1. Wstęp
Tak się zdarzyło, że miałem sprawę do załatwienia na Majorce. Akurat na Majorce nigdy wcześniej nie byłem, więc sprawdzam w necie informacje o ichnich kolejach i okazuje się, że oprócz (dwóch) zwykłych linii kolejowych funkcjonuje również linia turystyczna, z Palma de Mallorca do Sóller. Grzech nie zobaczyć jej na własne oczy, skoro już będę na wyspie.
Poniżej będzie dużo zdjęć tego, co widać z kolejki, bo widać ciekawe rzeczy. W celu lepszej orientacji co jest gdzie, przygotowałem mapkę poglądową.
Na żółto - opisywana tu linia Palma-Sóller. Na czarno linie czynne, na niebiesko - w budowie lub planowane.
Budzik o strasznej godzinie, pospieszna samoobsługa, taksówka i już siedzę w samolocie; na dworze ciemno, zimno i mokro.
Na szczęście to nie jest mój autoportret, choć sam chętnie bym jeszcze poleżał w objęciach Morfeusza.
Jesteśmy poza sezonem, więc nie ma lotów czarterowych i trzeba się przesiadać w Monachium. Samolot stamtąd pełen już jest niemieckiej geriatrii, której po wylądowaniu w Palma pilot życzy miłego pobytu w hotelu lub... w domu. No cóż, nasi emeryci mają inne dylematy, niż: którą ciepłą wyspę wybrać na dokonanie żywota w sielsko-anielskiej atmosferze. To się nazywa sprawiedliwość historyczna. A skoro o historii mowa, to przechodzę do meritum.
2. Historia kolejki (w skrócie oczywista)
Miasteczko Sóller swój rozwój zawdzięcza położeniu: leży u zbiegu żyznej doliny do morza, bedąc najdogodniejszym portem do żeglugi z Hiszpanii. Niestety, izolacja od reszty wyspy przez potężne pasmo gór Serra de Tramuntana zawsze opóźniała rozwój Sóller. Od momentu uruchomienia na początku XIX wieku połączenia morskiego przede wszystkim z Francją, nastąpił dynamiczny rozwój eksportu cytrusów, lokalnych produktów tekstylnych oraz cementu. Przed końcem XIX wieku już działał lokalny bank, a miasto było elektryfikowane i gazyfikowane. Tymczasem nadal brak było szybkiego i bezpiecznego połączenia ze stolicą, bo nie zapewniała tego wybudowana kilkanaście lat wcześniej bita droga trawersująca zbocza wysokich gór, na której do ciągnięcia wozów używano oczywiście zwierząt pociągowych. Marny był los takiego osła, czy konia.
W końcu poseł z Sóller zaproponował połączenie ze stolicą za pomocą linii kolejowej. Pierwszy projekt legł w gruzach z braku funduszy. Ale drugi został zrealizowany dzięki znaczącemu wsparciu finansowemu mieszkańców Sóller. Otóż każdy z nich dorzucił coś do koszyka, odpowiednio do swojej zamożności. Rozpoczęta latem 1907 roku budowa prawie 30-kilometrowej linii, częściowo w trudnym terenie, wymagająca wykucia wielu tuneli, została ukończona 5 lat później. Piszę w tym momencie o samej linii kolejowej z Palma do, że się tak wyrażę: miasta górnego Sóller, które to połączenie zostało później przedłużone do samego nabrzeża (portu) Sóller - ale nie poprzez przedłużenie linii kolejowej. Na tym odcinku zbudowano niezależną linię tramwajową. Stacja Sóller jest więc stacją przesiadkową kolej-tramwaj.
Na samym początku kolej była parowa, a tramwaj elektryczny. Tuż przed Wielkim Kryzysem (co za farciarze!) również kolej zelektryfikowano. Oczywiście w tamtych czasach była to typowa kolej publiczna, umożliwiająca szybką komunikację ze stolicą. Rozwój komunikacji indywidualnej, budowa nowych dróg i różne powojenne zawirowania ekonomiczne były czasem próby dla tej linii. Jednak po hiszpańskiej wojnie domowej z lat 50tych turyści zaczęli powracać na wyspę, a dzięki odpowiedniej akcji marketingowej udało się utrzymać ruch pociągów. W latach 80tych linia została przekształcona w linię turystyczną, później przed kolejnymi kłopotami uchronił ją kapitał prywatny i - ponownie osiągnęła sukces, tym razem jako jedna z kluczowych atrakcji turystycznych Majorki.
