• Ten serwis używa "ciasteczek" (cookies). Korzystając z niego, wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. Learn more.
  • Szanowny Użytkowniku, serwisy w domenie modelarstwo.info wykorzystują pliki cookie by ułatwić korzystanie z naszych serwisów. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki.

I, oraz II Epoka i barwy

ST44-613

Ostrzeżony
Reakcje
1 0 0
#1
Dzień Dobry Panom.

Ponieważ limit wzajemnych wyrazów sympatii z kibolami i "szybkimimelexami" uważam na dzień dzisiejszy za wyczerpany, pozwalam sobie "zapuścić" nowy wątek, jakoś tak dziwnie skrzętnie pomijany przez forumowych guru i mędrców wszelakiej maści. Otóż, nie dalej jak kilka dni temu, "Wirualna Polska" obudziła się i pokazała serię zdjęć, a właściwie fotogramów autorstwa Siergieja Prokudina-Gorskiego, któy w latach 1905-1915 dokumentował metodą fotograficzną obrazy z życia carskiego imperium. O jego przeżyciach w trakcie tej gigantycznej podróży, a podróżował specjalnie przydzielonym przez Cara Mikołaja II komfortowym pociągiem z ciemnią i laboratorium fotograficznym, można by napisać książkę (niestety nikt nie wpadł na to by wydać chociażby jego pamiętnik z tej podróży), w końcu urządzono mu jednak wystawę. Co prawda Prokudin-Gorskij zmarł w 1944 roku w Paryżu, do końca strzegąc jak żrenicy oka swoich fotogramów, to w końcu trafiły one do waszyngtońskiej Biblioteki Kongresu USA i tam zostały wystawione.
Nie byłoby w tym wszystkim nic dziwnego, gdyby nie metoda jaką ten artysta wykonywał swoje fotografie, otóż używał do ich wykonywania, specjalnego, skonstruowanego przez siebie aparatu, który wykonywał jednocześnie trzy zdjęcia w podstawowych barwach (żółta, czerwona, niebieska), Ponieważ nie był zadowolony jakością efektów prób na papierach fotograficznych (Bogu dzięki) zastosował szklane płyty, na których obrazy te zachowały się z niezwykłą doskonałością. Tu drobna uwaga, do lat pięćdziesiątych XX wieku niejednokrotnie zdjęcia katalogowe duzych obiektów (np. parowozów) wykonywano na szklanych płytach, niestety prymitywną metodą fotografii czarno-białej.
Ponieważ temat barw liberii kolejowych, sam w sobie bardzo ciekawy, jest tematem ogromnym, pozwalam sobie zapytać szanowne grono, czy ktoś zadał sobie trud odnalezienia rzeczywistych kolorów taboru kolejowego z I i II Epoki, na przykład przy pomocy wyciągów komputerowych?

Pozdrawiam

Jeż Jerzy

P.S. W załączniku jedno ze zdjęć, chyba pasujące do treści postu, wątku i działu.
 

Załączniki

Misiek

Znany użytkownik
NAMR
Reakcje
5.061 140 0
#2
Sama twórczość wspomnianego fotografa jest na tyle ciekawa, choć nie zawsze kolejowa, że warto podać do niej linka innego niż google ;)
 
OP
OP
S
Reakcje
1 0 0
#4
Dzień Dobry.

Pozwolę sobie powtórzyć pytanie: "Ponieważ temat barw liberii kolejowych, sam w sobie bardzo ciekawy, jest tematem ogromnym, pozwalam sobie zapytać szanowne grono, czy ktoś zadał sobie trud odnalezienia rzeczywistych kolorów taboru kolejowego z I i II Epoki, na przykład przy pomocy wyciągów komputerowych?" Chodzi o szanownych uczestników Forum i barwy na przykład polskiego taboru kolejowego w II Epoce, ot chociażby pierwotnych barw wagonów pasażerskich używanych w służbie szlakowej w latach 1918-1924. O taborze niemieckim i I Epoce nie wspominając, bo na ten temat już pisano.

Pozdrawiam

Jeż Jerzy
 

OLF

Znany użytkownik
Reakcje
1.251 32 10
#7
Określenie "komputerowe wyciągi barwne ze zdjęć czarno-białych" znane jest powszechnie i egzystuje na stronach internetowych TYŻ! A powszechnie skracane jest jako "wyciąg komputerowy" wszędzie tam gdzie mówi się o wyciągach barwnych ze zdjęć czarno-białych.
Powszechnie (w słownikowym sensie tego słowa) wiadomym jest, że wyciągi komputerowe (wyciągi barwne = wydruki) czarno-białe robi się z prac kolorowych, nie odwrotnie, więc pudło.
Chodziło chyba o monochromatyczny wyciąg barwny służący do prezentacji kolorowego obrazu (czyli mniej więcej to, czego używał monsieur Prokudin-Gorski), klops w tym że, barwa powstaje poprzez zastosowanie filtra koloru. I jak się filtry poprzestawia to i kolory będą błędne, czyli ta metoda nic (niewiele) o właściwościach kolorowych oryginału nie mówi. Ale do tego nie jest potrzebny komputer, więc to chyba nie o ty chodzi?

Niestety ze zdjęć monochromatycznych określenie koloru jest niemożliwe (każda ze składowych RGB po 'spłaszczeniu' może dać tę samą wartość luminancji odcienia szarości), więc dalej nie rozumiem sensu tej części pytania :(

Powszechnie skracane wyrażenie wyciąg komputerowy zostało znalezione w internecie w oszałamiającej liczbie 30 wyników, i to w sensie "wydruków z urządzenia podłączonego do komputera" - wot "powszechność"

Skoro więc Matka Natura zabrania śmiertelnikom (wliczając w to szanownych uczestników Forum) "odnalezienia rzeczywistych kolorów taboru kolejowego przy pomocy wyciągów komputerowych", podaję odpowiedź na pytanie: NIKT.

