• Ten serwis używa "ciasteczek" (cookies). Korzystając z niego, wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. Learn more.
  • Szanowny Użytkowniku, serwisy w domenie modelarstwo.info wykorzystują pliki cookie by ułatwić korzystanie z naszych serwisów. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki.

Przygody z SOK

Karol Walesieniuk

Moderator Grupy PGM
Reakcje
226 2 2
#1
Proponuję założenie wątku w którym będziemy opisywać nasze przygody z funkcjonariuszami Straży Ochrony Kolei.

Wieczorową porą poszedłem na spacer w kierunku dworca PKP w Białymstoku. Pierwszy raz poszedłem trochę inną stroną, normalnie po chodniku wzdłuż ulicy kolejowej. Zauważyłem, że jest droga na skróty która nie jest w żaden sposób oznakowana jako teren PKP albo strefa niebezpieczna ot zwykła droga jak wokół dworca pełno. Ogólno dostępna przestrzeń publiczna. Już dochodzę przez bocznicę (potem się tego dowiedziałem od strażnika) do samego dworca i z za winka... SOK. Wszystko miło, sprawne legitymowanie itd. Zostałem pouczony że to teren PKP i nie powinno mnie tu być chyba ze mam przepustkę. Zostałem ukarany mandatem 50 zł i pytają czy przyjmuję. Powiedziałem że nie bylem świadomy że robię coś złego na zwykłym chodniku między torami. Nie poczuwam się do winy ponieważ nie było żadnego znaku, płotu, trawnika czegokolwiek.
SOK: "tam jest tabliczka i oznakowanie terenu PKP, byłem tam rano i jest na pewno"
JA: ok ufam że tam jest i po prostu nie zobaczyłem, przyjmuję mandat.

Poprosiłem żeby po wpisaniu mandatu poszli i się upewnili czy jest tabliczka powiedzieli że pójdą. Rozeszliśmy się i wszystko ok.

W drodze powrotnej już zwykłym chodnikiem przy drodze przechodziłem obok miejsca gdzie niby mają być te tabliczki - NIC niema. Więc czekam na Strażników którzy mieli przyjść sprawdzić. Nie doczekałem się. Poszedłem z powrotem na perony i stoi ten sam patrol oparty o stolik przy budzie z kebabami/prasą. Podchodzę i pytam czy jest szansa anulować wypisany już mandat albo skierować go do sądu. Zostałem pouczony że wypisanego nie da się odwołać i w ogóle o co mi chodzi.

JA: tam niema znaków i żadnej informacji dla pieszych że nie mogą tam przebywać.
SOK: jest tabliczka bo byłem przed chwilą i sprawdziłem że jest.

Nie było go tam ani teraz, ani rano jak powiedział przy wypisaniu mandatu.
Pytam gdzie mogę się odwołać. Wskazał mi drzwi i piętro gdzie jest komendant i jutro mogę przyjść bo już dziś go nie ma.
dalej sobie gadamy w normalnej atmosferze wkońsku wypala:
SOK: no bo Pan już dziś jest 3 któremu wypisałem mandat za przebywanie w tym samym miejscu i wszyscy się tłumaczą że nie wiedzieli, niema tabliczki.

Zapytałem czy coś zrobią z brakiem tabliczki. Odpowiedział że nie jest malarzem i nie będzie robił żadnych tabliczek. Ok, ale chociaż niech to zgłosi że jest uciążliwe miejsce.

Kolejny dzień ranek. Idę do komendanta w celu anulowania mandatu.
Przedstawiam całą sytuację że jest takie miejsce i nieświadomie wlazłem na teren bocznicy. Na spotkaniu jest komendant SOK oraz jakaś inspektor PKP. w trakcie opowiadania sytuacji.
Komendant: a to jest tam przy śmietnikach wiemy że jest takie miejsce.
Inspektorka PKP: Nie wiemy dlaczego piesi tak często chodzą tamtędy.

Anulowanie mandatu mogło by nastąpić tylko gdy udowodnił bym że zrobiłem to niechcący, po zapytaniu w jaki sposób. Dostałem odpowiedz od komendanta.
Komendant SOK: jakby pan nam dostarczył nagranie z wczoraj jak pan idzie i nagrywa cała drogę i rzeczywiste tam niema info to uwierzył bym że to było niechcący a tak bóg go wie którędy pan tam wszedł.

nic się nie udało odkręcić jedyne co wywalczyłem to to że komendant na karteczce zapisał sobie że niema tam tabliczki - czyli nic się zapewne nie zmieni.

Wniosek:
SOK i PKP urządziły sobie miejsce o którym wszyscy doskonale wiedzą, że istnieje i zawsze stoi tam patrol i goli nieświadomych śpieszących się turystów.

