara Wieśka: „Czekaj, zlitujmy się nad nim.” [i pokazuje kartkę z tytułem części pierwszej o Hanomagu]
Stara Heńka: „Coś tam coś tam – część druga. Może być?” [i nie czekając na moją reakcję] „Musi być!”
[panie wychodzą]

Ja: [patrzę na miniatury] „Jak to nie jest zielony?”

001.jpg


Drogi modelem T, a pola modelem F - Ford zalał świat dzięki wydajnemu systemowi pracy w swoich fabrykach. Oczywiście sama ilość to za mało, liczyła się także jakość, a ciągnik Fordsona zrewolucjonizował rynek ciągników rolniczych. Był tak dobry, że pojawił się w Europie, zmuszając miejscowych producentów do reakcji, aby nie oddać całkowicie ziemi amerykańskiemu najazdowi technologicznemu.

002.jpg

003.jpg


Panowie odpowiedzialni za pług samobieżny Hanomaga, czyli Ernst Wendeler i Bogusław Dohrna, skonstruowali również pierwszy traktor kołowy tej firmy. WD R 26 ujrzał światło dzienne w 1924 r. Korzystał z silnika już używanego w ciągnikach gąsienicowych: benzynowego, 4-cylindrowego o mocy 26 KM i pojemności 4,2 litra. Trzy biegi w przód, jeden w tył, prędkość maksymalna 8 km/h. Waga była uzależniona od zamontowanych kół – w wersji drogowej były one cięższe niż w wersji rolniczej – stąd rozrzut był między poniżej 2 ton do powyżej 3 ton.

004.jpg

005.jpg


Po dwóch latach produkcji wprowadzono mocniejszą wersję, a w 1931 montowano silnik dizlowski. Był to jednak moment, gdy szalał kryzys gospodarczy i Hanomag po raz kolejny zmienił właściciela.

006.jpg

007.jpg


Model turkusowy… [rozglądam się niepewnie, czy baby na pewno wyszły] … więc zielony to miniatura Wikinga, a tak naprawdę Roskopfa, firmy powstałej w 1955 r., a przejętej przez Wikinga w 1990 r. W katalogu widnieje po prostu jako WD (Wiking podaje rok oryginału jako 1924, co wskazuje właśnie na WD R26).

008.jpg

010.jpg


Druga miniatura już oficjalnie przedstawiająca WD R26 to model Mo-Miniatur.
Oba pojazdy są w wersjach drogowych.

011.jpg

009.jpg


Ja: „Czy mi się wydaje, że bardzo lubisz Hanomaga?”
Ja: „Dobrze mnie znasz.” [uśmiecham się] „W kolekcjonowaniu miniatur jest mnóstwo fajnych rzeczy. Jedną z nich jest poznawanie prawdziwych firm, ich historii, wyrobów. Dzięki Preiserowi zwróciłem szczególną uwagę właśnie na Hanomaga.”
Ja: „A czy pokazując kolejne maszyny, opowiesz nam jak skończył się żywot tego producenta?”
Ja: „Dobrze by było zrobić to przy okazji modelu jakiegoś traktora z ostatniej serii, ale jak dotąd w skali H0 taki się nie pojawił.”

012.jpg


[skrzypnięcie drzwi, w szparze pojawiają się trzy głowy]
Stefan: „Cholera, on gada do siebie samego!”
Heniek: „Tak mi się od dawna wydawało, że z nim jest coś nie tak.
Wiesiek: „Przesadzacie. Czasem człowiek musi się sam ze sobą napić. To i pogadać do siebie można.” [i wesoło macha do mnie trzymaną flaszką]
Ja: [odmachuję towarzysko, zawstydzony, jakby mnie złapali z ręką na…]
 
