Dziwna pora na pisanie, przypominają mi się dawne czasy, gdy nie było internetu, a nocne słuchanie muzyki było obowiązkowym punktem dla ambitniejszej części młodzieży, dla normalnej było Italo disco, i Tomek Beksiński, nazwisko dla wielu z Was nieznane, nocą mówił i puszczał muzykę, która sprawiała że człowiek chciał żyć, szkoda że już go nie ma, i ja też o tej nieludzkiej porze pisze do Was, z pewnym przesłaniem chwilę przed wycieczką.ż
Gdy coś się zaczyna, w wieku dwudziestu, trzydziestu lat, większość z nas, ba pewnie każdy, wyobraża sobie albo tez nie poświęca temu ani chwili, mając pewność że to coś będzie zawsze, zawsze będziemy młodzi, sprawni, bezgranicznie zakochani, pożądani, nie zdajemy sobie sprawy z kolejności wydarzeń, co ma początek ma też i koniec, logiczny łańcuch, mija młodość, miłość wygasa, ulubione buty się rozpadają, tzw.przyjaciele stają się wrogami, odbicie w lustrze jakby pokazywało innego człowieka, coś czemu się poświęciłeś bezgranicznie, przeżuwa Cię i wypluwa poza granice zainteresowania, przemijanie, okazuje się ze to o co moglibyśmy walczyć do ostatniej kropli krwi, dziś jest żenująco nudne, pospolite, niewarte uwagi.
Przemijamy, za życia budujemy trumnę dla marzeń i niedoścignionych ideałów, pomaga nam w tym proza dnia codziennego, i tak deska po desce aż jest gotowa i my też już jesteśmy gotowi umrzeć za życia, tylko wieko i ostatni gwóźdź, wbity przez przyjaciela, czy powinniśmy mieć do niego pretensje, nienawidzić go, czy raczej obdarzyć wdzięcznością, że pozbawił nas złudzeń, że jak szpilką balon przebił nasze rozdęte do granic uniwersum ego, którego smętny flak otulił nas i uświadomił mizerność egzystencji, na prawdę nie wiem, myślę o tym wciąż, nie mogę znaleźć złotego środka, tej magicznej formuły, pozwalającej zrozumieć wszystko, zaakceptować i pogodzić się z porażką.
Już pora, zakończyć ten nierówny pojedynek, jedziemy z Grześkiem do Poznania, nie znam powodów dla których mój towarzysz tam jedzie, ja jadę się pożegnać, nie z uczestnikami, nie z organizatorami, z miejscem w którym spędziłem niejedną ekscytująca i niesamowitą chwilę, ten ostatni raz, już pora pożegnać się z tym czym żyłem prawie dwadzieścia lat, przez pierwsze dziesięć lat poświęcałem cały swój czas modelarstwu i klubowi, jestem znużony i znudzony, pora odpocząć, skleić mózg i uspokoić serce.
Nie będzie już wątpliwej jakości porad i złośliwych przytyków, spokojnie możecie budować lewitujące domy, ze szparami na łączeniu ścian, szutrować tory kasza gryczaną lub manną, nie będzie komentarzy, uszczypliwych, czasami chamskich, urągania, wyszydzania, to minęło.
Patrzę przez okno, jedno światło w bloku na przeciwko, ciekawe wstał ktoś czy się jeszcze nie położył, a może też zdobył się na podobny desperacki krok, zawsze stojąc bladym świtem na przystanku patrzyłem na uśpione noclegownie, potężne monumentalne w mroku wieżowce, jedno czasami dwa zapalone światła, samotne, jak samotni ludzie w pustym tramwaju, każdy zatopiony w swej , jadę i kołyszę się w rytm stukotu kół, patrzę w okno i wzdragam się , niewyraźne odbicie nie daje pewności że to ja, może nie do końca, samotność jest okrutna, ale także może być inspirująca, a może być lepsza niż wspomniana w tłumie.
Zaczyna dnieć, już czas.
Niebawem kilka słów i obrazków z wystawy i to nie z galerii sztuki, oczywiście obiektywnych spostrzeżeń jak zwykle, bez litości i owijania w bawełnę.