Możecie tego nie czytać, ja musiałem to napisać.
Mały epizod, ale wymaga poparcia choć jednym zdjęciem, bo spotkało mnie dziś coś czego nie potrafię wytłumaczyć.
W tym tygodniu czuję się fatalnie, na nic starania, wychodzę z pracy jak co dzień z opracowanym planem, czeka na mnie Piotrek z żoną, chwilę pogadaliśmy i kolega podrzuca mnie żebym jak to powiedział " dziadek nie musisz bez potrzeby spacerować: no niestety muszę, ale to nieistotne.
Wiedziałem że zmieniły się okolice którymi uczęszczałem na Fabryczny, od wiaduktu na Kopcińskiego kawałek Tuwima, obok budynku i juz na torach, spacer przez wiadukt na Tramwajowej i tak dalej, prawie codziennie.
Wiedziałem ale pojechałem.
Tak tam było.
Dwa magazyny łukowe, lub zbudowane jak kto woli na łuku, słabo widać tory, ale kiedyś dochodziły do obu.
I się szło, płosząc migdalące w krzakach pary, się szło słuchając chrzęstu tłucznia pod nogami, pod nogami cały świat a w sercu taki spokój, jeszcze wtedy nie wiedziałem o demonach zalegających w mojej głowie, o szumie, o mąceniu się myśli, nie wiedziałem, się szło.
Dziś to niestety lub doskonale wygląda inaczej , pozostały magazyny ogrodzone, opustoszałe, z zamurowanymi oczyma okien i ustami wrót, nijakie bezosobowe jak wszystko, choć nowe.
Kilka fotek drugiego magazynu, tego po lewej.
A wokół arterie tętniące życiem i ani jednego człowieka.
Ani jednej szyny, myślę tam nie sprawdziłem, tam mogą być, idę choć rozum podpowiada że bezsensu ta droga jest, nie było żadnej.
Drugi magazyn ten po prawej na zdjęciu, wzdłuż niego zawsze chodziłem, najchętniej wieczorami, niepóźnymi coby po mordzie nie dostać, ale takimi co słońce żegnają przed snem otulając kołderką ludzkich namiętności, takimi lubiłem chodzić i nawet moja miłość życia późno odnaleziona ze mną chodziła.
Dziś martwy mur.
I coś co pamiętam w zaroślach z dawnych lat, ale nie pamiętam przeznaczenia.
I dochodzę do sedna do meritum, jak by to powiedział ktoś wyedukowany, nagle czuję niesamowity ból w głowie i słyszę głosy, szepczące, żadajće abym odszedł stąd" idź, jesteś obcy, nie należysz już do nas" poczułem taką niechęć tego miejsca do mnie, taką nienawiść i szczątkowy żal, to jak coś tracisz i jeszcze to pamiętasz i opłakujesz, ale już to straciłeś i dopóki pamiętasz to tym jesteś, niedoświadczyłem takiej obcości i odrzucenia od lat, z trudem dowlokłem się na nowoczesną krańcówkę dysząc ze strachu, aż współpasażerki na mnie dziwnie patrzyły, i nie była to miłość, jak bardzo chciałem mieć kogoś kto by mi pomógł, miałem tylko poręcz którą zbielałymi knykciami ściskałem, i wciąż głosy w głowie.
Przerażające, strzeżcie się miejsc z pamięcią.