• Ten serwis używa "ciasteczek" (cookies). Korzystając z niego, wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. Learn more.
  • Szanowny Użytkowniku, serwisy w domenie modelarstwo.info wykorzystują pliki cookie by ułatwić korzystanie z naszych serwisów. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki.

Kolekcja Wesołe przypadki MIKOTA 1

OP
OP
MIKOT 1

MIKOT 1

Znany użytkownik
Reakcje
3.961 99 132
Taki samochodzik od czapy. Wilki po wypadku są nim zwożone do szpitala kolejowego z lasu.
WP_20210401_19_20_18_Pro.jpg

Przejazd pociągów towarowych tym razem na mojej Łętowni.
Ponieważ MP3 mi nie wchodzi na youtuba, to sam napiszę bajkę. Będzie wersja do poczytania.
 
OP
OP
MIKOT 1

MIKOT 1

Znany użytkownik
Reakcje
3.961 99 132
Odcinek pierwszy.

Dawno, dawno temu był sobie władca Mechaladii, Mechosław I. Rządził on swoim państwem mądrze i sprawiedliwie. Jednak czas upływał i potrzebował swojego następcy. Był już stary i miał wszystkie śrubki pordzewiałe a jego lampowy mózg elektronowy nie działał już tak sprawnie jak na początku. Niestety nie mógł też liczyć na serwisowanie gdyż wszystkie części zamienne już się skończyły. Nie mógł też mieć dzieci, albowiem był robotem. Postanowił, zatem zbudować sobie następcę. Nazwał go Mechuś Pozłacany. Jego potomek, jako mózg miał najnowszy komputer. Sam główny procesor ważył około pięć kilo. Ten cud myśli inżynierskiej miał możliwość poruszania się na nogach ale również posiadał zdolność latania i pływania. Zapewniały mu to mega–silniki plazmowe o sile ciągu mierzonej w milionach Tera-Newtonów. Była zdolny do osiągnięcia prędkości światła co dawało mu możliwość lotów międzygalaktycznych. Wszystko to zawdzięczał najnowszemu reaktorowi za paliwo używającego antymaterię. Cóż powiecie, że nie był ekologiczny, bo nie miał wiatraczków paneli fotowoltaicznych i takich wynalazków na miarę dinozaurów XX wieku? Otóż był ekologiczny, moje kochane dinozaury. Nie zostawiał śladu węglowego. Całą konstrukcję miał wykonaną z metalu Tytanium pozłacaną najczystszym złotem.

Mechuś Pozłacany pierwszego dnia swojego istnienia został wysłany przez ojca, aby poznał wszystkie zakątki swojego królestwa. Nie oddalił się daleko od domu, gdy przechodząc przez las usłyszał płacz dziewczęcia. To żałośnie zawodziło i biadoliło dziecko płci żeńskiej zwane Czerwonym Kapturkiem. Okazało się iż przed chwilą w tym miejscu miał miejsce rozbój. Okropny wilk wyskoczył z krzaków i jak wyznała ofiara napadu: „No, wilk mi zabrał kanapki, które niosłam dla babci i zjadł je na miejscu a wszystko to popił litrem nalewki jarzębinowej, co miała być na lekarstwo”-powiedział Czerwony Kapturek. Mechuś Pozłacany postanowił, że odnajdzie i ukarze sprawcę tej zuchwałej grabierzy. Nie musiał daleko szukać. Po całej okolicy niósł się śmiech pijanego Wilka. Nasz czarny charakter kontynuował rozpoczęta libację w gospodzie „U Wesołej Baby Jagi”. Wiadomo było, że to był ten wilk, ponieważ do gospody prowadził trop z okruchów niedawno zakończonej konsumpcji kanapek oraz odciski wilczych łap. Opis birbanta na tym etapie pominiemy z przyczyn pedagogicznych.

Mechatroniczny następca tronu postanowił zabrać wilka na najbliższy komisariat policji. Komendant uznał, że to było niewielkie wykroczenie, które nie podlega karze. Mechuś uznał jednak, że Wilkowi nie może ten występek ujść na sucho. Wsadził go więc do komory depilacyjnej, którą miał na swoim wyposażeniu pokładowym. Po wypuszczeniu z komory depilacyjnej na wilku nie było ani jednego włoska sierści. No to taki BYLE JAKI Wilk!