Dzięki temu nie będzie też potrzeby dłużej rozwodzić się nad uprecyzyjnieniem pojęcia "taboru kolejowego z I i II Epoki", które nawet po odjęciu zbioru "O taborze niemieckim i I Epoce nie wspominając, bo na ten temat już pisano" dalej kwantyfikuje w nieskończoność.

Zapuszczanie skrzętnie pomijanych wątków pewnie właśnie dlatego jest niepopularne, że wpierw trzeba umieć zadać pytanie.
Miłoby było też pochwalić się swoim wkładem w analizę zagadnienia ( coś więcej niż: "Wirualna Polska" obudziła się i pokazała serię zdjęć)
 
OP
OP
S
Reakcje
1 0 0
#8
Powszechnie (w słownikowym sensie tego słowa) wiadomym jest, że wyciągi komputerowe (wyciągi barwne = wydruki) czarno-białe robi się z prac kolorowych, nie odwrotnie, więc pudło.
Chodziło chyba o monochromatyczny wyciąg barwny służący do prezentacji kolorowego obrazu (czyli mniej więcej to, czego używał monsieur Prokudin-Gorski), klops w tym że, barwa powstaje poprzez zastosowanie filtra koloru. I jak się filtry poprzestawia to i kolory będą błędne, czyli ta metoda nic (niewiele) o właściwościach kolorowych oryginału nie mówi. Ale do tego nie jest potrzebny komputer, więc to chyba nie o ty chodzi?

Niestety ze zdjęć monochromatycznych określenie koloru jest niemożliwe (każda ze składowych RGB po 'spłaszczeniu' może dać tę samą wartość luminancji odcienia szarości), więc dalej nie rozumiem sensu tej części pytania :(

Powszechnie skracane wyrażenie wyciąg komputerowy zostało znalezione w internecie w oszałamiającej liczbie 30 wyników, i to w sensie "wydruków z urządzenia podłączonego do komputera" - wot "powszechność"

Skoro więc Matka Natura zabrania śmiertelnikom (wliczając w to szanownych uczestników Forum) "odnalezienia rzeczywistych kolorów taboru kolejowego przy pomocy wyciągów komputerowych", podaję odpowiedź na pytanie: NIKT.

Dzięki temu nie będzie też potrzeby dłużej rozwodzić się nad uprecyzyjnieniem pojęcia "taboru kolejowego z I i II Epoki", które nawet po odjęciu zbioru "O taborze niemieckim i I Epoce nie wspominając, bo na ten temat już pisano" dalej kwantyfikuje w nieskończoność.

Zapuszczanie skrzętnie pomijanych wątków pewnie właśnie dlatego jest niepopularne, że wpierw trzeba umieć zadać pytanie.
Miłoby było też pochwalić się swoim wkładem w analizę zagadnienia ( coś więcej niż: "Wirualna Polska" obudziła się i pokazała serię zdjęć)
No cóż...! Jak widać sami specjaliści i ptaki lotne, znaczy sępy, bo nie orły, zleciały się do tego tematu, jak do świeżego ścierwa, czego jednak się spodziewałem. Dosyć! A unterlokfuehrera proszę o podanie tytułu najprostszego niemieckiego opracowania dotyczącego tego tematu, w którym, niestety, wbrew powyższemu elaboratowi okazano, że można odwrotnie (to znaczy z czarno-białego, kolorowe).

guru i sępy pozdrawiam, popisujcie się dalej.

Wasz Jeż

P.S. Wolałbym jednak by w tym wątku odezwał się jednak ktoś próbował opisywany efekt, wbrew "guru" osiągalny (nie należy go mylić z barwieniem filmów czarno-białych) próbował osiągnąć. Jeśli nie, cóż, przyjdzie trochę poczekać...
 

corwin

Administrator
Zespół forum
Reakcje
307 2 3
#9
Jeżowi chodzi zapewne o takie efekty jak na zdjęciach poniżej:

civilwar.jpg civilwar_res.jpg
dday.jpg dday_res.jpg
spitfire.jpg spitfire_res.jpg

Niestety ze zdjęć czarno-białych nawet komputer nie jest w stanie wyciągnąć jakie barwy były na oryginale. Może za to operować nasyceniem koloru. Dzięki temu jest w stanie oddać niuanse kolorystyczne... o ile operator określi jak kolor w danym miejscu znajdował się w oryginale, lub jaki kolor chcemy tam mieć. Postaram się pokazać wam to samo zdjęcie np. wagonu, w malowaniu oliwkowym i granatowym. Oba będą wyglądały tak samo poprawnie i prawdopodobnie. Niestety zdjęcie czarno-białe traci informacje o kolorze albo też inaczej ujmując nie przekazuje informacji o kolorze. Wszystkie konwersje z czarno-białego na kolorowy to subiektywne odczucie osoby konwertującej - jaki kolor powinien znajdować się w jakim miejscu.
 

OLF

Znany użytkownik
Reakcje
1.251 32 10
#10
jak do świeżego ścierwa, czego jednak się spodziewałem.
Przynajmniej tu się zgadzamy, ja też się nie spodziewałem w poście autorstwa ST44-613 niczego więcej niż gnijącej padliny.

podanie tytułu najprostszego niemieckiego opracowania dotyczącego tego tematu, w którym, niestety, wbrew powyższemu elaboratowi okazano, że można odwrotnie (to znaczy z czarno-białego, kolorowe)
To już nawet przeliterować sam nie potrafisz? No to nie dziwota, że nie mogłeś zrozumieć co tam stoi i znów robisz z siebie błazna wierząc żeś 'persona'.

Wolałbym jednak by w tym wątku odezwał się jednak ktoś próbował opisywany efekt, wbrew "guru" osiągalny (nie należy go mylić z barwieniem filmów czarno-białych) próbował osiągnąć.
Masz wiedzę, literaturę, a nie dałeś rady 'osiągnąć efektu' ? Beztalencie...
 
