Cześć.
Moja historia jest jakich wiele na forum: trzydziestoletnia kolejka przeszła reaktywację i powróciła ochota na zabawę pociągami. Kolejne pokolenie złapało bakcyla. Nie pytam o projekt, o to co kupić, jak połączyć itp. Zanim się zarejestrowałem na forum sporo poczytałem. Do sedna...
Mam poddasze do dyspozycji. Całe. Można wstawić U albo L. Jednak ogrzewane jest tylko pomieszczenie, w którym mam symulator Airbusa A320 (5x5m) i do niego dojście w korytarzu ze skosem - iealne miejsce na stałą makietę. Stół miałby 360x130cm. I teraz pytanie do Państwa: czy da się tam zrealizować coś, co opisał Zbigniew Nienacki w książce "Pan Samochodzik i Fantomas"? Zostawiamy kwestię wyglądu - chodzi mi tylko zasady. Taki element zręcznościowy w makiecie. Pozwolę sobie wkleić opis, który rozpalił moją wyobraźnię 30 lat temu
To mówiąc przycisnął jakiś mechanizm, ukryty obok szafy bibliotecznej w gabinecie. Szafa obróciła się bezszelestnie i zobaczyłem malutkie drzwi w ścianie. Za drzwiami znajdowały się kręcone schody, zbudowane jakby w ogromnym kominie.
Baron przekręcił kontakt elektryczny i schody rozbłysły światłem. Prowadzony przez barona, dość długo schodziłem w dół. - Tu były kiedyś podziemia starego młyna - wyjaśnił mi. - Potem na ruinach młyna wzniesiono zamek. Ujrzałem dwa duże podziemne pomieszczenia bez okien. Lecz nie czuło się tu wilgoci, działała bowiem klimatyzacja.
Baron przekręcił kontakt elektryczny i aż zaniemówiłem z zachwytu. Obydwie salki wypełniała niemal całkowicie zbudowana o metr nad podłogą ogromna mapa plastyczna jakiejś okolicy. Z masy plastycznej zrobiono pagórki, doliny, góry, rzeki. Okolicę pokrywały lasy, gdzieniegdzie lśniły jeziora wykonane z luster. Wszędzie rozciągnięto setki metrów maluteńkich szyn. Widziałem wiadukty, mosty, tunele podziemne i oczywiście dwie ogromne stacje kolejowe, na których stały dziesiątki pociągów.
Na dwóch końcach mapy plastycznej znajdowały się pulpity do sterowania pociągami. - Ja będę puszczał pociągi w pana kierunku, a pan w moim - objaśnił baron. - Zabawa polega na tym, aby pan przyjmował moje pociągi i kierował je na wolne tory i bocznice oraz puszczał pociągi w moim kierunku. Za spowodowanie katastrofy każdy z nas wpłaca do tej skarbonki jednego franka. Czy przystaje pan na te warunki? - Oczywiście - zgodziłem się. - Tylko muszę nauczyć się manipulować zwrotnicami. Baron dość długo mi objaśniał, jak należy sterować pociągami za pomocą pokręteł na pulpicie. Lokomotywy miały elektryczne silniczki, szyny były przewodami, po których biegł prąd. Poszczególne odcinki szyn miały specjalne podłączenia sprzężone z pokrętłami. Wystarczyło na jednym z odcinków wyłączyć prąd albo zmniejszyć jego napięcie, a pociąg stawał albo zwalniał. Podobnie zdalnie sterowane były zwrotnice. Opanowanie tego skomplikowanego systemu wymagało sporo czasu i zapłaciłem chyba z pięć franków kary, zanim jako tako nauczyłem się obsługiwać swoją stację i wysyłać pociągi w kierunku barona. Z jego stacji co pół minuty, albo i częściej, wybiegał w moim kierunku jakiś pociąg. Z trudem nadążałem z lokowaniem ich na bocznicach lub znajdowaniem wolnych torów, po których odsyłałem je w stronę przeciwnika. Była to wspaniała zabawa. Malutkie pociągi z cichym szmerem biegły po setkach metrów torów, znikały w tunelach, mknęły po wiaduktach i mostach, wiły się wśród lasów, omijały pagórki. Mieliśmy do dyspozycji pociągi osobowe, towarowe, cysterny z paliwem, lory z drewnem. Jednym słowem, wszystko urządzone było tak, jak na prawdziwych torach kolejowych i na prawdziwych stacjach.
