Odcinek drugi.
Zemsta straszliwą bywa, jeśli się powiedzie.
Przyodziany w baranie kłaki Wilk zarządził wojenną odprawę na leśnej polanie.
Grzmiał swoim gniewnym głosem o koniecznej zemście na Mechusiu Pozłacanym. Wtedy jeden ze starszych wilków w stadzie zapytał się, dlaczego nie mogli skonsumować tego tłustego największego barana.
Przywódca przypomniał im, że to z powodu pradawnych dekretów Mechosława I zabronione jest zjadanie czegokolwiek i kogokolwiek, co ma kręgosłup i krew w naczyniach krwionośnych oraz stworzeń posiadający układ nerwowy. „Pozostało nam, zatem jedzenie glonów, porostów i alg. Dekret ten ukazał się po wielkiej zarazie i obowiązuje do dzisiaj. Tylko jeden gatunek na znanym nam świecie nie chorował na wielką zarazę. Tym gatunkiem, który oparł się mega-zarazie były wilki”-perorował herszt.
„Jednakowoż z powodu ustanowionego prawa pozwolono nam na pobieranie datków żywnościowych od przechodniów, którzy dobrowolnie dzielą się z nami swoimi zasobami. Żywność, jak wam wiadomo kamraci, jest teraz syntetyzowana w specjalnych syntetyzatorach z podstawowych molekuł. Jedynym naturalnym pokarmem są tylko dla nas wcześniej wspomniane glony, porosty i algi. Jeśli badania ekspertów od żywienia dalej potrwają to i to może zostać zabronione.
Wilki, bądźmy mądre i niezależne. Weźmy swoje sprawy w swoje łapy! Załatwmy aparat kontroli w naszym świecie! Walczmy z bezprawiem i uciskiem! Bądźmy, jak dotąd, jedynym wolnym gatunkiem Canis lupus to brzmi dumnie!”
Stado wilków niewiele zrozumiało z przemowy swojego szefa jednak wszyscy bili gromkie brawa i wilczym zwyczajem wyli do wschodzącego księżyca.
„Tak, tak, kiedyś mieliśmy swoje prawa. Dostawaliśmy nawet diety wilcze i pieniądze. Teraz dostajemy tylko puste obietnice i syntetyczną żywność. Powstańmy do walki o nasze prawa!”
Wataha aż gotowała się w bojowym nastroju. Wiki tarzały się, podskakiwały wysoko a niektóre płakały z radości.
-„Świetnie!!! Ale co mamy zrobić dla Ciebie, o nasz wodzu?”-Zapytał jeden ze starszych członków posiedzenia.
-„Jak to, co? Zepsujmy Mechusia Pozłacanego!”
Najmłodszy z wilków zakrzyknął: „Mam pomysł! Zwabmy go do elektrowni tam gdzie stoją wielkie transformatory, izolatory i słupy wysokiego napięcia. Za przynętę będzie któryś z nas przebrany za Czerwonego Kapturka. Mechuś tam wlezie. Zrobi zwarcie i będzie po nim!!!”
„Brawo, brawo, brawo młodzieńcze, twój pomysł, zatem i wykonawstwo twoje.”-powiedział przywódca.
Stado rzuciło się na śmiałka. Ogolili go do gołej skóry i przyodziali w strój Czerwonego Kapturka pożyczony z magazynu kostiumów z Teatru Wielkiego w Łodzi oraz dali mu koszyczek z atrapami smakołyków znanych już tylko z opowieści również pożyczony z rekwizytorni w Teatrze Wielkim.
Pod osłoną nocy wilki wykopały długi tunel do transformatorowni w elektrowni termojądrowej. Tak kochani czytelnicy, już była opanowana zimna fuzja w czasach, kiedy rzecz się działa.
Wilki po ciężkim ryciu i wierceniu dostały się do rozdzielni wysokiego napięcia w elektrowni. Był środek nocy. Skradali się bardzo cicho i ostrożnie.
Wtem „PIERDUT, ŁUBUDU!!!” i jeszcze raz „PIERDUT, ŁUBUDU!!!” Błysk, straszny huk, wielka łuna i wybuch. To łańcuch od krowy, który ze sobą taszczyli zrobił zwarcie w transformatorowni.
CDN.