Wychodząc z dworca w tym samym miejscu patrol wpisuje mandat kolejnej osobie :)

a jakie są wasze przygody z SOK?
 

oelka49-26

Aktywny użytkownik
Reakcje
75 0 0
#2
Trzeba było odmówić przyjęcia mandatu. Sprawa nie musi trafić do sądu tylko może, o ile strażnik czy policjant wyrobi się w terminie wysłania dokumentów. Rozprawa też nie musi się skończyć wyrokiem skazującym jeśli nie w pierwszej to w drugiej instancji.
 

Misiek

Znany użytkownik
NAMR
Reakcje
4.992 140 0
#3
Zrób recydywę, idź z kamerą.
Albo napisz do lokalnej "prasy" - ci czasem są żądni sensacji, żeby pobrać wierszówkę.

Chyba, że zdążą powiesić tabliczkę (wątpię).
 
Reakcje
3.313 16 0
#7
Mam dwie uwagi, bo z Twojej wypowiedzi rozumiem, że jednak przeszedłeś przez tory i poruszałeś się chodnikiem leżącym pomiędzy torami. Uwaga pierwsza: za samo przejście przez czynne tory (w tym bocznic chronionych przez SOK, czy prywatnych zakładów, chronionych przez zwykłą ochronę, która jednak może wezwać policję), można łatwo dostać mandat (zarówno od SOK jak i policji), bo jest zakaz przechodzenia przez tory w miejscach do tego nie przeznaczonych. Często SOK łapie przypadkowych przechodniów, skracających sobie drogę, wlepiając mandaty - co uważam za uzasadnione, jeżeli w odległości kilkudziesięciu metrów są legalne przejścia. Mam natomiast mieszane uczucia co do sytuacji w których przejście oddalone jest o kilkaset metrów, a władze miasta np. zezwalają na budowę osiedla za torami lub marketu, wówczas "dzikie przejścia" powstają natychmiast i są wykorzystywane przez SOK do wlepiania mandatów. Myślę, że wówczas powinno się uwzględnić w planach budowy takiego osiedla, w porozumieniu z koleją, budowę jakiejś kładki czy przejścia podziemnego, lub naziemnego, odpowiednio zabezpieczonego, niestety jak jest w rzeczywistości, wszyscy wiemy. Przechodzenie przez tory w miejscach do tego nie przeznaczonych jest sytuacją podobną do przejścia przez ulicę w mieście, nie po pasach, wiadomo, że policja zawsze może wlepić mandat, a przecież żadnych tabliczek ostrzegawczych nie ma. Druga uwaga: teren PKP to jest teren "prywatny" zakładu pracy, który tak naprawdę nie musi być oznaczony co ileś metrów, żadnymi zakazami czy tabliczkami, po prostu wejście na ten teren grozi konsekwencją w postaci mandatu (wystarczy, że stosowna informacja wisi np. na dworcu: "na teren kolejowy osobom nieupoważnionym wstęp wzbroniony"). Trudno dokładnie stwierdzić jak opisana przez Ciebie sytuacja "wygląda w terenie", jednak jak sam piszesz, poruszałeś się pomiędzy dwoma torami. Nie wiem czy w miejscu o którym piszesz pojawi się jakakolwiek tabliczka, bo jak znam życie, nie pojawi się, dopóki kolejne skargi nie dotrą do wyżej postawionych urzędników PKP PLK. Może warto więc napisać jakąś skargę do PKP PLK z opisem sytuacji. Takie skargi i nagłośnienie sprawy w lokalnych mediach, mogły by doprowadzić do tego, że teren został by oznakowany. Na koniec, myślę, że miałeś i tak farta bo 50 zł. to bardzo niski mandat. Może o to chodzi SOK, aby nikt nie składał odwołań czy skarg... a czy warto nie przyjąć mandatu?. Warto, jak się ma udokumentowaną, jasną i klarowną sytuację (np świadków), w Twoim przypadku raczej żadne filmiki czy zdjęcia nie pomogły by... bo wystarczy, że sąd zapytałby się "a jak Pan wszedł na ten chodnik", jeżeli przez tory (w tym bocznicy) - to już mandat się należał. Po za tym w sądzie zamiast 50 zł. mógłbyś dostać 200 zł i to już nie było by fajne (choć oczywiście strata 50 zł też nie jest miła). Tak więc trzeba może nagłośnić sprawę w lokalnych mediach, może wówczas ktoś z PKP PLK zainteresował by się sprawą, bo tak mam wrażenie, że nikogo to nie interesuje...