OP
OP
S
Reakcje
1 0 0
#11
Przynajmniej tu się zgadzamy, ja też się nie spodziewałem w poście autorstwa ST44-613 niczego więcej niż gnijącej padliny.





To już nawet przeliterować sam nie potrafisz? No to nie dziwota, że nie mogłeś zrozumieć co tam stoi i znów robisz z siebie błazna wierząc żeś 'persona'.





Masz wiedzę, literaturę, a nie dałeś rady 'osiągnąć efektu' ? Beztalencie...

O Tedzie Turnerze, „Casablance” i różowych czołgach, czyli… jak unterlokfühfrer znowu dał pewnej części ciała.

Było cicho i spokojnie, ale wystarczyło tylko zadać pytanie o coś co przekracza możliwości pojmowania niektórych co wrzaskliwszych „guru” tego forum by znowu zaczęła się jatka. Ale po kolei:
Jest taki facet, nazywa się Ted Turner (ten od Jane Fondy i CNN, a nie od „Wishbone Ash”), który jako że bogaty jest i „robi w mediach” postanowił kupić sobie trochę filmów. To znaczy nie poszedł do wypożyczalni, czy do sklepu, po prostu kupił ich oryginalne kopie, wraz z prawami do ich rozpowszechniania i założył sobie kolejną firemkę, w sumie dość sympatyczną o nazwie TCM/TNT. Chyba każdy wie, o co chodzi, prawda? No właśnie! To taki fajny kanał telewizyjny, w którym pokazywane są hollywoodzkie filmy niejednokrotnie starsze od wszystkich uczestników naszego Forum.
Otóż wszystko byłoby fajnie i nasz guru unterlokführer, który jak zwykle w swej gnidowatej zawiści chce być mądrzejszy od wszystkich, a przede wszystkim od Jeża, miałby święty spokój i byłby sobie dalej formowym guru, ale nie, Ted Turner wpadł na szatański pomysł i postanowił ulepszyć to już było dobre. Ponieważ nigdy nie przejmował sie problemami także i w tym przypadku zaczął z wysokiego „C” i postanowił, ni mniej ni więcej, pokolorować ikonę światowego kina, słynną „Casablankę” z Bogartem i Ingrid Bergman. W świecie filmowym zahuczało od plotek i zarzutów o „deprawację dzieła”, ale gówno trafiło w wentylator, kiedy nowa pokolorowana „Casablanca” trafiła na ekrany wybranych kin sieci Turnera i kasety VHS. Okazało się bowiem że kolory to owszem i są, ale niewiele odbiegają od tego co na początku XX wieku robił Pan Georges Melies, klatka po klatce, ręcznie kolorując swoje filmy. Kolory „nowej” „Casablanki” były tak nienaturalne że coś w końcu trzeba było z tym zrobić i po spektakularnych protestach Akademii Filmowej i środowiska filmowego Turner dał sobie spokój z kolorowaniem filmów. Jednak posiane ziarno padło na podatny grunt. Otóż ludzie, to znaczy mądrzy ludzie, mają to do siebie, że myślą i zastanawiają się, czy jednak można zrobić to, czy osiągnąć efekt ten, którego nie udało się osiągnąć poprzednikom.
W latach osiemdziesiątych XX wieku właśnie w Hollywood podjęto pierwsze próby nad zaprzęgnięciem komputerów do wyciągnięcia kolorów z czarno-białych materiałów. Sprzyjał temu gwałtowny rozwój zarówno samych możliwości operacyjnych komputerów, jak i ich oprogramowania. Początki nie były łatwe, a efekty nie porażały jakością. Przykładem tego typu wyciągów barwnych są zaprezentowane, przez „Corvina” zdjęcia. Co prawda zostały one poddane obróbce w późniejszym czasie, ale przy pomocy w miarę prostych, dostępnych obecnie na rynku programów. Tymczasem pozornie „filmowy” problem zainteresował nie tylko filmowców, ale i naukowców. I to właśnie dzięki temu, że to oni włączyli się do prac filmowych „efekciarzy” powstało coś, co z czasem stało się niezwykle użytecznym narzędziem w warsztacie badawczym historyków i archeologów. I jedni i drudzy starają się odtworzyć, między innymi, obraz, kształt i barwy, na przykład ubiorów. Jeśli chodzi o ubiory z okresu, na przykład renesansu, nie ma z tym aż tak wielkiego problemu, bo barwniki używane do barwienia tkanin, były w większości przypadków identyczne z tymi, których używano do sporządzania farb i pigmentów mających oddać ich barwy na obrazach. Schody zaczynały się przy fotografii. Bowiem pierwotna fotografia była sztuką czarno-białą, a nie kolorową i eksperymenty takich ludzi jak Prokudin-Gorskij nie były niczym powszechnym. Jak więc wyciągnąć z czerni i bieli, albo, co gorsza sepii starych fotografii barwy utrwalonych na nich obrazów?
W sukurs filmowcom, historykom i archeologom przyszli tym razem muzealnicy: po pierwsze, to oni znaleźli idealny materiał do prac nad wyciągami barwnymi. Okazały się nim tak rozpowszechnione w XIX i początkach XX wieku fotograficzne płyty szklane. Dobrze przechowywane płyty szklane z utrwalonymi na nich fotogramami (nie należy mylić ich z wcześniejszymi dagerotypami na posrebrzanych metalowych płytkach) okazywały się nie tylko zaskakująco ostrymi obrazami, ale szklane płyty nie ulegały tak szybko procesom niszczącym papiery fotograficzne i pierwotne błony fotograficzne i filmowe. Okazało się także, że to dla laika jest fotografią czarno-białą, dla fachowca i jego oka uzbrojonego w odpowiednie technologie ciągiem tysięcy odcieni szarości. A zdjęcie, tak jak prawda, nigdy czarno-białe.
W pewnym momencie suma doświadczeń tych wszystkich ludzi pozwoliła stworzyć niezwykłe narzędzie i efektem ich pracy stała się nowa generacja filmów niezbyt chyba trafnie nazywanych „barwionymi”. Tu mała dygresja, jako materiał porównawczy proponuję dwa filmy z naszego podwórka; „Jak Rozpętałem Drugą Wojnę Światową” to efekt pracy ludzi operujących zmodyfikowanym oprogramowaniem komputerowym pierwszej generacji. „Sami Swoi” to już efekt pracy oprogramowania kolejnej generacji. Różnica jakości barw widoczna jest gołym okiem. Na czym jednak polega ta różnica?
Otóż w tym miejscu musimy wrócić do Hollywood. Kiedy powstały już wysublimowane programy komputerowe dokonujące w dużej mierze samodzielnego rozbicia materiału czarno-białego na odpowiednią paletę odcieni szarości (praca operatora komputerowego, został ograniczona do niezwykle cennej i jednak pracochłonnej korekty), konieczne okazywało się znalezienie odcienia kluczowego, niczym klucza do skomplikowanego szyfru. I tu w sukurs technologom przyszli kostiumolodzy i magazynierzy.
Mało kto wie, ale wszystkie czarno-białe filmy powstawały w naturalnym środowisku, nawet kostiumy były kostiumami w naturalnych kolorach, z prostej oszczędności, mimo niejednokrotnie wysokich kosztów jednostkowych, były także wykorzystywane w teatrach i podczas imprez plenerowych. Stąd był już krok do sporządzenia palet porównawczych kolorów i odcieni, oraz uzyskania efektu maksymalnie zbliżonego do rzeczywistego koloru i barwy (problem stanowił tylko filmowy make-up, ale to temat nie na to forum). Nie trzeba daleko szukać, wystarczy obejrzeć czarno-białe „Popioły” Wajdy i obejrzeć przygotowane do ich produkcji, pyszniące się dumnymi kolorami kostiumy z epoki.