Łysy Wilk został wypuszczony na wolność. Udał się do swojej watahy i na leśnej polanie zwołał pilne zebranie wszystkich wilków z lasu. Oznajmił, że czuje się nagi i znieważony. Kompani w duchu śmiali się ze swojego szefa. Niedaleko lasu pasło się stado baranów. Wilki rzuciły się na największego barana z nożyczkami i maszynkami do golenia, aby pozyskać wełnę. Wilki, jak to wilk,i nie umiały zrobić włóczki z wełny a tym bardziej nie umiały robić sweterków na drutach. „Opędzlowawszy” barana do gołej skóry zebrały kłaki wełny i pognały na leśną polanę, gdzie czekał ich szef. Nie można powiedzieć, iż nie miały talentów modelarskich. Szybciutko wilcy wysmarowali swego herszta wikolem i kunsztownie oblepili go zdobyczną wełną. Hugo Boss by się nie powstydził. Wilk w wełence wygądał zaje…biście.
WP_20210402_22_25_50_Pro.jpg

CDN.
Życzymy wszystkim wesołych świąt!
 
Ostatnio edytowane:
OP
OP
MIKOT 1

MIKOT 1

Znany użytkownik
Reakcje
3.961 99 132
Odcinek drugi.

Zemsta straszliwą bywa, jeśli się powiedzie.

Przyodziany w baranie kłaki Wilk zarządził wojenną odprawę na leśnej polanie.

Grzmiał swoim gniewnym głosem o koniecznej zemście na Mechusiu Pozłacanym. Wtedy jeden ze starszych wilków w stadzie zapytał się, dlaczego nie mogli skonsumować tego tłustego największego barana.

Przywódca przypomniał im, że to z powodu pradawnych dekretów Mechosława I zabronione jest zjadanie czegokolwiek i kogokolwiek, co ma kręgosłup i krew w naczyniach krwionośnych oraz stworzeń posiadający układ nerwowy. „Pozostało nam, zatem jedzenie glonów, porostów i alg. Dekret ten ukazał się po wielkiej zarazie i obowiązuje do dzisiaj. Tylko jeden gatunek na znanym nam świecie nie chorował na wielką zarazę. Tym gatunkiem, który oparł się mega-zarazie były wilki”-perorował herszt.

„Jednakowoż z powodu ustanowionego prawa pozwolono nam na pobieranie datków żywnościowych od przechodniów, którzy dobrowolnie dzielą się z nami swoimi zasobami. Żywność, jak wam wiadomo kamraci, jest teraz syntetyzowana w specjalnych syntetyzatorach z podstawowych molekuł. Jedynym naturalnym pokarmem są tylko dla nas wcześniej wspomniane glony, porosty i algi. Jeśli badania ekspertów od żywienia dalej potrwają to i to może zostać zabronione.
Wilki, bądźmy mądre i niezależne. Weźmy swoje sprawy w swoje łapy! Załatwmy aparat kontroli w naszym świecie! Walczmy z bezprawiem i uciskiem! Bądźmy, jak dotąd, jedynym wolnym gatunkiem Canis lupus to brzmi dumnie!”

Stado wilków niewiele zrozumiało z przemowy swojego szefa jednak wszyscy bili gromkie brawa i wilczym zwyczajem wyli do wschodzącego księżyca.

„Tak, tak, kiedyś mieliśmy swoje prawa. Dostawaliśmy nawet diety wilcze i pieniądze. Teraz dostajemy tylko puste obietnice i syntetyczną żywność. Powstańmy do walki o nasze prawa!”
Wataha aż gotowała się w bojowym nastroju. Wiki tarzały się, podskakiwały wysoko a niektóre płakały z radości.

-„Świetnie!!! Ale co mamy zrobić dla Ciebie, o nasz wodzu?”-Zapytał jeden ze starszych członków posiedzenia.
-„Jak to, co? Zepsujmy Mechusia Pozłacanego!”