Z moich osobistych spotkań z SOK, nie miałem jak dotychczas jakiś mandatów czy nieprzyjemnych sytuacji (a koleją interesuję się od ok 20 lat), natomiast parę razy "czepiali się" panowie w kaskach i pomarańczowych kamizelkach, którzy podczas fotografowania taboru z peronu stacji (oczywiście bez uwzględniania ich w planie zdjecia - bo jak w ujęcie wchodzi pracownik kolei to ma pełne prawo zwrócić uwagę, że nie życzy sobie aby być fotografowanym), podchodzili i pokrętnie mówili, że nie można fotografować, że zakaz fotografowania itp itd. no ale jak odpowiadać w takich sytuacjach to chyba wszyscy wiedzą, po prostu stanowczo i rzeczowo mówiłem "a proszę pokazać na peronie tabliczkę zakaz fotografowania", wówczas z małą konsternacją, kilku z nich nawet szukało wzrokiem takich tabliczek, niestety nie doszukawszy się ich, odchodzili mrucząc coś pod nosem, a ja robiłem zdjęcia dalej. Widocznie epoki im się pomyliły, choć jak pamiętam jeden z nich, mógł mieć nie więcej niż 25 lat i czasów kiedy obowiazywał zakaz fotografowania na kolei, na pewno nie pamietał.
 

dariuszz94

Znany użytkownik
Reakcje
113 4 0
#8
Druga uwaga: teren PKP to jest teren "prywatny" zakładu pracy, który tak naprawdę nie musi być oznaczony co ileś metrów, żadnymi zakazami czy tabliczkami, po prostu wejście na ten teren grozi konsekwencją w postaci mandatu (wystarczy, że stosowna informacja wisi np. na dworcu: "na teren kolejowy osobom nieupoważnionym wstęp wzbroniony").
No dobrze, a teraz skąd mam wiedzieć, że teren, na który wstępuję, jest już terenem kolejowym, a nie jeszcze terenem miasta? Zakładając brak tabliczek i płotów oczywiście.
No i czy peron to teren kolejowy? Może według tabliczki nie powinno się też wchodzić na peron?
 

teigrekty2

Znany użytkownik
NAMR
Reakcje
3.860 111 7
#9
Dobra, dawno temu, w 2003r. Amtrak (oficjalny przewoźnik osobowy w Stanach Zjednoczonych), postanowił zakończyć służbę ciężkich elektrowozów sześcioosiowych E60CP. Maszyny te nie były uważane za udane, jednak do ciągnięcia 17 wagonowych pociągów dalekobieżnych nie było nic lepszego. Oficjalnie pod koniec kwietnia tegoż roku wszystkie miały być odstawione. Faktycznie tylko 3 czy 4 maszyny z oryginalnych 26 pełniło jeszcze służbę. Uzbrojony "po zęby" w aparat, pełną kliszę, plecak, prowiant i notes, wybrałem się do sąsiedniego stanu-New Jersey, mieszkałem już w tym czasie w Pennsylvanii. Moim zamiarem było sfotografowanie E60 jak wyjeżdża z tunelu pomiędzy New York i New Jersey pod rzeką Hudson. Byłem tam w dniu 27 kwietnia, czyli dosłownie kilka dni przed odstawieniem reszty elektrowozów w krzaki. Najpierw idąc wysokim nasypem nad bagnami przed tunelem cyknąłem kilka zdjęć bardziej pospolitego taboru, jak "Jersey Arrow" i ALP46. Zbliżając się do tunelu nadjechał E60 z dalekobieżnym z Florydy do NYC. Oczywiście złapałem go aparatem, jak się po tem okazało, było to moje ostatnie zdjęcie E60 podczas normalnej pracy. Mając jeszcze ze sobą obowiązujący rozkład jazdy, wiedziałem że za kilka minut powinien wyjechać z tunelu ciężki pociąg na Florydę, zbliżałem się za tem w stronę portalu. Nagle zza płotu rozdzielni elektrycznej zobaczyłem czyhającego policjanta Amtrak, który bezzwłocznie podążył w moją stronę. No i zaczęło się, z ręką na pistolecie polecił zdjąć plecak i obrócić się w stronę płotu. Po założeniu mi na ręce kajdanek, zaczął dopytywać się co i dla czego, oraz sprawdzać zawartość plecaka bardzo skrupulatnie. Trzeba pamiętać że nie całe dwa lata wcześniej odbyły się tzw. napady pewnych ludzi odmiennej religii, po czym społeczeństwu odbiła szajba. Mój notes szczególnie go zainteresował, jako że prowadziłem tam notatki zrobionych zdjęć, ręcznie rysowane projekty lokomotyw i plany interesujących mnie kompleksów torowych. W tym czasie przejechał koło nas objekt mojego zainteresowania, a policjant zdążył sprowadzić na scene jeszcze jednego kolegę z policji kolejowej. Po jakimś czasie odwieźli mnie z miejsca "przestępstwa" na policje miasta North Bergen, jako że zachodnie portale tunelów są zlokalizowane właśnie tam. Policjant Amtraku był najwyraźniej zirytowany faktem że spędził dużo czasu, musiał wypełniać tone papierów, znalazł gó..o, a ja jestem nikim. Jak to ponoć powiedział Sz. P. Putin-"Ach ci Amerykanie, najmniejsza błahostka wyprowadza ich z równowagi". Jednak moja odyseja do New Jersey jeszcze się nie skończyła. Na stacji policyjnej w North Bergen, w kolumbijskiej części miasta, zostałem przypięty kajdankami do stalowego prętu wkręconego pomiędzy betonową podłogą i sufitem. Po dwóch godzinach podawania danych, pytań, a najwięcej bezczynnego siedzenia, zostałem wyproszony z budynku i pojechałem do domu.
Kilka tygodni po tem musiałem pojechać do North Bergen do sądu. Po przybyciu spotkał mnie prawnik aby dowiedzieć się o co chodzi, po wytłumaczeniu posłał mnie na sale. Sędzia okazał się całkiem ok, był to starszy pan który z doświadczenia był ciekawy. Pyta się mnie-ty przyjechałeś aż tu żeby robić zdjęcia lokomotyw? Ja mu na to-Hej są ludzie którzy jeżdżą do Chin aby zobaczyć ostatnie czynne parowozy. On na to-oficer ..... nie pokazał się, za tem znajdź bezpieczniejsze hobby i do widzenia.
Prawdę mówiąc najadłem się trochę strachu przed jazdą do sądu, teraz mogę popatrzeć na to z uśmiechem i nawet dodać trochę sarkazmu. Pisałem że sąd był w dzielnicy kolumbijskiej, najlepsza kawa jaką miałem w Stanach.
 
