Samo rozkładanie i skladanie torowiska też zapewne wymagało sporo pracy.
Niestety owszem, kolej była rokrocznie rozkładana w tym samym przebiegu, więc przynajmniej nie trzeba było wykonywać prac ziemnych. Ale i tak ułożenie i podbicie toru zajmowało nam 1-2 tyg., przy czym to było raptem trochę ponad 50 mb szlaku...
Czy utrzymanie przejezdności szlaku sprawiało wiele problemów?
Kluczowe było dobre podbicie toru, czyli jak w rzeczywistości. Z czasem zapadały się styki, szczególnie problematyczne były łuki. Trzeba było pilnować, czy nie ma przechyłki na zewnątrz łuku i czy nie ma kantów, bo wtedy łatwo było o wykolejenia. Oczywiście wiedzieliśmy, które wagony były najbardziej wrażliwe na krzywy tor, więc co jakiś czas sprawdzało się nimi stan łuków. Problemem były opady deszczu, bo po nich wszędzie były poprzyklejane ziarenka piasku, zwłaszcza na główkach szyn, między iglicami... Na tę okoliczność został zrobiony pług odśnieżny, który oprócz mało przydatnych wówczas lemieszy ma pod spodem szczotkę obrotową z welurowego wałka do malowania, którą czyści szyny. Widać go w akcji od 8 minuty. Poza tym trzeba było na bieżąco usuwać liście i igły z toru, bo łatwo się na tym wykolejały wagony (choć nie zawsze).
Z zabawniejszych przeszkód był muchomor, który postanowił wyrosnąć między szynami
Akurat prowadziliśmy ruch, więc na bieżąco był przycinany, ale w którymś momencie musieliśmy wstrzymać ruch i go wykopać
Inną zabawną przeszkodą okazał się ślimak bez skorupy idący wzdłuż toru, akurat była noc więc okazało się to dopiero po wykolejeniu wagonu motorowego.