Łolabooga! To już tydzień minął odkąd wróciliśmy z Kolegą Gawrylukiem z Rumii. Wspaniała przygoda najpierw dłuuuuugo wyczekiwana, później przebiegająca szybciej niż Pendolino, teraz została już tylko we wspomnieniach. Oczywiście jak zawsze coś się zdarzyło i jak zawsze musieliśmy z Gawrylukiem mieć jakieś przygody. Zaczęło się już na początku i spowodowało, że od pierwszego dnia się rozdzieliliśmy.
Naczelnik Parowozowni Pierwszej Klasy w Ostrowie Wielkopolskim zaproponował nam obsługę lokomotywowni w pełnym zakresie, poszerzonym dodatkowo o omawianie wszystkich wykonywanych czynności z licznie zaproszonymi gośćmi. Pracę zaczęliśmy od zapoznania się z pracownikami. Kiedyś już próbowałem nawiązać z nimi kontakt ale mnie przepędzili. Teraz, dzięki naszej aktualnej pozycji oraz faktu, że trochę wydoroślałem, było już całkiem przyjaźnie. Nikt tu się nie obijał. Wszystkie stoły ślusarskie przy torach odstawczych w szopie były przygotowane, w kozach buchał ogień, a narzędziownia pod względem zaopatrzenia nie pozostawiała żadnych wątpliwości, że był tu dobry gospodarz.
Gdy Gawryluk odkręcał zawór przy żurawiu wodnym swoją siłą wzbudził powszechny podziw. Sprawnym ruchem uzyskał maksymalny strumień w kilka sekund. Wodowanie parowozu przy takim przepływie wody, to była chwilka.
Pierwszy problem pojawił się dopiero, gdy chcieliśmy z Gawrylukiem przygotować dystrybutor paliwa do zatankowania naszej stonki.
Ustaliliśmy między sobą, że będziemy nią manewrować po stacji. Tymczasem cały olej napędowy „skotłowaliśmy” podczas jazd w czasie kręcenia filmów. Rzadko używany w parowozowni zawór główny zbiornika, lekko zardzewiał i znieruchomiał. Dla zaprawionego w bojach z „problemami technicznymi” Gawryluka nie był to żaden kłopot. Wziął potężny młot i kilkoma sprawnymi uderzeniami uwolnił blokadę.
. Niestety, na widok potężnego faceta walącego w instalację z paliwem pracownicy lokomotywowni w popłochu rzucili się do ucieczki krzycząc: „Wariaci z Podlasiaaaa!!! Ratuj się kto możeeee!!” Wkrótce znalazłem się u naczelnika Salsy.
- Pracuje pan z Osiołkiem – brzmiało to nie jak stwierdzenie lecz raczej jak rozkaz.
- Może z osiłkiem ale nie Osłem – obruszyłem się. Nie lubię gdy ktoś obraża mojego przyjaciela. Zresztą to nie był młot stalowy, tylko gumowy z metalowym rdzeniem i nie było szansy żeby coś zaiskrzyło. Zabrakło jedynie czasu na wyjaśnienia i przez to wybuchła panika.
- U nas mówi się Osiołkiem – Z naciskiem powtórzył naczelnik Salsa.
W tym momencie usłyszałem trzask zamykanych drzwi korytarza. Domyśliłem się, że to Gawryluk, stojąc pod drzwiami, który usłyszał epitet pod swoim adresem, obrażony wyszedł z poczekalni.
- Panie naczelniku Salsa, to nieporozumienie. Gawryluk jest znany z tego, że sprawy bezpieczeństwa innych są dla niego zawsze na pierwszym miejscu. To był gumowy młot, a uderzenia tylko po stycznej zaworu. Ta metoda jest bezpieczna i w rękach Gawryluka bardzo skuteczna. Po co go pan obraża?
Tym razem to na twarzy naczelnika Parowozowni Ostrów pojawiło się zdziwienie
- Ale o co chodzi? Ja mówię tylko, żeby panowie nie wykorzystywali do manewrów lokomotywy spalinowej, tylko parowozu Tkt48 zwanego również Osiołkiem.
- Ups! Gawryluk chyba pomyślał, że wyzywa go pan od osłów, na sto procent strzeli teraz focha i nie da się przekonać, że to nieporozumienie.
Nie myliłem się. Od czasu kiedy pożegnaliśmy naszego Naczelnika, stał się jeszcze bardziej przewrażliwiony. Wszystkie uwagi krytyczne odbiera tak, jakby zawiódł swojego mentora. Rozumiem go dobrze i czuję podobnie ale tu akurat było klasyczne nieporozumienie
- Przecież Tekatka to „Uszatek”, a nie „Osiołek” – usłyszałem w słuchawce telefonu.
- U nas „Uszatek” ale tu „Osiołek”, przestań histeryzować.
Ale było za późno. Gawryluk wziął już aparat fotograficzny i pojechał utrwalać kolejowy pejzaż. Sam więc wróciłem do parowozowni. Mimo zeszłorocznego szkolenia i w Rumii i później w gabinecie Naczelnika, już na początku służby popełniłem żałosny błąd wzbudzając eksplozję kaszlu (i coś mi się wydaje, że także cierpkich uwag pod moim adresem) wśród pracowników parowozowni wjeżdżając lokomotywą do szopy kominem do przodu. Do czasu oddymienia hali musiałem dać wolne.
W tym czasie stanowisko przy kompresorowni opuszczał parowóz Ot1.
CDN