Oczyma wyobraźni widzę jak pewnego dnia dotrze tu, o ile nie spowoduje wstrzymania robót jakąś przedwczesną katastrofą tarcza wiertnicza TBM choć powinno jej się nadać imię i to nie żeńskie tylko zasłużone dla kraju całego, na literę J, zresztą bez poświęcenia zepsuje się na bank.
I z łoskotem krusząc współczesną betonową opokę i pojawi się tu, lub tu, a wtedy Łódź stanie się miastem, przed duże M, ze światem niedostępnym całym połączenie otrzyma i z CPK i z sam nie wiem z czym, o ile jeszcze będzie ten kraj istniał oczywiście.
Wychodzę z tej pustej depresyjnej dziury na zewnątrz, resztki skrzyżowania ulic POW i Składowej, piękne malowanie budynku i piękne płytki w łazience lub kuchni, można było w szachmaty grać na ścianie.
A to drugi i ostatni stary budynek w ciągu ulicy Składowej.
Idę do parku na chwilę, od tyłu, Cerkiew Aleksandra Newskiego widziałem chyba kiedyś będąc młodym szczenięciem film sowiecki o jakiejś wojnie i tam scena była jak to chyba Krzyżacy rzucali do ognia niewinne niemowlęta, a potem tenże Aleksander i sromotny łomot spuścił.
Straszne wrażenie na mnie wywarła ta scena, pamiętam ją do dziś.
A tu gdzieś w tym miejscu biegł murek ogrodzenia parku, gdzie Panie podejrzanej konduity w wieku już niejednokrotnie emerytalnym, kusiły podróżnych swoimi dawno przekwitłymi wdziękami, o dziwo, niejednokrotnie skutecznie, oficjalnie ich nie było, wtedy.
Wieżowiec częściowo zasłonięty słupem stoi jak mi się wydaje w okolicach dawnej ulicy Węglowej.
Oto tajemnica cierpliwego oczekiwania, ja nie musieć iść pieszo.
Oto i on, mój magiczny powóz 36WEd-001 gdyby strona ŁKMK żyła byłoby kolejne zdjęcie do galerii " jedynek".
Siedzę sobie na ławeczce na peronie, konsumuję batonik czekuladowy, relaksuję się, do odjazdu siedem minut, zdążę się dowlec.
Czas, w środku niesamowity tłok.
Wyruszamy we dwóch, nie licząc obsługi pociągu, konduktorka, a moze kierownik/konduktor młode śliczne jak mi się wydaje dziewczę, cóż maseczka choć niepotrzebnie bo nie ma przecież wirusa, albo ma dwie oary rajstop, albo są "kabaretki na podkładzie" ciepło i seksownie.
Widzew, ciągle te niebieskie ełki.
I już normalne.
Kontrola, głos ma ładny choć zniekształcony, ale takie czasy, nie podrywam jej, nie flirtuję, jestem stary i zmęczony, a ona ma dość takich namolnych pasażerów.
Ściskam w ręku bilet, patrzę przez okno i przez chwilę nic nie widzę, budzę się, kilka migawek przez okno, moga wystąpić zjawiska nieporządane, refleksy świetlne, omamy, widziadła.
Widzew Janów budynek niegdysiejszej wagonowni i daszek na mały ptaszek.