@Hoart
Trzy sprawy -
Po pierwsze dzięki za wrzutkę. Ale masz oko, ja bym skubańca nie dojrzał, zwłaszcza że widać go tylko tyle, że sterówka majaczy w ciemności. Oznaka armatorska na kominie pierwsza klasa i poszerza mi "zakres czasowy" kiedy widniała na kominach Małych Holendrów.
Sprawa druga. Po dwakroć dzięki za wrzutę, bo jako fanatyk polskiego kina z dawnych lat, ze wstydem stwierdzam, że nie znam tej perełki - a jeszcze grają moi ulubieni aktorzy - piękna Teresa Szmigielówna i boski Leon Niemczyk. Film ląduje u mnie na wakacyjnej liście do obejrzenia.
Sprawa trzecia - co do dźwięku Holendra, to tu cholera bym był bardzo, ale to bardzo ostrożny. 99.9% polskich filmów tamtych lat (także dokumentalnych) było udźwiękowianych na zasadzie postsynchronów, czyli dogrywano dialogi i dźwięki, tworząc niejako ścieżkę dźwiękową "na czysto", na podstawie już istniejącego "brudnopisu" (wyjątkiem były sceny grane w studio). Plenery to naprawdę niemal wszystkie były dogrywane potem. Dźwięków (tak zwanych "setek") z planu plenerowego w zasadzie się nie używało, bo mikrofony były wtedy takie, że łapały wszystkie szumy. Nawet odgłosy kroków, przejeżdżających aut itp nagrywano w studio potem (słynna w Polsce była rodzina Nowaków, którzy byli specjalistami w tej dziedzinie). Jest niestety duże prawdopodobieństwo, że dźwięk Holendra mógł być dodany z tak zwanego banku dźwięków. Oczywiście nie można wykluczyć, że ktoś nagrał w porcie wrocławskim właśnie Holendra, żeby potem ten konkretny dźwięk dodać, ale naprawdę jest to mało prawdopodobne, zwłąszcza że Holender jest w zasadzie tłem a nie jakimś istotnym elementem.
W tamtych czasach dość słabo opisywano, gdzie dokonano udźwiękowienia filmu - Atelier Wrocław, laboratorium Łódź, to trochę mało. Postaram się dowiedzieć czegoś na ten temat. Jeśli udźwiękawiała to Łódź, to syrenę statku mogli równie dobrze "pożyczyć" od jakiejś syreny z łódzkiej fabryki włókienniczej
Tak czy siak, bardzo dziękuję za link do filmu.