Reakcje
3.313 16 0
#10
No dobrze, a teraz skąd mam wiedzieć, że teren, na który wstępuję, jest już terenem kolejowym, a nie jeszcze terenem miasta? Zakładając brak tabliczek i płotów oczywiście.
Ludzie niestety często zapominają, że teren nie ogrodzony i nie oznakowany może być też czyjąś własnością, a nie terenem ogólnie dostępnym. Czy wejdziesz na zaorane pole? do sadu, pełnego jabłek? czy na jezdnię i będziesz sobie szedł środkiem? Przecież taki teren może nie być ogrodzony i może nie mieć żadnych tabliczek ostrzegawczych od strony, z której wchodzisz. Podobnie jest z terenem kolejowym, chyba łatwo zauważyć, że znajdujemy się pomiędzy torami, na torach czy w ich pobliżu, lub obok budynków kolejowych, nie dostępnych dla podróżnych. Oczywiście wchodzenie na taki teren jest wchodzeniem na własną odpowiedzialność. Tłumaczenie, że nie było tabliczek, czy ostrzeżeń, na niewiele się zda, jak ma się do czynienia z policją lub SOK, a jak nie przyjmie się mandatu, pozostaje tłumaczenie się w sądzie. Nie ma co udawać. Wszyscy wiemy, że tysiące ludzi dziennie, przechodzi przez tory w miejscach nie dozwolonych, a tysiące miłośników kolei robi zdjęcia z terenów nie dostępnych dla postronnych osób. Wszyscy wiedzą, że mogą zostać ukarani mandatem, ale jak się udało 100 razy, człowiek myśli, że uda się 101. Niestety jak już jest się złapanym i pociągniętym do zapłacenia mandatu, to robi się duże oczy i zaczyna tłumaczyć, nie było tabliczek, zakazów itp itd (i nie chodzi mi tu o przykład kolegi Karola). Przecież wszyscy wiemy jak to działa. Sam byłem niejednokrotnie w sytuacjach (zwłaszcza przechodzenia „na dziko” przez tory), że gdybym został zauważony przez SOK to mógłbym dostać mandat. No ale jak dotychczas nie spotkała mnie taka „niespodzianka”, choć znam kilkanaście osób, które miały tego typu przygody z sokistami, właśnie za przechodzenie po torach na „dziko”. Kolega Karol napisał w swoim poście, że skracając sobie drogę, przeszedł przez jakieś tory bocznicy i szedł chodnikiem pomiędzy torami – to już daje do myślenia, że jest się na terenie kolejowym. Przecież tabliczka o zakazie wstępu może być od strony dworca, na peronie, gdzie obok rozpoczyna się chodnik pomiędzy torami, bo na drugim końcu chodnika nie ma legalnej drogi aby się na niego dostać, więc po co tabliczka ostrzegawcza? tak przynajmniej wywnioskowałem z opisu sytuacji jaką zamieścił kolega Karol. Tak jak pisałem, jeżeli faktycznie łapią tam przechodniów, to może należy nagłośnić to w lokalnych mediach i złożyć jakąś skargę do PKP PLK o braku oznakowania terenu. Ale skoro kolega Karol, aby dostać się na chodnik przeszedł po torach bocznicy, to już naraził się na mandat SOK. Tak to działa. Nie wyrokuję tu, czy to dobrze czy źle, bo każda sytuacja jest indywidualna. Wiem jednak jak często, zwłaszcza młodzi, niedoświadczeni miłośnicy kolei (widziałem to na własne oczy) przekraczają tą cienką linię pomiędzy terenem ogólnodostępnym na kolei (do którego zaliczają się dworce, perony i legalne przejścia), a terenem gdzie nieupoważnionym wstęp wzbroniony. Nieznajomość prawa, jest niestety przeciwko temu, który nie zna tego prawa. Jeżeli ktoś interesuje się kolejnictwem, warto zacząć od zapoznania się z przepisami jakie obowiązują na kolei (w internecie łatwo znaleźć wszelkie paragrafy). Odniosę to do sytuacji w mieście. Tysiąckrotnie przechodziłem nie po pasach, bo niby co złego w przejściu przez ulicę jak nic nie jedzie... no ale jakby tak policja mnie złapała to mandat jednak bym musiał zapłacił, jeżeli zamiast skorzystać z pobliskich pasów, lazł bym na przełaj przez jezdnię (w przepisach przejście jest dozwolone jak w promieniu 100 m. nie ma pasów, o co w mieście bardzo trudno). Wiedzą chyba o tym wszyscy, a mimo to przechodzą codziennie przez jezdnie, skracając sobie drogę, a przy ulicach w mieście nie stoją przecież tabliczki ostrzegawcze, informujące o tym, że przejścia dozwolone tylko po pasach. Podobnie z koleją, tłumaczenie się, że nie ma ostrzeżeń na nic się zda, zawsze można przecież wejść na teren kolejowy w miejscu, gdzie nie ma tabliczki... a jakby nawet ona była, to możemy jej nie widzieć, bo stoi kilkadziesiąt metrów dalej, bo jest ciemno, bo może została zniszczona przez „okolicznych przechodniów” (znam taki przypadek, kiedy PKP stawiała chyba 3 razy tabliczkę, że przejścia nie ma, a która na drugi dzień już znikała). Tak więc sytuacja o której pisał kolega Karol, jest indywidualnym przypadkiem, który ciężko zweryfikować, jak nie zna się sytuacji „w terenie”. Obejrzałem jednak na mapie Google, stację Białystok i jej okolice, i trudno tam znaleźć jakąś legalną drogę na dworzec, nie licząc ulicy Kolejowej. Wiem jedno, dobrze że zapłacił mandat, bo wizyta w sądzie mogła by go kosztować o wiele drożej. I powtórzę jeszcze raz, nieznajomość przepisów, nie zwalnia od odpowiedzialności, za ich złamanie. https://pl.wikipedia.org/wiki/Ignorantia_iuris_nocet
 
