Odcinek szósty (przedostatni).
* Każda opowieść musi kiedyś się skończyć.
W niewielkim pałacyku wśród łąk LIS, sierżant LIS, zażywał kąpieli w swojej porcelanowej wannie kunsztownie oprawionej w złote okucia. Wanna swoim wyglądem przypominała dużą białą filiżankę postawioną na złotym kocherze. Armatura tego cuda była wykonana ze szczerego złota. Mundur generalissimusa z zasłoniętymi dystynkcjami wisiał na wieszaku nieopodal. Sierżant zanurzony po szyję w cieplutkiej wodzie o zapachu różanym marzył o samo awansowaniu lub jak kto woli, nadaniu sobie najwyższej rangi w państwie. Długo pracował na swój sukces. Wspierał pochlebców i członków rodziny, słuchał donosicieli, wysłuchiwał skarżących się i niezadowolonych. Powoli rozbudowywał struktury zrzeszające swoich popleczników. W marzeniach już przydzielał swoim zaufanym najwyższe stanowiska. Miał ku temu możliwości i środki, ponieważ był dyrektorem banku samopomocy. Instytucja finansowa nie przynosiła spodziewanych zysków. Dyrektor wiedział o tym, ponieważ wypłacał sobie bardzo wysokie honoraria niejednokrotnie przewyższające wpływy. Co, tam!?!? Żyje się tylko raz.
Nagle zadzwonił telefon na stoliku w salonie kąpielowym. Ten telefon to było arcydzieło wykonane z masy perłowej. Cacko-pomyślał LIS. Powoli podniósł słuchawkę z której dobiegały odgłosy zajścia, które miało miejsce w miasteczku namiotowym. Słychać było ryk silnika wielkiego różowego Cadillaca, nieprzerwany pisk opon, wrzaski straszliwe i wycie złowrogie gnających, co sił w nogach wilków. LISOWI serce stanęło w gardle. Pomyślał: „Rewolucja!!! Tyle moich wysiłków ma pójść na marne? Nie poddam się łatwo! Będę kłamał ile się da! Powołam fałszywych świadków. Całą winą obciążę jego wysokość demencję Mechosława I. Celowo nie sprowadzałem do niego części serwisowych! Mechusia Pozłacanego też poleciłem „spierniczyć” tu i ówdzie. Faktury są ogólnie w porządku bo zakupy robiłem zgodnie z procedurami przetargowymi, czyli „po taniości” i podpisywał wszystkie władca, posiadacz mózgu zbudowanego na lampach elektronowych. Stary rupieć może mi jeszcze zaszkodzić! Jego pamięć jest niedostępna zdalnie, ponieważ ani Mechosław I ani Mechuś Pozłacany nie korzystali bezpośrednio z magistrali informacyjnych kiedyś nazywanych internetem.”
O ile w Mechusiu Pozłacanym udało się zmodyfikować, co nieco szpiegom LISA to jednak nie udało się im zmienić kodu źródłowego.
„No dobra rewolucjoniści!!! Zaraz się wami zajmę. Będzie straszliwa jatka!!!”-LIS włączył awaryjną radiostację na strychu swojego pałacu i nadawał do swoich współpracowników tajną, zapętloną informację nagraną na magnetofonie drutowym. Brzmiało to mniej więcej tak –„osiem zero dwa Tamara trzy pięć Sasza piętnaście trzy osiem zero dwa Tamara trzy pięć Sasza piętnaście trzy” to był kod oznaczający pełną mobilizację.
Wilki dobiegły do domu babci Czerwonego Kapturka. Pościg mechanicznych kaprali załamał się po około kwadransie. Akumulatory do super wypasionych hulajnóg dla strażników LIS kupił okazyjnie na pchlim targu, ale również oszczędzał na ich właściwej eksploatacji.
Domek babci Czerwonego Kapturka to nie był zwykły domek. Każdy zaoszczędzony grosz kobieta przeznaczała na doposażenie swojej posiadłości. Twierdza zwana Wilczym Szańcem w Gierłoży to pestka w porównaniu z domkiem Szalonej Staruszki. Babcia z wyróżnieniem ukończyła studia wojskowe w École spéciale militaire de Saint-Cyr w latach osiemdziesiątych XX wieku. Służyła w Légion étrangère piętnaście lat i doszła do stopnia kapitana. O tym, że nie jest to lipna pozycja w jej życiorysie świadczyły liczne blizny oraz muskulatura zazwyczaj niespotykana u pań w podeszłym wieku. W wielkim skrócie można powiedzieć, że wilki po dobiegnięciu do domku babci poczuły się bezpiecznie, ale na wszelki wypadek pochowały się po szafach i w kredensach w kuchni. Babci to specjalnie nie przeszkadzało. W czasie, kiedy wilki rozlokowywały się po meblach, babcia aktywowała pola minowe oraz zasieki otaczające jej twierdzę. Wieczorem spokojnie usiadła z szefem Wilkiem, Czerwonym Kapturkiem i gajowym Szyszeczką na ganku. Pili herbatę i sączyli Jasia Wędrowniczka. Wilk pykał fajkę i wypuszczał aromatyczne kółka. Na stole oprócz ciastek domowej roboty stała radiostacja SCR-300 nieznacznie zmodyfikowana przez Czerwonego Kapturka. Prowadzili z kimś spokojną rozmowę.
CDN.