Najmłodszy z wilków zakrzyknął: „Mam pomysł! Zwabmy go do elektrowni tam gdzie stoją wielkie transformatory, izolatory i słupy wysokiego napięcia. Za przynętę będzie któryś z nas przebrany za Czerwonego Kapturka. Mechuś tam wlezie. Zrobi zwarcie i będzie po nim!!!”
„Brawo, brawo, brawo młodzieńcze, twój pomysł, zatem i wykonawstwo twoje.”-powiedział przywódca.

Stado rzuciło się na śmiałka. Ogolili go do gołej skóry i przyodziali w strój Czerwonego Kapturka pożyczony z magazynu kostiumów z Teatru Wielkiego w Łodzi oraz dali mu koszyczek z atrapami smakołyków znanych już tylko z opowieści również pożyczony z rekwizytorni w Teatrze Wielkim.

Pod osłoną nocy wilki wykopały długi tunel do transformatorowni w elektrowni termojądrowej. Tak kochani czytelnicy, już była opanowana zimna fuzja w czasach, kiedy rzecz się działa.
Wilki po ciężkim ryciu i wierceniu dostały się do rozdzielni wysokiego napięcia w elektrowni. Był środek nocy. Skradali się bardzo cicho i ostrożnie.
Wtem „PIERDUT, ŁUBUDU!!!” i jeszcze raz „PIERDUT, ŁUBUDU!!!” Błysk, straszny huk, wielka łuna i wybuch. To łańcuch od krowy, który ze sobą taszczyli zrobił zwarcie w transformatorowni.
WP_20210403_21_17_23_Pro.jpg

CDN.
 
Ostatnio edytowane:
OP
OP
MIKOT 1

MIKOT 1

Znany użytkownik
Reakcje
3.961 99 132
Odcinek trzeci.

Kochani Czytelnicy, zadajecie sobie pytanie po cóż wilki ciągnęły do elektrowni długi krowi łańcuch?

Był im potrzebny do realizacji przebiegłego planu. Fałszywy Czerwony Kapturek był uzbrojony w przebranie naciągnięte na coś w rodzaju uziemionej klatki Faradaya natomiast łańcuch miał zwisać z linii wysokiego napięcia nad nim. Lecz jak już wiecie plan troszeńkę się skomplikował. Otóż czujny Mechuś Pozłacany zobaczył błysk i straszliwy huk. Poleciał czym prędzej zobaczyć co się wydarzyło. Kiedy nadleciał niektóre z wilków jeszcze były w powietrzu a niektóre niczym smażone nietoperze wisiały na linii wysokiego napięcia. W powietrzu unosił się zapach spalonej sierści. Mechatroniczny bohater złapał wszystkie szybujące w dół wilki. Załadował je do swojej szpitalnej komory pokładowej. Następnie przystąpił do zdejmowania wilków zwisających z przewodów elektrycznych. Kiedy już ostatni rewolucjonista desperat był na pokładzie. Łańcuch od krowy powrócił ze stratosfery. Nawet Ezop i Newton wiedzieli, że jeśli coś się żuci do góry i to coś nie ma chociaż pierwszej prędkości kosmicznej to to coś wróci. Zgodnie z prawami fizyki łańcuch wrócił oraz zgodnie z prawami Murphy'ego cudowny robot „dostał” tym łańcuchem w głowę dokładnie w momencie kiedy opadł on drugim końcem na linię wysokiego napięcia.

Niby nic wielkiego się nie stało, ale troszkę iskier w głowie Mechusia Pozłacanego się wytworzyło. W umyśle człowieka stan ten nazwalibyśmy pomrocznością jasną. Wilki zostały zaopatrzone przez pokładowy program medyczny. Każdy dostał zastrzyk (nie wiadomo co to było za lekarstwo), plasterki, bandaże, gaziki, środek na porost włosów, szczoteczkę i pastę do zębów, koszulki T-schirt, kalesony walonki i kombinezon narciarski.

Mechuś delikatnie wylądował na leśnej polanie gdzie czekało już na ofiary wypadku osiedle namiotowe. Każdy z wilków schodząc po trapie na polanę miał wręczany przez hostessy bezpłatny bilet i zaproszenie na stok narciarski.
WP_20210404_22_08_54_Pro.jpg

CDN.
 