To co wystarczało filmowcom, nie wystarczało jednak naukowcom, ci potrzebowali niemal stuprocentowej jakości wybarwienia, najpierw z pomocą studiów filmowych, a potem wyspecjalizowanych placówek komercyjno-naukowych zaczęli osiągać ten stosunek. Historycy ubioru i munduru zaczęli sięgać nie do podszewek, ale zaszewek mundurów i ubiorów, to właśnie tam skrywał się najmniej odbarwiony materiał, najbliższy pierwotnej barwie, bo niewystawiony na działanie promieniowani UV i czynników atmosferycznych (spieranie uznano za proces naturalny i dopuszczalny). Stąd tak wysokiej jakości odwzorowanie np. umundurowania z okresu Wojny Secesyjnej, sam Ted Turner wykorzystał te technologie podczas kręcenia swoich dwu pierwszych wielkich filmów niedokończonej trylogii o niej.
Efekty zastosowania tego typu oprogramowania były niejednokrotnie zaskakujące: oto bowiem historycy i pracownicy naukowi British Imperial Museum początkowo nijak nie mogli dopasować palety barw do zdjęć szeregu brytyjskich pierwszo wojennych „Tanków”: w części owszem, proszę bardzo, barwy zgadzały się z próbkami pobranymi z „miejsc intymnych” ocalałych „pierogów”, ale w innych przypadkach ni czorta! Sprawę rozwikłał dopiero autor kilku niezwykłych opracowań na temat historii brytyjskiej broni pancernej. Otóż te czołgi były, ni mnie ni więcej, tylko… różowe! Otóż czołg mały nie jest, przeważnie mniej więcej tak duży jak głupota naszego unterlokführera, więc raczej trudno go ukryć. No to jak go zniknąć? Otóż brytyjscy sztabowcy poprosili o pomoc najsłynniejszego ówczesnego artystę malarza-kolorystę Solomona J. Solomona, człowieka o istotnie niezwykłym wyczuciu koloru i barw. Pan Solomon dostał atelier i kilka „Tanków” do pomalowania, jednak kiedy zaprezentował efekt swojej pracy wysokiej komisji, jej członkom miny zrzedły, a szczęki opadły: bo przed nimi stanął pokraczny kształt, ani zielony, ani szary, ani brązowy, tylko jakiś taki… niewojskowo różowawy!!! A pan Solomon tylko się lekko uśmiechnął, skinął ręku ku mechanikom kierowcom „Tanka” i ten mozolnie potoczył się powoli oddalając się od podium z komisją. Zaczęła się tedy dziać rzecz dziwna; jego masywna kanciasta sylweta zaczęła się stopniowo dziwnie rozmywać na tle zieleni i drzew, aż w końcu trudno było ją w ogóle określić. Stąd między innymi w pięćdziesiąt lat później wzięły się różowe pustynne Land-Rovery SAS-u, nazywane, jakżeby inaczej, „Pink Panthers”. No dobrze powiecie, ale co to ma do Polski i kolei żelaznych. Ma!
W Polsce są ludzie o inteligencji innej niż gadzi intelekt unterlokführera i to ich żmudnej pracy modelarze na całym świecie (tak, tak!!!) zawdzięczają na przykład odkrycie tajemnic części rodziny lotniczych tekstylnych materiałów kamuflażowych nazywanych potocznie „Lozenge”. I nasz unterlokführer buty mógłby im czyścić! Są też i ludzie w Niemczech, którzy niezwykle dociekliwie starają się dociec jak w rzeczywistości wyglądała, lub wyglądały, liberia, bądź liberie lokomotyw badeńskich, czy jak wyglądały w ogóle pierwsze niemieckie lokomotywy. Chwała im za to, bo wielka to zasługa, a ich doświadczenia mogłyby posłużyć także i nam.
Nie każdemu dane jest, jak autorowi tego postu, po prostu pobrać pęsetą próbkę lakieru z lokomotywy i skonfrontować piękną karminową czerwień zdjęcia z katalogu sprzed trzydziestu lat z efektem zużycia pod wpływem eksploatacji i kilkukrotnego natryskowego malowania lokomotywy lakierami samochodowymi, co w efekcie dało efekt porównania karminu krwi tętniczej do barwy krwi miesiączkowej (porównanie nie moje, ale chyba najbardziej w tym przypadku trafne i obrazowe), nie zmienia to tego, że dzięki temu powstać seryjny model odzwierciedlający rzeczywistą barwę liberii lokomotywy i kolejowego operatora.
Na wyciągach barwnych nasz unterlokführer zna się zatem niczym świnia na gwiazdach i gdyby miał chociaż odrobinę instynktu samozachowawczego i inteligencji to sprawdziłby z kim zadziera, a zadarł z człowiekiem, który w swej karierze zawodowej już kiedyś coś takiego robił, wspierając się analizą pewnego sympatycznego Anglika, któremu zawsze za jego benedyktyńską pracę będzie wdzięczny. I żeby było jasne, choć pewnie i tak tego nasz unterlokführer nie zrozumie; chodziło o rzeczywisty układ i barwy wersji kamuflażu „Caunter” z listopada 1941 roku z pewnego specyficznego teatru działań bojowych II wojny światowej. Nie tobie zatem mnie uczyć!
I żeby było jasne, po raz kolejny, bo pamięć też masz krótką: na historii kolei niemieckich też znasz się jak wyżej, więc jeśli mogę cię prosić nie zaśmiecaj cudzych wątków swoim bełkotem.
Jeśli chcesz dalej rżnąć guru i eksperta, to żądam od ciebie żebyś każdorazowo podawał źródło, z którego korzystasz, czy to adres forum internetowego, czy to strony internetowej, czy to tytuł książki, czy to dokumentu. Nie liczę jednak na to, bo okazałoby się wtedy, że twoja co najwyżej wtórna, jeśli nie durna!
Nie potrafisz udzielić odpowiedzi na najprostsze pytania, nawet na takie, na które odpowiedź można „wyguglać”, albo potknąć się o nie w „Wikipedii”. Nie oczekuj, że dostaniesz ode mnie czy od kogokolwiek przy zdrowych zmysłach na srebrnym półmisku chociażby cień adresu, nazwiska, ISBN-u, zdjęcia okładki, czy sygnatury. Przynajmniej ja nie mam zamiaru hodować pasożyta popisującego się wiedzą zdobytą przez innych ludzi jak swoją własną. Patrząc na twoje teksty na forum zaczynam rozumieć, dlaczego ludzie tacy jak Krzysztof Koj mają do takich ty, taki a nie inny stosunek i dlaczego tak skromnie wydzielają takim jak ty swoją wiedzę. Z jednej strony wielka szkoda, z drugiej strony Bogu Dzięki.
I jeszcze jedno, żebyś nie miał tematu do ponownych wypocin, powtórzę jeszcze raz; nie pretenduję i nigdy nie pretendowałem do miana guru czy eksperta na tym forum, czy gdziekolwiek indziej, w odróżnieniu od ciebie nie wstydzę się zadawać pytań, nawet wydawałoby się najgłupszych, bo nie ma głupich pytań, mogą być tylko głupie odpowiedzi.
I na zakończenie: chciałeś wsadzić kij w szprychy, a znowu wsadziłeś łapy w tryby.

