O to to. O przemijaniu mógłbym godzinami. Przechodzę chyba coś w rodzaju tzw, kryzysu wieku średniego. coraz trudniej mi wyjść "na miasto", młodzież zaczyna mnie irytować, mój syn zresztą również, te zasrane komórki i ta ciągła walka o to kiedy ją dostanie, czy odrobił lekcje, a czemu znowu pała z fizyki, no to jej nie dostanie, bo nie zasłużył i tak w kółko. Wsiadam Ci wtedy w pociąg i jadę ( choćby na dzień) żeby zrzucić z siebie te "miastowe" problemy i odsapnąć innym powietrzem, tam gdzie cisza i spokój i gdzie kolej inna, spokojniejsza, wczorajsza. Najchętniej wybieram linie bez drutu. I tak niedawno pojechałem sobie do Sierpca przez Kutno, wróciłem przez Nasielsk. Połaziłem po stacji w Sierpcu, rozkoszując się się ciszą i świadomością dawnej świetności na gruzach siepeckiej szopy. Tydzień później poleciałem sobie do Suwałk, tam i z powrotem, po to tylko by na odcinku Białystok-Suwałki dać się pociągnąć czeskiemu Nurkowi, mając w pamięci wycieczki do Augustowa, pociągami prowadzonymi SU45. Potem przyszła kolej na senny Chełm, dwuwagonowym składem IC Inka, stamtąd już bez drutu do Zamościa i z powrotem do Wawy, ale przez Rzeszów i stamtąd Zamojskim do Lublina. I jak tak sobie jeżdżę tymi pustawymi ( w tych ww.akurat relacjach) pociągami to tak się gapię przez okno, myślę sobie o tym, co już za mną, wspominam dobre czasy młodości i pogrążam się w sennej nostalgii i melancholii. Potem wracam do Miasta i horror zaczyna się od nowa. Dobrze że mam makietę, to się zamknę w pokoju i zawsze po takiej podróży, odtwarzam ją na makiecie i przeżywam jeszcze raz.