Jacek765

Znany użytkownik
GGM
SMK Katowice
NAMR
Reakcje
3.288 61 2
Piotrek pisz dalej. Historia zaczyna mnie wciągać. Na początku ilość postaci cybernetycznych trochę mnie skierowała w kierunku podejrzeń o inspirację "Cyberiadą" Stanisława Lema. Jednak w dalszej części pojawiło się więcej postaci biologicznych co tego nie potwierdza. W każdym razie opowiadanie zaczyna być ciekawe.
 
OP
OP
MIKOT 1

MIKOT 1

Znany użytkownik
Reakcje
3.961 99 132
Odcinek czwarty

Przymusowe wczasy.

Po wyjściu z pasażerskich przedziałów Mechusia Pozłacanego wilki były nieznacznie skonfundowane. Tyle dobrego je spotkało. „Przecież planowaliśmy srogą zemstę za pohańbienie naszego przywódcy.”

Udogodnienia w miasteczku namiotowym podobały się wilkom. Była tam stołówka, namiot kąpielowy z ciepłą wodą, świetlica z telewizorem, namiot z parkietem do potańcówek, punkt medyczny, lądowisko dla helikopterów, a dla zwiększenia bezpieczeństwa mieszkańców miasteczko było otoczone wysokim ogrodzeniem. Nad spokojem nowych mieszkańców czuwali mechaniczni wartownicy. Super zakwaterowanie. Łóżeczka do spania, a nie jakieś tam wilcze legowiska.

Następnego dnia mieszkańcy tego idealnego miasteczka zostali o godzinie szóstej obudzeni dźwiękami trąbki woskowej grającej pobudkę. Jakie było ich zdziwienie, gdy mechaniczni wartownicy z dystynkcjami wojskowymi oznaczającymi, iż są kapralami oznajmili im: wstawać szybko, ubierać „dresiki i trampki” teraz zaprawa poranna. Dopilnowane i poganiane okrzykami i gwizdkami podoficerów wilczyska przebiegły spory dystans do tego zostały dołączone jakieś żabki, pompki, przysiady i wymachiwanie łapami i ogonami. Następnie toaleta poranna, śniadanie (same, zgodne z przepisami syntetyki). Po śniadaniu wilki chciały się troszkę powylegiwać jakież było ich zdziwienie, gdy z głośników radiowęzła szczekający głos oznajmił im, że muszą zgłosić się na placu apelowym na zbiórkę. „Obecność obowiązkowa! Kto nie przyjdzie zostanie ukarany.”

Posłusznie poszły wilczyska na plac apelowy. Kaprale stali się jeszcze mniej uprzejmi. Uformowali z wilków szeregi. Nadali im numerki identyfikacyjne. Każdy członek stada dostał obrożę ze swoim numerem. Dowiedzieli się, że za chwilę poznają swojego dowódcę –komendanta osiedla namiotowego.

Padła ostra komenda „baczność!” Na plac apelowy wjechał lekko opancerzony samochód z wieżyczką. Samochód zatrzymał się pośrodku placu. Otworzył się właz i oczom zebranych okazała się sympatyczna morda lisa. Lis pogrzebał chwilę w wieżyczce i wydobył megafon.

„Raz, dwa, trzy, próba megafonu!!! Wszyscy mnie słyszą?
Jestem komendantem tego miasteczka Nazywam się LIS, sierżant LIS. Z powodu awarii następcy tronu Mechusia Pozłacanego do czasu usunięcia jego awarii, a to może troszkę potrwać. Dla waszego dobra oraz w celu wyjaśnienia przyczyn awarii zasilania wszyscy, to jest całe stado, musicie zostać w namiotowym miasteczku. Nie będziecie się na pewno tutaj nudzić. Mamy opracowany dla was harmonogram pracy oraz regulaminy. Rozkład zajęć jest wywieszony na słupie ogłoszeniowym. Bezpośrednią opiekę nad wami będą sprawować kaprale. Żadnemu z was krzywda się nie stanie. Uwaga, z przyczyn technicznych łączność trochę szwankuje w miasteczku. Jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości w miarę możliwości będę rozpatrywał wasze wnioski.
Miny wilków już nie były wesołe.

*Obrazka brak. Bo co tu wesołego narysować.

CDN.
Kochani, nie martwcie się. Wilki dadzą sobie radę ale to trochę potrwa.
 