OP
OP
W

Wieśniak

Aktywny użytkownik
Reakcje
538 44 0
#18
Ja: „Panowie, musimy wprowadzić trochę kultury w te nasz spotkania.”
Heniek: „Czy chodzi o kulturę picia?”
Wiesiek: [pod nosem] „Mam złe przeczucia…”
Ja: „Zgadza się. Nie możemy pić tak po prostu codziennie. To nieeleganckie, zalatujące alkoholizmem.”
Stefan: „A przecież my jesteśmy degustatorami.”
Wiesiek: [potakuje energicznie] „No właśnie, degus… tymi… smakoszami.”
Heniek: [do Wieśka] „Ty się tak nie ciesz, bo zaraz się dowiesz, że dziś abstynentujemy.”
Wiesiek: [z przerażeniem w oczach] „Nie!” [i zatrwożony zwraca się do mnie] „Czy to prawda?”
Ja: „Poniekąd. Kończymy z piciem dla picia. Teraz będziemy pić tylko, gdy będzie ku temu okazja, gdy będzie co świętować.” [robię pauzę, chłopaki czekają w napięciu na płentę] „A w tym roku obchodzimy… 50-lecie Joskina!” [ostatnie wyrazy wykrzykuję]
[męskie, troszkę zaniedbane ciała zrywają się z miejsc siedzących i szybują trzy centymetry nad ziemią w podskokach radości]
Ja: [przekrzykuję oszalały tłum] „Stefan, przynieś jubileuszówkę!”

001.jpg


Skoro 50 lat to łatwo obliczyć, że historia zaczyna się w 1968 r., choć do interesujących nas działań jeszcze trochę czasu upłynie. Właśnie w tym roku Belg Victor Joskin, który całe życie spędził na farmie, otworzył interes związany z wykonywaniem różnych prac na rzecz gospodarstw rolnych. Od 1972 r. główną siedzibą Joskina staje się Soumagne w regionie Waloni, a firma rozwija swoją działalność o naprawę oraz handel maszynami i częściami, by dwa lata później stać się także importerem wyrobów kilku firm. Ambitny Victor szukał jak najlepszych rozwiązań dla swoich klientów. W końcu uznał, że to, czego nie może znaleźć, wykona sam. Wprawdzie pierwszym własnym produktem Joskina były brony (rok 1983), lecz założyciel przedsiębiorstwa zwrócił szczególną uwagę na to, co inni wytwórcy traktowali bez szczególnej atencji – transport gnojowicy.

002.jpg


Heniek: „Musiał lubić ten zapach.”
Wiesiek: [wzdycha rozmarzony] „Ooo, to ja idę powspominać.” [wstaje i udaje się w stronę wychodka]
Stefan: [energicznie macha ręką koło nosa] „A nie mogłeś rozpylacza włączyć na zewnątrz?”

003.jpg

004.jpg


W 1984 r. powstają pierwsze beczki asenizacyjne o pojemności 3500 litrów i 5500 litrów. A potem poszło już jak po g…, jak po maśle chciałem powiedzieć. Nie tylko zwiększano ofertę w dotychczasowym zakresie, ale też dodawano nowe produkty, jak choćby wywrotki rolnicze. W 1996 r. zaprezentowano system Cargo, który polegał na tym, że różnego rodzaju zabudowy do wożenia i rozprowadzania nawozu można było montować wymiennie na jednym podwoziu. To rozwiązanie jest obecne w ofercie Joskina do dziś.

005.jpg

006.jpg


Ja: „Uwaga, będzie wątek polski.”
Wiesiek: [zrywa się z siedziska, staje na baczność] „Jako patriota piję za pomyślność mojego kraju.”

W 1999 r. Joskin otwiera fabrykę w Trzciance, która skupia się na cynkowaniu elementów maszyn narażonych na kontakt z agresywnymi substancjami. W kolejnych latach powstają jeszcze zakład we Francji oraz kolejny w Belgii.