Żegnam

Jeż Jerzy
 
OP
OP
S
Reakcje
1 0 0
#12
Przynajmniej tu się zgadzamy, ja też się nie spodziewałem w poście autorstwa ST44-613 niczego więcej niż gnijącej padliny.


To już nawet przeliterować sam nie potrafisz? No to nie dziwota, że nie mogłeś zrozumieć co tam stoi i znów robisz z siebie błazna wierząc żeś 'persona'.


Masz wiedzę, literaturę, a nie dałeś rady 'osiągnąć efektu' ? Beztalencie...
O Tedzie Turnerze, „Casablance” i różowych czołgach, czyli… jak unterlokfühfrer znowu dał pewnej części ciała.

Było cicho i spokojnie, ale wystarczyło tylko zadać pytanie o coś co przekracza możliwości pojmowania niektórych co wrzaskliwszych „guru” tego forum by znowu zaczęła się jatka. Ale po kolei:
Jest taki facet, nazywa się Ted Turner (ten od Jane Fondy i CNN, a nie od „Wishbone Ash”), który jako, że bogaty jest i „robi w mediach” postanowił kupić sobie trochę filmów. To znaczy nie poszedł do wypożyczalni, czy do sklepu, po prostu kupił ich oryginalne kopie, wraz z prawami do ich rozpowszechniania i założył sobie kolejną firemkę, w sumie dość sympatyczną o nazwie TCM/TNT. Chyba każdy wie, o co chodzi, prawda? No właśnie! To taki fajny kanał telewizyjny, w którym pokazywane są hollywoodzkie filmy niejednokrotnie starsze od wszystkich uczestników naszego Forum.
Otóż wszystko byłoby fajnie i nasz guru unterlokführer, który jak zwykle w swej gnidowatej zawiści chce być mądrzejszy od wszystkich, a przede wszystkim od Jeża, miałby święty spokój i byłby sobie dalej formowym guru, ale nie, Ted Turner wpadł na szatański pomysł i postanowił ulepszyć to już było dobre. Ponieważ nigdy nie przejmował sie problemami także i w tym przypadku zaczął z wysokiego „C” i postanowił, ni mniej ni więcej, pokolorować ikonę światowego kina, słynną „Casablankę” z Bogartem i Ingrid Bergman. W świecie filmowym zahuczało od plotek i zarzutów o „deprawację dzieła”, ale gówno trafiło w wentylator, kiedy nowa pokolorowana „Casablanca” trafiła na ekrany wybranych kin sieci Turnera i kasety VHS. Okazało się bowiem że kolory to owszem i są, ale niewiele odbiegają od tego co na początku XX wieku robił Pan Georges Melies, klatka po klatce, ręcznie kolorując swoje filmy. Kolory „nowej” „Casablanki” były tak nienaturalne, że coś w końcu trzeba było z tym zrobić i po spektakularnych protestach Akademii Filmowej i środowiska filmowego Turner dał sobie spokój z kolorowaniem filmów. Jednak posiane ziarno padło na podatny grunt. Otóż ludzie, to znaczy mądrzy ludzie, mają to do siebie, że myślą i zastanawiają się, czy jednak można zrobić to, czy osiągnąć efekt ten, którego nie udało się osiągnąć poprzednikom.
W latach osiemdziesiątych XX wieku właśnie w Hollywood podjęto pierwsze próby nad zaprzęgnięciem komputerów do wyciągnięcia kolorów z czarno-białych materiałów. Sprzyjał temu gwałtowny rozwój zarówno samych możliwości operacyjnych komputerów, jak i ich oprogramowania. Początki nie były łatwe, a efekty nie porażały jakością. Przykładem tego typu wyciągów barwnych są zaprezentowane, przez „Corvina” zdjęcia. Co prawda zostały one poddane obróbce w późniejszym czasie, ale przy pomocy w miarę prostych, dostępnych obecnie na rynku programów. Tymczasem pozornie „filmowy” problem zainteresował nie tylko filmowców, ale i naukowców. I to właśnie dzięki temu, że to oni włączyli się do prac filmowych „efekciarzy” powstało coś, co z czasem stało się niezwykle użytecznym narzędziem w warsztacie badawczym historyków i archeologów. I jedni i drudzy starają się odtworzyć, między innymi, obraz, kształt i barwy, na przykład ubiorów. Jeśli chodzi o ubiory z okresu, na przykład renesansu, nie ma z tym aż tak wielkiego problemu, bo barwniki używane do barwienia tkanin, były w większości przypadków identyczne z tymi, których używano do sporządzania farb i pigmentów mających oddać ich barwy na obrazach. Schody zaczynały się przy fotografii. Bowiem pierwotna fotografia była sztuką czarno-białą, a nie kolorową i eksperymenty takich ludzi jak Prokudin-Gorskij nie były niczym powszechnym. Jak więc wyciągnąć z czerni i bieli, albo, co gorsza sepii starych fotografii barwy utrwalonych na nich obrazów?