3. Opis wycieczki dużą dawką zdjęć okraszony
Jest to kolej wąskotorowa o prześwicie 914 mm (jeden jard angielski). Budynek stacji jest niepozorny, ale łatwo go dostrzec rozglądając się po Placa d'Espanya. To oczywiście centrum stolicy, północny wschód od starego miasta.
Wewnątrz na parterze jest kasa biletowa - płacić można tylko gotówką! - i informacja turystyczna. Mam czas, kupuję bilet ponad godzinę przed odjazdem pociągu, wałęsam się po najbliższej okolicy robiąc zdjęcia, a jak wracam na stację, to w hali głównej stoi już długaśna kolejka do kasy. Zagadnięta, kobita z informacji mówi mi, że to nic w porównaniu do sezonu, kiedy to kolejka do kolejki kończy się na ulicy. Idę na peron.
Tablica powitalna. A po polsku to nie łaska, hehehe?
Bardzo dużo rodaków jeździ na wyspę, w pociągu też było słychać nasz język. A tak przy okazji, angielski jest ogólnie dość znany, wszak turystów tu tłumy, ale pewności mieć nie można, bo zdarzyło mi się kilka razy, w tym dwa razy w stolicy (!), że wybór był tylko z palety kataloński-hiszpański-niemiecki.
Początek szlaku to oczywiście koziołek.
Zbliżenie dla miłośników koziołków, taki zwykły betonowy klocek, a jednak postawili doniczki z czymśtam ku uciesze oka, no z tą naklejką mogli sobie dać siana. 45,8 kilometr linii? Chciałoby się !
Podstawiają wagony, tłumek niecierpliwie przestępuje z nogi na nogę, pstrykając zdjęcia deseczkami.
Te zwrotniki i "buły", charakterystyczne m.in. dla kolei południa, są znacznie łatwiejsze w obsłudze niż nasze. Wystarczy obrócić przeciwwagę w poziomie, równocześnie przestawiając dźwignię. Nie wymaga to takiego wysiłku jak u nas.
Tablica pamiątkowa, elektryfikację "oczywiście" przeprowadziła firma niemiecka, oni zawsze byli narodem przodującym w rozwoju techniki.
Loco podjechało, nie wsiadać, podziwiać na razie, musimy się przepiąć na drugą stronę. Sieć trakcyjna wydaje się być jakoś bliziutko rynny. Ale widocznie tak ma być, to złudzenie apteczne.
Budynek stacji, jak i w ogóle cała linia, została gruntownie odnowiona i wyłączając nieużywane przystanki prezentuje się wspaniale. Jak oni mają dobrze, że im gołębie nie obsrywają wszystkiego poniżej aktualnej pozycji swojego tyłka. Choć tu dygresja, jakieś - mówiąc z czeska - obsrajodachy muszą u nich być, bo kamienny mur oporowy przy katedrze, służący również jako ława do siadania, jest wydatnie oznaczony białymi kleksami.
Lok przepięto na początek składu i turyści mogą tłumnie ruszyć do wagonów. Na szczęście tym razem miejsc siedzących wystarczy dla wszystkich. W sezonie jest rozpacz i szkoła (nie)uprzejmości.
Dzwonek, gwizdek i ruszamy. Na samym początku szlaku kolejka jedzie środkiem asfaltowej jezdni, bardzo powoli, mijając samochody na przysłowiową grubość gazety,
ale chwilę później szybko się rozpędza i w rytm cudownego tut-tuk, tuk-tuk, tuk-tuk, popyla ku północnej granicy miasta. W tym momencie oddzielają już ją od jezdni metalowe bariery ochronne. Jest zakaz wystawiania rąk i łbów przez te okienka i jest to zakaz uzasadniony, bo słupy i inne przeszkody są czasem naprawdę blisko i można zostać uznanym nawet przez ZUS w 100% niezdolnym do pracy w razie niespodziewanej dekapitacji.
Przejazd przez skrzyżowanie, jest ich kilka na miejskim odcinku kolejki, niewątpliwie pociąg automatycznie uruchamia "zielone" dla siebie.
cdn.