Ostatnio edytowane:
OP
OP
MIKOT 1

MIKOT 1

Znany użytkownik
Reakcje
3.961 99 132
Odcinek piąty.

Niespodziewani sprzymierzeńcy.

W czasie, kiedy wilki były przydzielane do brygad robotniczych, które miały wyruszyć do pracy w kopalni piasku na pustyni. (Wyjaśniam, że nie chodzi o jakiś zwykły piasek lub żwir. To piasek specjalnego przeznaczenia. Sierżant LIS nie wyjawił sekretu. Powiedział, że to ściśle tajne i żeby nie zawracać mu głowy.) Wilki miały kopać cały dzień i ładować piasek do przygotowanych specjalnych worków. Na wszystkich była podobizna sierżanta LISA trzymającego w czułym uścisku czarnego kota.

Mechaniczni wartownicy otoczyli przymusowych robotników. To nie przelewki. U pasa każdego z nadzorców zwisał oręż. Były to szable, miecze, widły, maczugi, elektryczne łapki na owady (może zaboleć pomyślały wilki). Strażnicy ponadto dysponowali pojazdami. Były to sportowe, super resorowane hulajnogi elektryczne ze specjalnymi oponami dostosowanymi do szybkiej jazdy w terenie.
Uformowano z więźniów kolumnę marszową w pobliżu bramy wjazdowej do namiotowego miasteczka.

Wtem rozległo się straszliwe wycie klaksonu i różowy Cadillac babci Czerwonego Kapturka wśród snopów iskier spowodowanych tarciem metalu o metal i wznieconego kurzu, który właśnie staranował ogrodzenie więzienia. Mechaniczni strażnicy byli kompletnie zaskoczeni. Za kierownicą samochodu siedział Czerwony Kapturek i urządzał regularny dryft po placu apelowym. Wzbijały się tumany kurzu, ale oprócz ryku silnika słychać było krzyk: „Wilki, wilki, chodu do domu mojej babci!!!”

CDN.
 
OP
OP
MIKOT 1

MIKOT 1

Znany użytkownik
Reakcje
3.961 99 132
Odcinek pięć i pół

* Kto bajkopisarzowi zabroni pisać pół rozdziału?