W sukurs filmowcom, historykom i archeologom przyszli tym razem muzealnicy: po pierwsze, to oni znaleźli idealny materiał do prac nad wyciągami barwnymi. Okazały się nim tak rozpowszechnione w XIX i początkach XX wieku fotograficzne płyty szklane. Dobrze przechowywane płyty szklane z utrwalonymi na nich fotogramami (nie należy mylić ich z wcześniejszymi dagerotypami na posrebrzanych metalowych płytkach) okazywały się nie tylko zaskakująco ostrymi obrazami, ale szklane płyty nie ulegały tak szybko procesom niszczącym papiery fotograficzne i pierwotne błony fotograficzne i filmowe. Okazało się także, że to co dla laika jest fotografią czarno-białą, dla fachowca i jego oka uzbrojonego w odpowiednie technologie ciągiem tysięcy odcieni szarości. A zdjęcie, tak jak prawda, nigdy czarno-białe.
W pewnym momencie suma doświadczeń tych wszystkich ludzi pozwoliła stworzyć niezwykłe narzędzie i efektem ich pracy stała się nowa generacja filmów niezbyt chyba trafnie nazywanych „barwionymi”. Tu mała dygresja, jako materiał porównawczy proponuję dwa filmy z naszego podwórka; „Jak Rozpętałem Drugą Wojnę Światową” to efekt pracy ludzi operujących zmodyfikowanym oprogramowaniem komputerowym pierwszej generacji. „Sami Swoi” to już efekt pracy oprogramowania kolejnej generacji. Różnica jakości barw widoczna jest gołym okiem. Na czym jednak polega ta różnica?
Otóż w tym miejscu musimy wrócić do Hollywood. Kiedy powstały już wysublimowane programy komputerowe dokonujące w dużej mierze samodzielnego rozbicia materiału czarno-białego na odpowiednią paletę odcieni szarości (praca operatora komputerowego, został ograniczona do niezwykle cennej i jednak pracochłonnej korekty), konieczne okazywało się znalezienie odcienia kluczowego, niczym klucza do skomplikowanego szyfru. I tu w sukurs technologom przyszli kostiumolodzy i magazynierzy.
Mało kto wie, ale wszystkie czarno-białe filmy powstawały w naturalnym środowisku, nawet kostiumy były kostiumami w naturalnych kolorach, z prostej oszczędności, mimo niejednokrotnie wysokich kosztów jednostkowych, były także wykorzystywane w teatrach i podczas imprez plenerowych. Stąd był już krok do sporządzenia palet porównawczych kolorów i odcieni, oraz uzyskania efektu maksymalnie zbliżonego do rzeczywistego koloru i barwy (problem stanowił tylko filmowy make-up, ale to temat nie na to forum). Nie trzeba daleko szukać, wystarczy obejrzeć czarno-białe „Popioły” Wajdy i obejrzeć przygotowane do ich produkcji, pyszniące się dumnymi kolorami kostiumy z epoki.
To co wystarczało filmowcom, nie wystarczało jednak naukowcom, ci potrzebowali niemal stuprocentowej jakości wybarwienia, najpierw z pomocą studiów filmowych, a potem wyspecjalizowanych placówek komercyjno-naukowych zaczęli osiągać ten stosunek. Historycy ubioru i munduru zaczęli sięgać nie do podszewek, ale zaszewek mundurów i ubiorów, to właśnie tam skrywał się najmniej odbarwiony materiał, najbliższy pierwotnej barwie, bo niewystawiony na działanie promieniowani UV i czynników atmosferycznych (spieranie uznano za proces naturalny i dopuszczalny). Stąd tak wysokiej jakości odwzorowanie np. umundurowania z okresu Wojny Secesyjnej, sam Ted Turner wykorzystał te technologie podczas kręcenia swoich dwu pierwszych wielkich filmów niedokończonej trylogii o niej.
Efekty zastosowania tego typu oprogramowania były niejednokrotnie zaskakujące: oto bowiem historycy i pracownicy naukowi British Imperial Museum początkowo nijak nie mogli dopasować palety barw do zdjęć szeregu brytyjskich pierwszo wojennych „Tanków”: w części owszem, proszę bardzo, barwy zgadzały się z próbkami pobranymi z „miejsc intymnych” ocalałych „pierogów”, ale w innych przypadkach ni czorta! Sprawę rozwikłał dopiero autor kilku niezwykłych opracowań na temat historii brytyjskiej broni pancernej. Otóż te czołgi były, ni mnie ni więcej, tylko… różowe! Otóż czołg mały nie jest, przeważnie mniej więcej tak duży jak głupota naszego unterlokführera, więc raczej trudno go ukryć. No to jak go zniknąć? Otóż brytyjscy sztabowcy poprosili o pomoc najsłynniejszego ówczesnego artystę malarza-kolorystę Solomona J. Solomona, człowieka o istotnie niezwykłym wyczuciu koloru i barw. Pan Solomon dostał atelier i kilka „Tanków” do pomalowania, jednak kiedy zaprezentował efekt swojej pracy wysokiej komisji, jej członkom miny zrzedły, a szczęki opadły: