Od dawna chciałem zestawić sobie skład kolejki wąskotorowej. Tylko że dla typowego kanapowego kolekcjonera taboru PKP wybór ogranicza się albo do bardzo drogich modeli "manufakturowych" albo do taboru niemieckiego, który jakoś nie wzbudza mojego entuzjazmu. Czyli wychodzi na to, że muszę sobie zrobić pociąg samodzielnie. W sumie to mniej więcej pasujące podwozie da się kupić, "skorupę" można wykonać na bazie dostępnych modeli kartonowych (projektować "od zera" oczywiście mi się nie chce pomimo tego, że znalezienie w sieci przyzwoitych planów nie jest trudne), wagoniki zawsze można sobie przerobić (a ostatnio nawet kupić) itd. No i na tym etapie niestety przegrywam z własnym lenistwem - będzie to wymagało zbyt dużo pracy i wolnego czasu (którym nie dysponuję w nadmiarze), do tego wydatki, poszukiwanie elementów, kalkomanii, nie to dla mnie zbyt dużo
I tu dla takich leni jak ja pojawia się furtka - w sumie to ma to być zabawka, więc dlaczego nie potraktować tego w ten sposób od początku i zrobić ten pociąg z... klocków Lego. W sumie to już robiłem dla siebie i na zamówienie statyczne parowozy z klocków, więc technikę mam opanowaną, teraz pozostaje tylko projekt, zakup klocków i mozolna budowa. Ponieważ wybrałem najmniejszy możliwy parowóz (Ryś), a "rozdzielczość" klocków Lego jest łagodnie mówiąc ograniczona, musiałem wybrać odpowiednio dużą skalę. Z wyliczeń wyszło mi, że standardowe tory Lego w skali 1:20 będą mniej więcej odpowiadać torom 750 mm, tak więc skala był już ustalona. W sieci znalazłem plany parowozu, tendra oraz węglarki, bo w końcu miał to być "pociąg"
Projekt parowozu w sumie był prosty do zrobienia, mam wprawę w obsłudze programu do projektowania "modeli" z Lego. W trakcie projektowania prawie poległem na dwóch sprawach - przekładni oraz sprzęgach. Przekładnia to niestety typowa słabość zestawów Lego - jeżeli ma być wytrzymała (to niezbędny warunek, cały skład to prawie 2 kilogramy), to musi być masywna, czyli nie zmieści się w modelu. Tutaj poszedłem na łatwiznę, po prostu zaprojektowałem swoją własną przekładnię na bazie zmodyfikowanych elementów Lego - trochę cięcia, klejenia i miałem przekładnię na tyle wytrzymałą, że dała radę ukręcić typową oś Lego. Większy problem to sprzęgi. Te dostępne w zestawach Lego (magnetyczne) w niczym nie przypominają prawdziwych sprzęgów, do tego wymagają bardzo masywnego mocowania, co oczywiście nie będzie miało nic wspólnego z realizmem (o ile o jakimkolwiek "realizmie" można mówić w przypadku klocków). Tu znowu poszedłem na łatwiznę - sprzęgi są tylko dla ozdoby, a rzeczywiste połączenie to po prostu kawałek sznurka zaczepiony metalowym haczykiem o odpowiednio wytrzymałe elementy konstrukcji. Po rozwiązaniu tych "problemów technicznych" skończyłem projekt i przystąpiłem do budowy. Właściwie mógłbym napisać, że najpierw przystąpiłem do kupowania potrzebnych klocków, ale forum czytuje małżonka, więc oczywiście nic takiego nie miało miejsca
Tak więc po dwóch dniach budowy (i przeklinania po nosem, że oczywiście zapomniałem kupić jakiś bardzo ważny klocek, bez którego nie da się kontynuować budowy, ale od czego są klocki córki) powstał parowóz, tender i wagonik z ładunkiem klockowego drewna. Całość prezentuje się tak:
Silnik jest w parowozie, napędzane są obie osie. Gruby kabel łączący parowóz i tender to zasilanie poprowadzone do odbiornika podczerwieni (taki sposób zdalnego sterowania wybrało Lego) i baterii, umieszczonych w tendrze.