OP
OP
Karol Walesieniuk

Karol Walesieniuk

Moderator Grupy PGM
Reakcje
226 2 2
#11
Temat miał być satyryczno/komediowy a wyszedł prawniczy jak jeden z kolegów wspomniał wcześniej. Do mojego opisu dodam tylko ze przejście przez tory było przystosowanym przejsciem przez tory nawet dla pieszych inwalidów
taki z płyt betonowych. I 50m dalej już na samej stacji są identycze przejścia na stacji dla pieszych. Czekam na kolejne opisy spotkań z sokiem oby było więcej pozytywnych i ludzkich. Pozdro
 
Reakcje
3.313 16 0
#12
Ale przejścia dla inwalidów rządzą się swoimi prawami i mogą przez nie przechodzić TYLKO inwalidzi (np poruszający się o kulach czy na wózkach), w towarzystwie opiekuna i chyba pracownika kolei – dobrze nie pamiętam, ale coś mi świta, że takie przejście trzeba chyba zgłosić na stacji, wówczas wydelegowany pracownik kolei pomaga niepełnosprawnemu. Jeżeli temat miał być satyryczno/komediowy to kolega mógł zatytułować wątek „Zabawne przygody z SOK”, bo faktycznie, jeżeli chodziło o nieco „luźniejszy” temat, to zabrnęło to w jakąś niepotrzebną dyskusję, do czego sam się przyczyniłem i za co przepraszam. Jeżeli chodzi o zabawne spotkania z pracownikami kolei to utkwiły mi w pamięci dwie zabawne sytuacje, które opiszę nieco odbiegając od tematu SOK, zaproponowanego przez kolegę (a może warto rozszerzyć wątek na wszystkich pracowników kolei, nie tylko SOK)