bo przed nimi stanął pokraczny kształt, ani zielony, ani szary, ani brązowy, tylko jakiś taki… niewojskowo różowawy i w takie dziwaczne ni to smugi, ni to zygzaki!!! A pan Solomon tylko się lekko uśmiechnął, skinął ręku ku mechanikom kierowcom „Tanka” i ten mozolnie potoczył się powoli oddalając się od podium z komisją. Zaczęła się tedy dziać rzecz dziwna; jego masywna kanciasta sylweta zaczęła się stopniowo dziwnie rozmywać na tle zieleni i drzew, aż w końcu trudno było ją w ogóle określić. Stąd między innymi w pięćdziesiąt lat później wzięły się różowe pustynne Land-Rovery SAS-u, nazywane, jakżeby inaczej, „Pink Panthers”. No dobrze powiecie, ale co to ma do Polski i kolei żelaznych. Ma!
W Polsce są ludzie o inteligencji innej niż gadzi intelekt unterlokführera i to ich żmudnej pracy modelarze na całym świecie (tak, tak!!!) zawdzięczają na przykład odkrycie tajemnic części rodziny lotniczych tekstylnych materiałów kamuflażowych nazywanych potocznie „Lozenge”. I nasz unterlokführer buty mógłby im czyścić! Są też i ludzie w Niemczech, którzy niezwykle dociekliwie starają się dociec jak w rzeczywistości wyglądała, lub wyglądały, liberia, bądź liberie lokomotyw badeńskich, czy jak wyglądały w ogóle pierwsze niemieckie lokomotywy. Chwała im za to, bo wielka to zasługa, a ich doświadczenia mogłyby posłużyć także i nam.
Nie każdemu dane jest, jak autorowi tego postu, po prostu pobrać pęsetą próbkę lakieru z lokomotywy i skonfrontować piękną karminową czerwień zdjęcia z katalogu sprzed trzydziestu lat z efektem zużycia pod wpływem eksploatacji i kilkukrotnego natryskowego malowania lokomotywy lakierami samochodowymi, co w efekcie dało efekt porównania karminu krwi tętniczej do barwy krwi miesiączkowej (porównanie nie moje, ale chyba najbardziej w tym przypadku trafne i obrazowe), nie zmienia to tego, że dzięki temu powstać seryjny model odzwierciedlający rzeczywistą barwę liberii lokomotywy i kolejowego operatora.
Na wyciągach barwnych nasz unterlokführer zna się zatem niczym świnia na gwiazdach i gdyby miał chociaż odrobinę instynktu samozachowawczego i inteligencji to sprawdziłby z kim zadziera, a zadarł z człowiekiem, który w swej karierze zawodowej już kiedyś coś takiego robił, wspierając się analizą pewnego sympatycznego Anglika, któremu zawsze za jego benedyktyńską pracę będzie wdzięczny. I żeby było jasne, choć pewnie i tak tego nasz unterlokführer nie zrozumie; chodziło o rzeczywisty układ i barwy wersji kamuflażu „Caunter” z listopada 1941 roku z pewnego specyficznego teatru działań bojowych II wojny światowej. Nie tobie zatem mnie uczyć!
I żeby było jasne, po raz kolejny, bo pamięć też masz krótką: na historii kolei niemieckich też znasz się jak wyżej, więc jeśli mogę cię prosić nie zaśmiecaj cudzych wątków swoim bełkotem.
Jeśli chcesz dalej rżnąć guru i eksperta, to żądam od ciebie żebyś każdorazowo podawał źródło, z którego korzystasz, czy to adres forum internetowego, czy to strony internetowej, czy to tytuł książki, czy to dokumentu. Nie liczę jednak na to, bo okazałoby się wtedy, że twoja co najwyżej wtórna, jeśli nie durna!
Nie potrafisz udzielić odpowiedzi na najprostsze pytania, nawet na takie, na które odpowiedź można „wyguglać”, albo potknąć się o nie w „Wikipedii”. Nie oczekuj, że dostaniesz ode mnie czy od kogokolwiek przy zdrowych zmysłach na srebrnym półmisku chociażby cień adresu, nazwiska, ISBN-u, zdjęcia okładki, czy sygnatury. Przynajmniej ja nie mam zamiaru hodować pasożyta popisującego się wiedzą zdobytą przez innych ludzi jak swoją własną. Patrząc na twoje teksty na forum zaczynam rozumieć, dlaczego ludzie tacy jak Krzysztof Koj mają do takich ty, taki a nie inny stosunek i dlaczego tak skromnie wydzielają takim jak ty swoją wiedzę. Z jednej strony wielka szkoda, z drugiej strony Bogu Dzięki.
I jeszcze jedno, żebyś nie miał tematu do ponownych wypocin, powtórzę jeszcze raz; nie pretenduję i nigdy nie pretendowałem do miana guru czy eksperta na tym forum, czy gdziekolwiek indziej, w odróżnieniu od ciebie nie wstydzę się zadawać pytań, nawet wydawałoby się najgłupszych, bo nie ma głupich pytań, mogą być tylko głupie odpowiedzi.
I na zakończenie: chciałeś wsadzić kij w szprychy, a znowu wsadziłeś łapy w tryby.
Żegnam