Wkrótce i baron dwukrotnie zapłacił karę za spowodowanie zderzenia ekspresów. Zażądałem od barona, aby uiścił podwójną karę, ponieważ do zderzenia doszło w miejscu niezwykle niebezpiecznym, a mianowicie na wysokim wiadukcie. Lokomotywy i wagony spadły z szyn i zsunęły się po nasypie na lustrzaną taflę rzeki. Była to więc katastrofa na wielką skalę.
I właśnie gdy usuwaliśmy skutki katastrofy i stawialiśmy lokomotywy i wagony na torach, otworzyły się nagle drzwi do podziemi i stanęła w nich madame Eveline. - O Boże... - szepnął skonfundowany baron de Saint-Gatien. Ale ciotka Eveline nie wyglądała na zdumioną czy zaskoczoną widokiem miniaturowych kolejek. - Panie Samochodzik - zwróciła się do mnie z wyrzutem. - Pan, zdaje się, zapomniał, że jesteśmy umówieni z Pigeonem? - Ach, tak... Rzeczywiście - spojrzałem na zegarek i porzuciłem pulpit sterowniczy. Baron bacznie spojrzał na swoją siostrę. - Eveline - rzekł. - Coś mi się wydaje, że ty już kiedyś oglądałaś te kolejki? - Caramba, porca miseria! - zawołała stara dama. - Naprawdę sądziłeś, że w tym zamku coś się przede mną ukryje? Ale co do mnie, to wolę szybkie samochody od najszybszych kolejek elektrycznych.
Jestem Ciekaw Waszych opinii.
Moja historia jest jakich wiele na forum: trzydziestoletnia kolejka przeszła reaktywację i powróciła ochota na zabawę pociągami. Kolejne pokolenie złapało bakcyla. Nie pytam o projekt, o to co kupić, jak połączyć itp. Zanim się zarejestrowałem na forum sporo poczytałem. Do sedna...
Mam poddasze do dyspozycji. Całe. Można wstawić U albo L. Jednak ogrzewane jest tylko pomieszczenie, w którym mam symulator Airbusa A320 (5x5m) i do niego dojście w korytarzu ze skosem - iealne miejsce na stałą makietę. Stół miałby 360x130cm. I teraz pytanie do Państwa: czy da się tam zrealizować coś, co opisał Zbigniew Nienacki w książce "Pan Samochodzik i Fantomas"? Zostawiamy kwestię wyglądu - chodzi mi tylko zasady. Taki element zręcznościowy w makiecie. Pozwolę sobie wkleić opis, który rozpalił moją wyobraźnię 30 lat temu
To mówiąc przycisnął jakiś mechanizm, ukryty obok szafy bibliotecznej w gabinecie. Szafa obróciła się bezszelestnie i zobaczyłem malutkie drzwi w ścianie. Za drzwiami znajdowały się kręcone schody, zbudowane jakby w ogromnym kominie.
Baron przekręcił kontakt elektryczny i schody rozbłysły światłem. Prowadzony przez barona, dość długo schodziłem w dół. - Tu były kiedyś podziemia starego młyna - wyjaśnił mi. - Potem na ruinach młyna wzniesiono zamek. Ujrzałem dwa duże podziemne pomieszczenia bez okien. Lecz nie czuło się tu wilgoci, działała bowiem klimatyzacja.