1) Ok. roku 1983/84 mając 11-12 lat, na peronie stacji Olsztyn Główny oczekiwałem wraz ze starszą o 2 lata siostrą, przy podstawionym pociągu na Braniewo, na moją mamę, która w międzyczasie udała się do kas po bilety. Do odjazdu pociągu było jeszcze sporo czasu, jednak mój niepokój wzbudził „pan młotkowy”, który spokojnym krokiem szedł koło wagonów i stukał w obręcze kół młoteczkiem. W pewnej chwili uniósł rękę i zaczął coś machać do innego pracownika kolei, stojącego na przeciwnym krańcu peronu. Wtedy puściły mi nerwy, podbiegłem do „pana młotkowego” i rozpaczliwie zacząłem prosić „proszę pana niech pan nie daje jeszcze znaku do odjazdu, niech pan wstrzyma jeszcze pociąg, za chwilę będzie moja mama z biletami, bo my jedziemy tym pociągiem, a mama właśnie kupuje bilety!”. Pamiętam, że okoliczni pasażerowie otworzyli szeroko oczy, a „pan młotkowy” wybuchł śmiechem i poinformował mnie „spokojnie dziecko, pociąg odjeżdża za 20 minut, mama zdąży wrócić”. Nie wiedziałem wówczas nic o pracownikach kolei, myślałem, że pan ten dawał sygnal do odjazdu, a za swoją niewiedzę zapłaciłem tym, że moja siostra nie odzywała się do mnie przez tydzień lub dłużej, bo według niej „takiego obciachu nikt jej jeszcze nie zrobił”:LOL:, a pamiętam, że sama miała niewyraźną minę jak „pan młotkowy” zaczął machać ręką....

2) Latem 2016 r. wracałem z rodziną z Piły do Olsztyna, przez Bydgoszcz i Toruń, jednak tak się złożyło, że nie wsiadaliśmy do pociągu w Pile, tylko w Kaczorach (pierwsza stacja licząc od Piły w kierunku Bydgoszczy). W Kaczorach od paru ładnych lat nie ma już kas biletowych dlatego bilet trzeba kupić u konduktora. Nadjechał szynobus Arrivy (SA134-002), miejsca siedzące jeszcze się znalazły, a żona udała się do konduktora aby zakupić bilet rodzinny dla 2 dorosłych osób i dwójki dzieci w wieku szkolnym. Konduktor, a właściwie konduktorka, w postaci bardzo miłej, młodej pani, zaczęła wpisywać dane do „czarnej skrzyneczki” - biletomatu mobilnego jaki miała przy sobie, jednak jakoś strasznie nieporadnie jej to wychodziło. Żona chciała bilet rodzinny (taki 2+2 czy coś w tym stylu, dobrze nie pamiętam co obowiązywało w tamte wakacje) do Olsztyna Gł., przez Bydgoszcz, Toruń i Iławę. Pani konduktorka po kilku próbach wystawienia biletu dała tymczasowo za wygraną i poprosiła żonę aby przyszła nieco później. Suma summarum, żona chodziła do niej jeszcze cztery razy, jednak pani ta nie potrafiła wystawić biletu. Ponieważ mieliśmy w Bydgoszczy przesiadkę, przy piątej wizycie żona grzecznie poinformowała, że za ok. 15 minut wysiadamy, na co wyraźnie zestresowana całą sytuacją, kolejną obecnością żony i nie umiejętnością wystawienia biletu, pani konduktorka odpowiedziała z uśmiechem, że jak uda się jej wystawić bilet to sama do nas podejdzie... na co żona grzecznie spytała „a jak pani nie wystawi to co?”.... wówczas na buzi konduktorki pojawił się przepiękny uśmiech, a żona usłyszała „to wysiądą państwo sobie w Bydgoszczy, i uznamy, że Arriva ufundowała przejazd gratis”. Oczywiście pani ta, nie zdołała wystawić biletu, i w Bydgoszczy wysiedliśmy mając zaoszczędzone kilka zł. Na szczęście pociąg do Olsztyna był za ok. 40 minut, tak więc mogliśmy spokojnie kupić bilet, na dalszą drogę, w kasie na dworcu. Pamiętam, że w tamte wakacje, wszystkim znajomym opowiadałem, że jak chcą podróżować to tylko z Arrivą, tak więc chcąc nie chcąc pani konduktorka zrobiła dobrą reklamę firmie... mam tylko nadzieję, że nauczyła się w końcu wystawiać bilety na dłuższe trasy z przesiadkami, bo była to niezwykle miła i sympatyczna pani konduktorka:).
 

axer1970

Znany użytkownik
Reakcje
142 1 0
#13
1) Ok. roku 1983/84 mając 11-12 lat, na peronie stacji Olsztyn Główny
Może Pamiętasz jaki był skład tego pociągu? Jakiej serii lokomotywa prowadziła ten skład?

