Takie "idiotyczne kółeczka" i wiele innych wzorów było bardzo popularne podczas normalnej eksploatacji. Zapamiętałem nawet jeden przykład czarno/matowego imienia EWA na odchylaczach dymu na Ty2.
Pisałem już o tym, ale napiszę jeszcze raz. Obecny materiał zdjęciowy, na który powołują się spece od malatury, jest
niewiarygodny. A dlaczego? Wytłumaczę jak krowie na rowie. Jak w szopie było 10 parowozów, z czego 2 były pomalowane w kolorowe wzorki, a reszta była normalna, przepisowa, czarna, to jak przyjeżdżała grupa MiKoli z RFN, to na swoich kliszach uwieczniali te we wzorki (bo takie kolorowe, nietypowe, fajne...), a z tych zwykłych czarnych załapywał się na zdjęcie może jeden (bo klisza droga była, nie to co dziś...).
I teraz z takich zdjęć wyciąga się bardzo zniekształcony obraz historii. Sam jesteś przykładem źródła takiego zniekształcenia - napisałeś, że pamiętasz parowóz wymalowany w napis "EWA" (i tu mały szczegół - takie napisy były zwykle tylko ropowane, a nie malowane farbą!). Dlaczego pamiętasz akurat ten jeden (i to tak szczegółowo), a nie dziesiątki innych?
Ja miałem szczęście załapać się na ponad 10 lat istnienia czynnej trakcji parowej. Oczywiście moje wspomnienia też mogą być nieco wypaczone po latach, ale mimo wszystko statystycznie większość widzianych w tym okresie "petuch" była czarna z czerwonymi dodatkami, przynajmniej u mnie, czyli na Dolnym Śląsku. "Osiołki" były zielone, to fakt, ale tu (uwaga!) dominowała zieleń trawiasta, tak dzisiaj krytykowana przez purystów malowania. Nie wiem, jakie wychodziły z "fabryki", ale w ruchu spora liczba "osiołków" (ok. 50%?) miała cały kocioł czarny, nie tylko dymnicę. Pewnie dlatego, że taki był wygodniejszy w obsłudze - nie wymagał czyszczenia i ropowania.
Oczywiście pod koniec lat 80-tych działy się cuda. Zdarzały się nawet Ty2 pomalowane na zielono (budka, silniki), ale wciąż - jeśli weźmie się całkowitą liczbę tych maszyn (~1500), to
nawet kilkanaście tak wymalowanych egzemplarzy stanowiło zaledwie 1% ilostanu, czyli liczbę całkowicie niereprezentatywną dla serii.
Ale większość współczesnych MiKoli zdaje się o tym nie myśleć. Wszyscy "pamiętają" tylko te pstrokate maszyny... A co najgorsze - te "wspomnienia" przenoszą potem na egzemplarze muzealne.