Baron przekręcił kontakt elektryczny i aż zaniemówiłem z zachwytu. Obydwie salki wypełniała niemal całkowicie zbudowana o metr nad podłogą ogromna mapa plastyczna jakiejś okolicy. Z masy plastycznej zrobiono pagórki, doliny, góry, rzeki. Okolicę pokrywały lasy, gdzieniegdzie lśniły jeziora wykonane z luster. Wszędzie rozciągnięto setki metrów maluteńkich szyn. Widziałem wiadukty, mosty, tunele podziemne i oczywiście dwie ogromne stacje kolejowe, na których stały dziesiątki pociągów.
Na dwóch końcach mapy plastycznej znajdowały się pulpity do sterowania pociągami. - Ja będę puszczał pociągi w pana kierunku, a pan w moim - objaśnił baron. - Zabawa polega na tym, aby pan przyjmował moje pociągi i kierował je na wolne tory i bocznice oraz puszczał pociągi w moim kierunku. Za spowodowanie katastrofy każdy z nas wpłaca do tej skarbonki jednego franka. Czy przystaje pan na te warunki? - Oczywiście - zgodziłem się. - Tylko muszę nauczyć się manipulować zwrotnicami. Baron dość długo mi objaśniał, jak należy sterować pociągami za pomocą pokręteł na pulpicie. Lokomotywy miały elektryczne silniczki, szyny były przewodami, po których biegł prąd. Poszczególne odcinki szyn miały specjalne podłączenia sprzężone z pokrętłami. Wystarczyło na jednym z odcinków wyłączyć prąd albo zmniejszyć jego napięcie, a pociąg stawał albo zwalniał. Podobnie zdalnie sterowane były zwrotnice. Opanowanie tego skomplikowanego systemu wymagało sporo czasu i zapłaciłem chyba z pięć franków kary, zanim jako tako nauczyłem się obsługiwać swoją stację i wysyłać pociągi w kierunku barona. Z jego stacji co pół minuty, albo i częściej, wybiegał w moim kierunku jakiś pociąg. Z trudem nadążałem z lokowaniem ich na bocznicach lub znajdowaniem wolnych torów, po których odsyłałem je w stronę przeciwnika. Była to wspaniała zabawa. Malutkie pociągi z cichym szmerem biegły po setkach metrów torów, znikały w tunelach, mknęły po wiaduktach i mostach, wiły się wśród lasów, omijały pagórki. Mieliśmy do dyspozycji pociągi osobowe, towarowe, cysterny z paliwem, lory z drewnem. Jednym słowem, wszystko urządzone było tak, jak na prawdziwych torach kolejowych i na prawdziwych stacjach.
Wkrótce i baron dwukrotnie zapłacił karę za spowodowanie zderzenia ekspresów. Zażądałem od barona, aby uiścił podwójną karę, ponieważ do zderzenia doszło w miejscu niezwykle niebezpiecznym, a mianowicie na wysokim wiadukcie. Lokomotywy i wagony spadły z szyn i zsunęły się po nasypie na lustrzaną taflę rzeki. Była to więc katastrofa na wielką skalę.
I właśnie gdy usuwaliśmy skutki katastrofy i stawialiśmy lokomotywy i wagony na torach, otworzyły się nagle drzwi do podziemi i stanęła w nich madame Eveline. - O Boże... - szepnął skonfundowany baron de Saint-Gatien. Ale ciotka Eveline nie wyglądała na zdumioną czy zaskoczoną widokiem miniaturowych kolejek. - Panie Samochodzik - zwróciła się do mnie z wyrzutem. - Pan, zdaje się, zapomniał, że jesteśmy umówieni z Pigeonem? - Ach, tak... Rzeczywiście - spojrzałem na zegarek i porzuciłem pulpit sterowniczy. Baron bacznie spojrzał na swoją siostrę. - Eveline - rzekł. - Coś mi się wydaje, że ty już kiedyś oglądałaś te kolejki? - Caramba, porca miseria! - zawołała stara dama. - Naprawdę sądziłeś, że w tym zamku coś się przede mną ukryje? Ale co do mnie, to wolę szybkie samochody od najszybszych kolejek elektrycznych.
Jestem Ciekaw Waszych opinii.