W kwestii przechodzenia przez tory. Prawda jest, że to co jest normalne u nas stało się egzotyką. Podczas jednego z moich pobytów w Kijowie przebywałem w dzielnicy Visznieve. By dostać się do centrum miasta - musiałem dotrzeć do miejsca, gdzie stały busy tzw u nich "marszrutki". Droga do tego miejsca odbywała się.... przez tory pobliskiej stacji. Niedaleko miejsca, gdzie w ten sposób przechodzili ludzie - był peron , na którym siedzieli funkcjonariusze porządkowi (odpowiednik naszego SOK). Jest też tam przejście - kładka nad torami. Z niej korzystałem tylko by popatrzeć na pociągi nieco z góry. :) Nikt tamtędy nie chodził. Reakcji tych ukraińskich SOK i mandatów żadnych nie było, a jeśli zliczyć ilość przechodzących w tym miejscu ludzi, to mandatach byłby niezły zarobek! :) Pozdrawiam.
 
Reakcje
3.313 16 0
#14
Może Pamiętasz jaki był skład tego pociągu? Jakiej serii lokomotywa prowadziła ten skład?
Ojej to kolega mnie zastrzelił.... w wieku 11-12 lat nie interesowałem się jeszcze koleją, tak więc jedyne co mogę, to odtworzyć w pamięci to co widziałem (bardzo lubiłem przyglądać się wszystkiemu co jeździło po torach, a cała sytuacja utkwiła mi w pamięci z powodu opisanego wyżej "incydentu":LOL:) i ocenić to z dzisiejszej perspektywy wiedzy jaką posiadam. Tak więc wracaliśmy z Olsztyna po południu (po 14.00 do 16.00 ?), skład był co najmniej 4-wagonowy, lub nawet pięcio, bo "pan młotkowy" szedł stukając w obręcze kół przez dłuższy czas.... Na pewno były to wagony bezprzedziałowe, z wejściem po środku (bo wsiadaliśmy po stopniach zanjdujących się na środku wagonu), tak więc z dużym prawdopodobieństwem były to wagony rodziny 43A/101A czyli popularne "ryflaki". Być może na początku był jakiś igrek np. 111A lub jakiś starszej budowy (?), bo jak mgliście pamiętam patrząc na lokomotywę, wagon za nią był jakiś "inny" od pozostałych. Lokomotywą był parowóz, duuuży, dłuuuugi parowóz, z perspektywy czasu nie był to na pewno TKt48 czy Ol49 (bo je zapamiętałem jako "krótkie"), w pamięci utkwiły mi także duże, kanciaste wiatrownice po bokach komina, więc z dużym prawdopodobieństwem mógł to być Pt47, choć nie wykluczam np. Ty2/42, one też były "długie", miały wprawdzie nieco mniejsze wiatrownice, ale jako dziecko oceniałem to z punktu widzenia osoby o wzroście pewnie nie większym niż 1.50 m. tak więc raczej był to skład popularny w połowie lat 1980-tych, na trasie Olsztyn - Braniewo: parowóz (Pt47?) + 4 (5) "ryflaków". Więcej nie pamiętam... spisywanie i notowanie taboru, widzianego na stacjach, rozpocząłem dopiero na przełomie roku 1998/1999 r., zdjęcia pojawiły się jeszcze później, takie klasyczne, z kliszy, od 2002, a nieco większe ilości zdjęć dopiero od grudnia 2004 r. kiedy wszedłem w posiadanie pierwszego aparatu cyfrowego. Tak więc ani moje zbiory zdjęciowe, ani notatki nie są szczególnie historyczne, choć w notatkach trafiają się ciekawostki, które z perspektywy lat mogę tylko ocenić "jaka szkoda, że nie miałem wówczas przy sobie aparatu fotograficznego:(". Aby nie być gołosłownym podam przykłady: 18 listopada 2002 r. (poniedziałek), przy peronie 4 stacji Olsztyn Gł. ok. godz. 10.10, zatrzymał się zielono-pomarańczowy szynobus oznaczony na czole 214-001 (od 10 grudnia 2012 r. SA106-001 Kujawsko-Pomorskiego). Szynobus wzbudził nie małe zainteresowanie na stacji, miał na szybie przedniej napis "jazda próbna", przyjechał z Bydgoszczy, a ja spisałem z jego pudła wszelkie możliwe informacje, oraz naszkicowałem sobie jego wygląd... dziś mogę tylko żałować, że nie miałem przy sobie aparatu, bo była to chyba pierwsza wizyta tego typu szynobusu w Olsztynie....
 