Jeż Jerzy

 

speedylelek

Aktywny użytkownik
Reakcje
5 0 0
#13
O, ciekawie się zrobiło.
Jeż już ze sobą gada. o 9.25 pisze, a 9.45 sam sobie odpowiada.
Merytorycznie - pominę milczeniem, bo wśród inwektyw i bałwochwalczego samouwielbienia utkwiło mi, że latał z pensetą za kawałkiem lakieru.
I kto to jest ten "unterlokführer"?
Bo mi google mówi, że nie ma takiego zwrotu, podaję źródło:
https://www.google.pl/search?sourceid=chrome&ie=UTF-8&q=unterlokführer
 

OLF

Znany użytkownik
Reakcje
1.251 32 10
#15
No to się April fools' day przedłużył :ROFL:

opisywany efekt (...) (nie należy go mylić z barwieniem filmów czarno-białych)
(...)Ted Turner wpadł na szatański pomysł i postanowił ulepszyć to już było dobre. (...) i postanowił, ni mniej ni więcej, pokolorować ikonę światowego kina (i dalej ciach resztę gówna z wentylatora)
Kiedy powstały już wysublimowane programy komputerowe dokonujące w dużej mierze samodzielnego rozbicia materiału czarno-białego na odpowiednią paletę odcieni szarości (praca operatora komputerowego, został ograniczona do niezwykle cennej i jednak pracochłonnej korekty), konieczne okazywało się znalezienie odcienia kluczowego, niczym klucza do skomplikowanego szyfru.
Co po ludzku
Niestety ze zdjęć czarno-białych nawet komputer nie jest w stanie wyciągnąć jakie barwy były na oryginale. Może za to operować nasyceniem koloru. Dzięki temu jest w stanie oddać niuanse kolorystyczne... o ile operator określi jak kolor w danym miejscu znajdował się w oryginale, lub jaki kolor chcemy tam mieć.
Gdyby nie schizofreniczna ślepota, szybciej byś zauważył, że sam sobie przeczysz i dalej pogrążasz. Tyle że potrzeba twarzy, żeby przyjąć szczery cios i jaj żeby odszczekać.

zadarł z człowiekiem, który w swej karierze zawodowej już kiedyś coś takiego robił
Taaa, czołg się poddał a tabor kolejowy oporny na to kuglarstwo? Beztalencie nawet w łganiu...

to żądam od ciebie żebyś każdorazowo podawał źródło, z którego korzystasz, czy to adres forum internetowego, czy to strony internetowej, czy to tytuł książki, czy to dokumentu. Nie liczę jednak na to, bo okazałoby się wtedy, że twoja co najwyżej wtórna, jeśli nie durna!
Oczywiście takie reguły nie mają zastosowania w twoim przypadku
Nie oczekuj, że dostaniesz ode mnie czy od kogokolwiek przy zdrowych zmysłach na srebrnym półmisku chociażby cień adresu, nazwiska, ISBN-u, zdjęcia okładki, czy sygnatury.
Nie spodziewam się tego i nie przypominam sobie żebyś się zhańbił kiedykolwiek na Forum podaniem źródła informacji - nawet w przypadku powyższego elaboratu. A może
bo okazałoby się wtedy, że twoja co najwyżej wtórna, jeśli nie durna!
nie pretenduję i nigdy nie pretendowałem do miana guru czy eksperta na tym forum, czy gdziekolwiek indziej,
Och Jeżu malusieńki, ty byś tylko kaganek oświaty i gołąbka pokoju niósł, wdzięczności wyrazy zaś pąsy na twym niewinnym obliczy wywołują.
Tylko Jerzy kanalia zamiast wstępu od razu "forumowych guru i mędrców wszelakiej maści" szuka (wszak on nim nie jest i nie on te zaszczytne tytuły nadaje), jemu "sami specjaliści i ptaki lotne, znaczy sępy" wątrobę dziobią...

Przy braku intelektu nadawanie szyderczych tytułów (jak nudny już 'guru'), czy przekręcanie forumowego przydomka to faktycznie mocne argumenty, ale podcieranie sobie gęby (czy co ta ameba ma) nazwiskami osób znanych i szanowanych, szczególnie w kontekście sugerowania ich znajomości, to już poziom ekskrementów, do jakiego tylko przodownik działu "Wysypisko" może się zniżyć!
 

Fisz

Aktywny użytkownik
H0e
GGM
Reakcje
59 0 0
#17
Może skończcie sobie dogryzać, i poruszcie tematykę wątku..?

Mnie nic do niej.. ale pewnie niedługo zasili bocznicę, więc szkoda marnować miejsce na serwerze.

Za to temat ciekawy, i pewnie nie ja jeden z chęcią poczytam. :)
 

Terebesz

Znany użytkownik
Reakcje
202 4 0
#19
Nie do końca wiem o co chodzi w Twoim pytaniu, ale jeżeli pytasz, czy to jest fotografia ręcznie barwiona, to odpowiedź brzmi TAK.
A z jakiego źródła to zdjęcie?
 

Podobne wątki