Najoryginalniejszy produkt firmy Victora ogląda oficjalnie światło dzienne w 2012 r. Jest to Cargo-Truck – pierwszy samojezdny Joskin.

joskin cargo-truck.jpg


Heniek: [tonem znawcy] „Jak ktoś żyje wiecznie wśród obornika, to potem tworzy takie dziwolągi.”
Stefan: [znany ze złośliwego poczucia humoru] „Czekaj, mówisz o sobie i swoim synu?”
Heniek: [próbuje zabić wzrokiem]

007.jpg

008.jpg


Dziś Joskin w swej ofercie posiada nie tylko przeogromny wybór beczek asenizacyjnych, ale także rozrzutniki obornika [my mówimy gnójomioty – Wiesiek], przyczepy do bydła, spulchniarki do łąk, zbiorniki na wodę, kosiarki, wywrotki, przyczepy pojemnościowe i platformowe, wozy czyszczące.

009.jpg

010.jpg

011.jpg


Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden element funkcjonowania tego przedsiębiorstwa. Pozostaje ono w rękach rodziny Joskin (żona założyciela oraz jego trójka dzieci pracują w firmie), a chcąc mieć wpływ na jakość, a przede wszystkim chcąc chronić własną wiedzę, wynikającą z wieloletniego doświadczenia, aż 85% wszystkich komponentów do produkcji maszyn Joskin wytwarza samodzielnie. Dla porównania w przemyśle samochodowym przeciętnie wartość ta wynosi zaledwie 25-30%.

012.jpg

013.jpg


W skali H0 Joskina wyprodukowały tylko Wiking i Siku. Ten drugi zaproponował zestaw z systemem Cargo, ale jakość wykonania była zabawkowa. Nie zniechęciło to maniaków maszyn rolniczych, którzy wykorzystali bazę do własnych przeróbek.

Natomiast Wiking, wykorzystując jeden typ podwozia, zaproponował beczkę asenizacyjną, wywrotkę, rozrzutnik obornika i przyczepę platformową. Miniatura pochodzi z pierwszej połowy pierwszej dekady tzw. nowego tysiąclecia.

014.jpg


Jako że gnojowica jest najbliższa naszym sercom, dziś prezentujemy trzy wersje beczek asenizacyjnych. Dwuosiowa jest najbliższa oryginałowi Wikinga, bo została przez nas tylko poprawiona estetycznie. Natomiast jedno- i trzyosiowa to już nasze szaleństwo: Wiesiek spawał, Heniek szlifował, Stefan malował, a ja pokazywałem palcem, co trzeba jeszcze zrobić. Na koniec wszyscy byli zadowoleni.

015.jpg


Heniek: „A jak się czyta Joskin po belgijsku?”
Stefan: „Nie ma języka belgijskiego.”
Heniek: [śmieje się] „Ta, jasne, a oni co, może po francusku mówią?”
Stefan: [kiwa głową potakująco] „No. I jeszcze po holendersku.”
Ja: „Mówią, że to raczej flamandzki i waloński.”
Wiesiek: [popija, bo na razie nie ogarnia tematu]
Heniek: [wiedząc, że zaraz będzie awantura, szybko nam przerywa] „Ja chcę tylko wiedzieć, jak się czyta Joskin. Może być nawet po niebelgijsku.”
Wiesiek: [ożywa w nim ukryty lingwista] „Żoskin? Żoskę?”
Stefan: „Biorąc pod uwagę, że macierzysta fabryka mieści się we francuskojęzycznej części Belgii…”
Ja: [przerywam Stefanowi] „Ważniak z Trzcianki mówi po prostu Joskin.”
Heniek: [rozczarowanym tonem] „Ale banalnie…”
Wiesiek: [wznosi toast] „Na część jubilata!” [intonuje „Sto lat”]
[zaczynamy się wydzierać, a w tym czasie sprytny Wiesiu rozlewa sobie trzy kolejki - taki jest profesjonalny w tym temacie]
 
OP
OP
W

Wieśniak

Aktywny użytkownik
Reakcje
538 44 0
#19
Joskin - post scriptum.

Czasem baby mają rację.
Moja Stara zwróciła uwagę, że bez punktu odniesienia nie wiadomo jak duże są te przyczepy. Słusznie!
Więc na szybko fotka według jej sugestii.
Szkoda, że w ramach podziękowania musiałem umyć gary...

016.jpg