Muszę wyjaśnić, co skłoniło Czerwonego Kapturka do podjęcia desperackiej akcji ratowania wilczej kompanii.
Przywódca stada był znajomym Babci Czerwonego Kapturka. Często odwiedzał starszą panią. Przynosił z lasu owoce runa leśnego: jagody, maliny, poziomki, a jesienią grzyby. Jak się domyślacie w tym absurdalnym wyimaginowanym świecie obowiązywał zakaz zbierania runa leśnego. Wilk pozyskiwał zakazane owoce w nocy i przebrany za pustelnika ekscentryka zanosił je na ganek domku. Nigdy nie oczekiwał zapłaty, ani nagrody za swoje usługi. Chciał tylko posiedzieć na ganku i porozmawiać z Babcią, Czerwonym Kapturkiem przy herbacie czasami wzmacnianej nalewką domowej roboty. Niejednokrotnie w rozmowach brał udział starszy pan z powodu pełnionej funkcji zwanym gajowym Szyszeczką. Pozostałe wilki nie były zbyt ufne i towarzyskie wolały siedzieć w ich zdaniem stosownej odległości od domku (takiej akurat na rzut suchą sosnową szyszką).
Można powiedzieć o wilku, że był on dżentelmenem swojego rodzaju. Zawsze ładnie się wysławiał, nie palił e -papierosów (chociaż zdarzało mu się pyknąć kilka ozdobnych kółeczek z fajki jaka została po dziadku Czerwonego Kapturka), w szufladzie na dnie babcia miała schowany nielegalny, a jakże by inaczej, tytoń fajkowy AMFORA. Wilk zawsze miał wyczesane futro i mogłoby się wydawać, że używał brylantyny i nie śmierdział dzikim zwierzęciem z lasu tylko pachniał delikatnymi męskimi perfumami. Jednak panie nigdy nie miały odwagi go o to zapytać. Wilk był gawędziarzem i erudytą. Przeczytał wiele książek i znał kilka języków obcych. Nie zrobił kariery z najprostszego powodu: brzydził się lizusostwa i donosicielstwa.
Do szczęścia wystarczała mu wesoła kompania wilków dzikusów i pogawędki z paniami oraz strażnikiem lasu-Szyszeczką.
Wilk miał jedną wadę, no może dwie. Po wypiciu nalewki powiadał sprośne dowcipy i śpiewał ludowe piosenki, chociaż całkowicie był pozbawiony talentu wokalnego.
Zatem, co zaszło tego feralnego dnia, kiedy mogło się wydawać, że poczciwina skrzywdził Czerwonego Kapturka?
Istotnie, Wilk spieszył się na spotkanie w Karczmie u Baby Jagi gdzie miał zaplanowane spotkanie w interesach z Niedźwiedziem. Wilk chciał kupić dla swojego stada komfortową jaskinię z centralnym ogrzewaniem, bieżącą wodą i kanalizacją. Pieniądze na ten cel zbierał od roku publikując artykuły w poczytnych żurnalach pod pseudonimem JENOT. Wilk nie lubił spotkań biznesowych z Niedźwiedziem jednak w okolicznościach, w jakich się znalazł nie miał wyboru. W mniemaniu Wilka Niedźwiedź był bardzo zarozumiałym nowobogackim stworzeniem. Jak już nam wiadomo spotkał po drodze do karczmy Czerwonego Kapturka i zagadnął go czy nie ma czegoś do zjedzenia i czegoś „wzmacniającego”? Istotnie Czerwony Kapturek miał koszyczek z wiktuałami. Wilk był tak przejęty spotkaniem, że zapomniał o dobrych manierach. Wcisnął sobie do pyska całą kanapkę, co spowodowało czkawkę. Kanapka utknęła w wilczym gardle. Zaczął się dusić, oczy zrobiły mu się wielkie i tymi wielkimi oczyskami zobaczył karafkę z jarzębiakiem. Nie trudno zgadnąć, że wlał całą zawartość do gardła. –Uff, pomogło. Oszołomiony procentami i chwilowym niedotlenieniem podziękował dziewczynie, liznął ją w policzek i pognał do knajpy. Transakcja z Niedźwiedziem zakończyła się sukcesem. Wilk stwierdził, że Niedźwiedź nie jest zadufanym nowobogackim d…pkiem. Niedźwiedź był tylko trochę nieufnym w kontaktach z nowopoznanymi.

Dlaczego zatem lamentował Czerwony Kapturek? Wilk nie odłożył do koszyka karafki tylko postawił ją na kamieniu. Karafka była kryształowa. Na niewielkiej wysokości manewrował pozłacany robot podziwiając, jakim jest zwrotnym cudem techniki. Podmuch z silnika manewrowego spowodował, że karafka spadła z kamienia i zamieniła się w drobne szkiełka.
Dziewczyna biadoliła –„O głupi wilku!!! To była ulubiona karafka babci, gdzie ja teraz taką kupię?!?!”

Co było dalej już wiecie.

Na opis również zasługuje gajowy Szyszeczka.
To był mężczyzna dobrze po dziewięćdziesiątce, szczupły, można powiedzieć, że chudy. Miał na głowie gąszcz rudych włosów i rudą brodę. Niezbyt dbał o swój wygląd. Spodnie i buty miał mocno zużyte. Nie widział tego jednak z powodu wady wzroku. Używał okularów z bardzo grubymi szkłami, nosił stale przy sobie strzelbę myśliwską z fantazyjnie powyginaną lufą. Nie miał amunicji, ponieważ była mu niepotrzebna i tak by w nic nie trafił. Miał też u pasa dwie kabury na rewolwery. Wystawały z nich dumnie dwa „korkowce” kupione na gdańskim targu Świętego Dominika w XX wieku.

Staruszek był dziarski, jednak od dziesięciu lat nie mógł zdać psychotestów na strażnika leśnego. Jedną z mocnych jego stron był talent wokalny i umiejętność gry na gitarze.

Babci Czerwonego Kapturka jeszcze nie opiszemy, aby nie uprzedzać faktów.
WP_20210407_20_49_26_Pro.jpg

CDN.
 
Ostatnio edytowane: