Dziś mnie mało szlag nie trafił. Już prawie kończyłem tył Orlicana. Z drucika dorobiłem nawet uchwyty do otwierania drzwi chłodni...
I nagle oglądając tysięczny raz fotografie, które jak wydawało mi się, znam w najdrobniejszych szczegółach, zorientowałem się, że drzwi "wchodzą" w dach, a nie kończą się zgodnie z linią podziału.
Gdy już się nakląłem na SDV, a potem na siebie za brak uwagi, stanąłem przed dylematem - udawać, że nic się nie stało, pruć całość i robić od nowa, czy też może brać się do poprawek. Stanęło na tym, że spróbuję poprawić całość. Odciąłem zawiasy i odlałem nowe. Gdybym wcześniej nie przygotował sobie formy byłbym w kosmicznej czarnej... dziurze
bo fototrawionki by tego nie przeżyły. Gdy więc żywica sobie tężała, wyprułem wszystkie drobiazgi, zeszlifowałem tył dachu, by bardziej licował z drzwiami (cieszyłem się, że SDV odlewa topornie, bo grubości materiału wystarczyło i obeszło się bez szpachli), przetrasowałem powiększony otwór drzwiowy i skalpelem usunąłem nadmiar materiału. Nie wyszło idealnie, ale w tych okolicznościach, przy kiepskim dojściu, naprawdę dałem z siebie wszystko. Potem doszły nowe dłuższe pręty i zawiasy, mniej odstające uchwyty druciane i na koniec ze starej trawionej ramki wygiąłem mocowania prętów. Przy wyginaniu ich przypomniała mi się scena z Vabanku, jak Duńczyk blaszki wycina i klnie
. Na koniec dokleiłem nad drzwiami paseczek polistyrenu, żeby się woda na nie nie lała. Tył uznaję za skończony.