axer1970

Znany użytkownik
Reakcje
142 1 0
#16
dziś mogę tylko żałować, że nie miałem przy sobie aparatu, bo była to chyba pierwsza wizyta tego typu szynobusu w Olsztynie....
Niemal identyczne słowa musiałbym napisać i ja! Też pamiętam swoje właśnie z Olsztyna nie mając aparatu. Tyle, że moje z kolei wspomnienia dotyczą nieco wcześniejszych czasów, gdzie np.: Pt47, Ty2, Ol49 były tam codziennością, jak i SP45 czy SN61. Baśniowo! Składy pasażerskie na perony wtaczano przy pomocy m.in. lokomotywy SM41-98. To pamiętam doskonale. Jedno z najwcześniejszych wspomnień stamtąd to pamiętam jak tato prowadził mnie po peronie za rękę i pokazywał stojący obok parowóz. Jaki - to już zostało zamazane w mej pamięci poprzez czas. Pamiętam, że wtedy podjechała hałaśliwie wielka zielona lokomotywa. Dziś mogę powiedzieć, że była to SP45. W późniejszym okresie gdy już rozróżniałem serie, to robiłem swego rodzaju "atak na ganza". Polegało to na tym, że podczas przesiadki musiałem tak "uciec" rodzicom, by dostać się na pokład SN61, w której chciałem kontynuować podróż. Z reguły mi się to udawało, chyba, że podjechał skład z jakąś lokomotywą, a nie takim wagonem motorowym:)
A w tym wszystkim nieodłącznym motywem były zawsze patrole SOK!! Dumnie kręcący się tu i ówdzie z miną jakby świat należał do nich. W początkach lat 90-tych dużo jeździłem po kraju. Czasem trzeba było zmrużyć oko gdzieś na dworcu. Z tym najspokojniej było właśnie w Olsztynie. Budzili i przeganiali jedynie tych, od których było czuć alkohol. W innych miastach - o drzemce trzeba było zapomnąć. Widziałem jak np. w Skierniewicach zaraz budzili i takim pasażerom grozili mandatem. W Chojnicach np. pasażerowie mogli w poczekalni spać, pod warunkiem, że nie mieli położonych nóg na ławce. Coż.. "Co kraj, to obyczaj" jak mawiają! :)
 

Andrzej Harassek

Moderator For Prawdziwa Kolej Koleje Innych Krajów
Zespół forum
Donator forum
Reakcje
11.290 459 29
#17
Panowie (bo jak na razie tylko panowie się wypowiadają), zdecydujcie się, o czym chcecie tu rozmawiać, bo póki co, to jest już groch z kapustą, a o przygodach z SOK (czy ich odpowiednikiem za granicą) jest może połowa wpisów. Temat powinien się raczej nazywać "Gadki o podglądaniu kolei" i nadaje się do nieistniejącego, niestety, działu "Gadki - szmatki". Autor wątku pisze z pewną pretensją:
Temat miał być satyryczno/komediowy
ale z jego pierwszego zdania bynajmniej to nie wynika:
Proponuję założenie wątku w którym będziemy opisywać nasze przygody z funkcjonariuszami Straży Ochrony Kolei.
Wstęp sugeruje raczej opisy problemów, na jakie napotykaliśmy podczas naszych prób obserwacji, a zwłaszcza fotografowania kolei. Nie zamierzam ograniczać nikogo w tym, o czym chce napisać, jednak w zależności od dalszego rozwoju tematu odpowiednio zmodyfikuję jego nazwę.
 

JacekZet

Znany użytkownik
Reakcje
458 0 0
#18
Z innej beczki gdyż nie strażnicy kolejowi a francuska Gendarmerie Nationale i nie karała tylko ... pomogła. Dojeżdżając do ronda spostrzegłem ustawiony na środku ronda wąskotorowy wagon towarowy. Już zastanawiałem się jak tu go sfotografować gdy zatrzymał mnie do kontroli drogowej patrol żandarmerii. Po zakończeniu kontroli zapytałem czy mogę zrobić zdjęcie wagonu. Pani żandarm(znała niemiecki) zatrzymała ruch na rondzie aby spokojnie mógł wykonać to zdjęcie.
Wagon 3 - osiowy.jpg
 

Meggido

Znany użytkownik
Reakcje
2.652 12 2
#19
Z innej beczki gdyż nie strażnicy kolejowi a francuska Gendarmerie Nationale i nie karała tylko ... pomogła. Dojeżdżając do ronda spostrzegłem ustawiony na środku ronda wąskotorowy wagon towarowy. Już zastanawiałem się jak tu go sfotografować gdy zatrzymał mnie do kontroli drogowej patrol żandarmerii. Po zakończeniu kontroli zapytałem czy mogę zrobić zdjęcie wagonu. Pani żandarm(znała niemiecki) zatrzymała ruch na rondzie aby spokojnie mógł wykonać to zdjęcie. Zobacz załącznik 585950
To prawda. Swego czasu bylem przez dluzszy zas w okolicy miasta Tours. Wybiarajac sie na fotografowanie i obserwacje kolei nie bylo pracownika kolei, ktory by mnie nie pozdrawial czy to z bliska czy z daleka. Byli i tacy, ktorzy pytali po co to robie, ale nikt mnie nigdzie nie przegonil.
 

Podobne wątki