Pewnym wyzwaniem była przyjęta na samym początku budowy kolorystyka - okazało się, że ciemnozielone klocki nie są łatwe do kupienia, trzeba było je zamawiać w sklepach w Polsce, na Litwie, w Szwecji, Finlandii, UK i we Francji. Ciekawa sprawa był z białymi klamkami do budki maszynisty - w katalogu Lego bez problemu znalazłem potrzebne klocki, tylko że ich cena "w detalu" przyprawiała o zawrót głowy. Szczegółowe śledztwo ujawniło, że te klocki to nic innego jak rogi klockowej krowy, którą córka na szczęście miała w kolekcji . Dokonałem stosownej wymiany (miesiąc abonamentu w Spotify) i stałem się szczęśliwym posiadaczem białych klamek
Pewnym wyzwaniem był też układ napędowy, którego oczywiście nie dało się wykonać ze standardowych elementów Lego. Tu konieczne było cięcie i klejenie elementów, co zajęło mi może 3 godziny, a efekt jest jak dla mnie zadowalający (ważne że działa i się nie rozpada).
Ostatni element to węglarka, czyli zwykłe pudło na kołach, które jednak sprawiło mi sporo problemów. Okazało się, że zapewnienie niezbędnej wytrzymałości konstrukcji wymaga bardzo rozbudowanej konstrukcji wewnętrznej, która trzyma to wszystko w jednym kawałku. W efekcie węglarka jest oszukana - w rzeczywistości klockowe "belki" są położone na dachu konstrukcji nośnej. Ale w sumie to nie jest to problem, bo i tak wagon miał być w założeniu pełny, a tego co jest pod belkami po prostu nie widać.
I tak oto stałem się zadowolonym z siebie posiadaczem pociągu wąskotorowego, co najważniejsze mojej własnej produkcji. Pociąg jeździ, pokonuje absurdalnie ciasne łuki (mniej więcej odpowiadające rzeczywistym łukom o promieniu 25 metrów), i nawet trzeszczy i "stęka", więc udało mi się osiągnąć znaczny stopień "klockowego realizmu". To teraz chyba oficjalnie mogę się nazwać "modelarzem kolejkowym", no bo przecież nie jest to zestaw kupny, tylko produkcja własna, a że kompletnie niepoważna to nie ma dla mnie większego znaczenia, zabawa jest przednia.
Tyko żona jakoś tak dziwnie patrzy i pyta, czy na pewno wszystko jest ze mną w porządku
I tu dla takich leni jak ja pojawia się furtka - w sumie to ma to być zabawka, więc dlaczego nie potraktować tego w ten sposób od początku i zrobić ten pociąg z... klocków Lego. W sumie to już robiłem dla siebie i na zamówienie statyczne parowozy z klocków, więc technikę mam opanowaną, teraz pozostaje tylko projekt, zakup klocków i mozolna budowa. Ponieważ wybrałem najmniejszy możliwy parowóz (Ryś), a "rozdzielczość" klocków Lego jest łagodnie mówiąc ograniczona, musiałem wybrać odpowiednio dużą skalę. Z wyliczeń wyszło mi, że standardowe tory Lego w skali 1:20 będą mniej więcej odpowiadać torom 750 mm, tak więc skala był już ustalona. W sieci znalazłem plany parowozu, tendra oraz węglarki, bo w końcu miał to być "pociąg"
Projekt parowozu w sumie był prosty do zrobienia, mam wprawę w obsłudze programu do projektowania "modeli" z Lego. W trakcie projektowania prawie poległem na dwóch sprawach - przekładni oraz sprzęgach. Przekładnia to niestety typowa słabość zestawów Lego - jeżeli ma być wytrzymała (to niezbędny warunek, cały skład to prawie 2 kilogramy), to musi być masywna, czyli nie zmieści się w modelu. Tutaj poszedłem na łatwiznę, po prostu zaprojektowałem swoją własną przekładnię na bazie zmodyfikowanych elementów Lego - trochę cięcia, klejenia i miałem przekładnię na tyle wytrzymałą, że