Tak się zdarzyło, że miałem sprawę do załatwienia na Majorce. Akurat na Majorce nigdy wcześniej nie byłem, więc sprawdzam w necie informacje o ichnich kolejach i okazuje się, że oprócz (dwóch) zwykłych linii kolejowych funkcjonuje również linia turystyczna, z Palma de Mallorca do Sóller. Grzech nie zobaczyć jej na własne oczy, skoro już będę na wyspie.
Poniżej będzie dużo zdjęć tego, co widać z kolejki, bo widać ciekawe rzeczy. W celu lepszej orientacji co jest gdzie, przygotowałem mapkę poglądową.
Na żółto - opisywana tu linia Palma-Sóller. Na czarno linie czynne, na niebiesko - w budowie lub planowane.
Budzik o strasznej godzinie, pospieszna samoobsługa, taksówka i już siedzę w samolocie; na dworze ciemno, zimno i mokro.
Na szczęście to nie jest mój autoportret, choć sam chętnie bym jeszcze poleżał w objęciach Morfeusza.
Jesteśmy poza sezonem, więc nie ma lotów czarterowych i trzeba się przesiadać w Monachium. Samolot stamtąd pełen już jest niemieckiej geriatrii, której po wylądowaniu w Palma pilot życzy miłego pobytu w hotelu lub... w domu. No cóż, nasi emeryci mają inne dylematy, niż: którą ciepłą wyspę wybrać na dokonanie żywota w sielsko-anielskiej atmosferze. To się nazywa sprawiedliwość historyczna. A skoro o historii mowa, to przechodzę do meritum.
2. Historia kolejki (w skrócie oczywista)
Miasteczko Sóller swój rozwój zawdzięcza położeniu: leży u zbiegu żyznej doliny do morza, bedąc najdogodniejszym portem do żeglugi z Hiszpanii. Niestety, izolacja od reszty wyspy przez potężne pasmo gór Serra de Tramuntana zawsze opóźniała rozwój Sóller. Od momentu uruchomienia na początku XIX wieku połączenia morskiego przede wszystkim z Francją, nastąpił dynamiczny rozwój eksportu cytrusów, lokalnych produktów tekstylnych oraz cementu. Przed końcem XIX wieku już działał lokalny bank, a miasto było elektryfikowane i gazyfikowane. Tymczasem nadal brak było szybkiego i bezpiecznego połączenia ze stolicą, bo nie zapewniała tego wybudowana kilkanaście lat wcześniej bita droga trawersująca zbocza wysokich gór, na której do ciągnięcia wozów używano oczywiście zwierząt pociągowych. Marny był los takiego osła, czy konia.
W końcu poseł z Sóller zaproponował połączenie ze stolicą za pomocą linii kolejowej. Pierwszy projekt legł w gruzach z braku funduszy. Ale drugi został zrealizowany dzięki znaczącemu wsparciu finansowemu mieszkańców Sóller. Otóż każdy z nich dorzucił coś do koszyka, odpowiednio do swojej zamożności. Rozpoczęta latem 1907 roku budowa prawie 30-kilometrowej linii, częściowo w trudnym terenie, wymagająca wykucia wielu tuneli, została ukończona 5 lat później. Piszę w tym momencie o samej linii kolejowej z Palma do, że się tak wyrażę: miasta górnego Sóller, które to połączenie zostało później przedłużone do samego nabrzeża (portu) Sóller - ale nie poprzez przedłużenie linii kolejowej. Na tym odcinku zbudowano niezależną linię tramwajową. Stacja Sóller jest więc stacją przesiadkową kolej-tramwaj.
Na samym początku kolej była parowa, a tramwaj elektryczny. Tuż przed Wielkim Kryzysem (co za farciarze!) również kolej zelektryfikowano. Oczywiście w tamtych czasach była to typowa kolej publiczna, umożliwiająca szybką komunikację ze stolicą. Rozwój komunikacji indywidualnej, budowa nowych dróg i różne powojenne zawirowania ekonomiczne były czasem próby dla tej linii. Jednak po hiszpańskiej wojnie domowej z lat 50tych turyści zaczęli powracać na wyspę, a dzięki odpowiedniej akcji marketingowej udało się utrzymać ruch pociągów. W latach 80tych linia została przekształcona w linię turystyczną, później przed kolejnymi kłopotami uchronił ją kapitał prywatny i - ponownie osiągnęła sukces, tym razem jako jedna z kluczowych atrakcji turystycznych Majorki.