dała radę ukręcić typową oś Lego. Większy problem to sprzęgi. Te dostępne w zestawach Lego (magnetyczne) w niczym nie przypominają prawdziwych sprzęgów, do tego wymagają bardzo masywnego mocowania, co oczywiście nie będzie miało nic wspólnego z realizmem (o ile o jakimkolwiek "realizmie" można mówić w przypadku klocków). Tu znowu poszedłem na łatwiznę - sprzęgi są tylko dla ozdoby, a rzeczywiste połączenie to po prostu kawałek sznurka zaczepiony metalowym haczykiem o odpowiednio wytrzymałe elementy konstrukcji. Po rozwiązaniu tych "problemów technicznych" skończyłem projekt i przystąpiłem do budowy. Właściwie mógłbym napisać, że najpierw przystąpiłem do kupowania potrzebnych klocków, ale forum czytuje małżonka, więc oczywiście nic takiego nie miało miejsca
Tak więc po dwóch dniach budowy (i przeklinania po nosem, że oczywiście zapomniałem kupić jakiś bardzo ważny klocek, bez którego nie da się kontynuować budowy, ale od czego są klocki córki) powstał parowóz, tender i wagonik z ładunkiem klockowego drewna. Całość prezentuje się tak:
Silnik jest w parowozie, napędzane są obie osie. Gruby kabel łączący parowóz i tender to zasilanie poprowadzone do odbiornika podczerwieni (taki sposób zdalnego sterowania wybrało Lego) i baterii, umieszczonych w tendrze.
Pewnym wyzwaniem była przyjęta na samym początku budowy kolorystyka - okazało się, że ciemnozielone klocki nie są łatwe do kupienia, trzeba było je zamawiać w sklepach w Polsce, na Litwie, w Szwecji, Finlandii, UK i we Francji. Ciekawa sprawa był z białymi klamkami do budki maszynisty - w katalogu Lego bez problemu znalazłem potrzebne klocki, tylko że ich cena "w detalu" przyprawiała o zawrót głowy. Szczegółowe śledztwo ujawniło, że te klocki to nic innego jak rogi klockowej krowy, którą córka na szczęście miała w kolekcji . Dokonałem stosownej wymiany (miesiąc abonamentu w Spotify) i stałem się szczęśliwym posiadaczem białych klamek
Pewnym wyzwaniem był też układ napędowy, którego oczywiście nie dało się wykonać ze standardowych elementów Lego. Tu konieczne było cięcie i klejenie elementów, co zajęło mi może 3 godziny, a efekt jest jak dla mnie zadowalający (ważne że działa i się nie rozpada).
Ostatni element to węglarka, czyli zwykłe pudło na kołach, które jednak sprawiło mi sporo problemów. Okazało się, że zapewnienie niezbędnej wytrzymałości konstrukcji wymaga bardzo rozbudowanej konstrukcji wewnętrznej, która trzyma to wszystko w jednym kawałku. W efekcie węglarka jest oszukana - w rzeczywistości klockowe "belki" są położone na dachu konstrukcji nośnej. Ale w sumie to nie jest to problem, bo i tak wagon miał być w założeniu pełny, a tego co jest pod belkami po prostu nie widać.
I tak oto stałem się zadowolonym z siebie posiadaczem pociągu wąskotorowego, co najważniejsze mojej własnej produkcji. Pociąg jeździ, pokonuje absurdalnie ciasne łuki (mniej więcej odpowiadające rzeczywistym łukom o promieniu 25 metrów), i nawet trzeszczy i "stęka", więc udało mi się osiągnąć znaczny stopień "klockowego realizmu". To teraz chyba oficjalnie mogę się nazwać "modelarzem kolejkowym", no bo przecież nie jest to zestaw kupny, tylko produkcja własna, a że kompletnie niepoważna to nie ma dla mnie większego znaczenia, zabawa jest przednia.
Tyko żona jakoś tak dziwnie patrzy i pyta, czy na pewno wszystko jest ze mną w porządku
- 9
- 2
- 12
- Pokaż wszystkie