3. Opis wycieczki dużą dawką zdjęć okraszony
Jest to kolej wąskotorowa o prześwicie 914 mm (jeden jard angielski). Budynek stacji jest niepozorny, ale łatwo go dostrzec rozglądając się po Placa d'Espanya. To oczywiście centrum stolicy, północny wschód od starego miasta.
Wewnątrz na parterze jest kasa biletowa - płacić można tylko gotówką! - i informacja turystyczna. Mam czas, kupuję bilet ponad godzinę przed odjazdem pociągu, wałęsam się po najbliższej okolicy robiąc zdjęcia, a jak wracam na stację, to w hali głównej stoi już długaśna kolejka do kasy. Zagadnięta, kobita z informacji mówi mi, że to nic w porównaniu do sezonu, kiedy to kolejka do kolejki kończy się na ulicy. Idę na peron.
Tablica powitalna. A po polsku to nie łaska, hehehe?
Bardzo dużo rodaków jeździ na wyspę, w pociągu też było słychać nasz język. A tak przy okazji, angielski jest ogólnie dość znany, wszak turystów tu tłumy, ale pewności mieć nie można, bo zdarzyło mi się kilka razy, w tym dwa razy w stolicy (!), że wybór był tylko z palety kataloński-hiszpański-niemiecki.
Początek szlaku to oczywiście koziołek.
Zbliżenie dla miłośników koziołków, taki zwykły betonowy klocek, a jednak postawili doniczki z czymśtam ku uciesze oka, no z tą naklejką mogli sobie dać siana. 45,8 kilometr linii? Chciałoby się !
Podstawiają wagony, tłumek niecierpliwie przestępuje z nogi na nogę, pstrykając zdjęcia deseczkami.
Te zwrotniki i "buły", charakterystyczne m.in. dla kolei południa, są znacznie łatwiejsze w obsłudze niż nasze. Wystarczy obrócić przeciwwagę w poziomie, równocześnie przestawiając dźwignię. Nie wymaga to takiego wysiłku jak u nas.
Tablica pamiątkowa, elektryfikację "oczywiście" przeprowadziła firma niemiecka, oni zawsze byli narodem przodującym w rozwoju techniki.
Loco podjechało, nie wsiadać, podziwiać na razie, musimy się przepiąć na drugą stronę. Sieć trakcyjna wydaje się być jakoś bliziutko rynny. Ale widocznie tak ma być, to złudzenie apteczne.
Budynek stacji, jak i w ogóle cała linia, została gruntownie odnowiona i wyłączając nieużywane przystanki prezentuje się wspaniale. Jak oni mają dobrze, że im gołębie nie obsrywają wszystkiego poniżej aktualnej pozycji swojego tyłka. Choć tu dygresja, jakieś - mówiąc z czeska - obsrajodachy muszą u nich być, bo kamienny mur oporowy przy katedrze, służący również jako ława do siadania, jest wydatnie oznaczony białymi kleksami.
Lok przepięto na początek składu i turyści mogą tłumnie ruszyć do wagonów. Na szczęście tym razem miejsc siedzących wystarczy dla wszystkich. W sezonie jest rozpacz i szkoła (nie)uprzejmości.
Dzwonek, gwizdek i ruszamy. Na samym początku szlaku kolejka jedzie środkiem asfaltowej jezdni, bardzo powoli, mijając samochody na przysłowiową grubość gazety,
ale chwilę później szybko się rozpędza i w rytm cudownego tut-tuk, tuk-tuk, tuk-tuk, popyla ku północnej granicy miasta. W tym momencie oddzielają już ją od jezdni metalowe bariery ochronne. Jest zakaz wystawiania rąk i łbów przez te okienka i jest to zakaz uzasadniony, bo słupy i inne przeszkody są czasem naprawdę blisko i można zostać uznanym nawet przez ZUS w 100% niezdolnym do pracy w razie niespodziewanej dekapitacji.
Przejazd przez skrzyżowanie, jest ich kilka na miejskim odcinku kolejki, niewątpliwie pociąg automatycznie uruchamia "zielone" dla siebie.
cdn.
Załączniki
-
633,3 KB Wyświetleń: 20
Ostatnio edytowane:
- 11
- 1
- Pokaż wszystkie