Część 9 Zakończenie
Gdy ostatniego dnia manewrowałem przy cysternach niespodziewanie otrzymałem od dyżurnego ruchu nakaz wstrzymania dalszych prac i wyłączenia silników mojego Kociołka. Zdziwiło mnie to trochę. Potwierdziłem wykonanie polecenia. Chwilę później na mój tor wjechała inspekcyjna Warszawa, a z niej wysiadł……… Naczelnik?
-
Panie Bartku – powiedział do kierowcy wyraźnie lekko spocony –
pan powinien mieć ksywkę „Grzeju”. Nie miałem pojęcia, że tą wiekową Warszawą można grzać po torach 100km/h! Gawryluk żyjesz?
Ku mojemu zdziwieniu pod plandeką była ławeczka, na której Gawryluk siedział kurczowo się jej trzymając. Chyba po raz pierwszy widziałem go tak sparaliżowanego strachem.
-
Pan Dyrektor? Tutaj? A cóż to za niespodzianka?!
-
A co to, kulego (jeśli ktoś nie wie: Dyrektor zawsze mówi „kulego”. Pisze „kolego” ale mówi „kulego” może ma jakiś defekt?)
myśli pan, że tylko wy z Gawrylukiem macie prawo do Hobby?
-
Nie no gdzie tam. To miła niespodzianka. Zastanawiam się tylko co pan tu robi?
-
Podłapałem tak zwaną fuchę. Zatrudniłem się jako członek komisji Urzędu Transportu Kolejowego i prowadziłem nadzór nad ruchem kolejowym na tegorocznym Hobby.
-
I czy coś się wydarzyło z czym UTK będzie teraz walczyć?
-
O tak, i to ile… Wszystko udokumentowane. Proszę:
ROZERWANIE POCIĄGU TOWAROWEGO
POTRĄCENIE PAJĄKA
PRZERŻNIĘCIE SEMAFORA WJAZDOWEGO DO CHOCICZY PLUS PRZEWOŻENIE CZŁONKA RODZINY W KABINIE MASZYNISTY (NIE POMOGŁA PRÓBA UCIECZKI Z POLA WIDZENIA)
ZATRZYMANIE POCIĄGÓW DROGĄ RADIOWĄ (RADIO STOP) PRZEZ DYŻURNEGO RUCHU STACJI CHOCICZA. DZIĘKI TRZEŹWOŚCI UMYSŁU DYŻURNEGO NIE DOSZŁO DO BARDZO POWAŻNEJ KATASTROFY.
NIEPRAWIDŁOWO DZIAŁAJĄCA SYGNALIZACJA NA STACJI RUTKOWICE. BRAK OZNAKOWANIA TARCZ NIE ODDANYCH DO UŻYTKU.
- A tak ja sam byłem tego świadkiem – powiedziałem bez sensu. Wtedy jednak twarz naczelnika spochmurniała. Spojrzał na mnie surowo i zapytał
- A czy pan kulego nie był odpowiedzialny za przygotowanie do ruchu stacji Arturów?
-
Tak szefie.
-
Niech pan się nie próbuje podlizywać – zauważyłem, że jego złość bardzo szybko narasta –
Arturów jest posterunkiem odstępowym, jednak na życzenie dyrektora poznańskiej DRKP w tym roku pełnił tylko funkcje przystanku osobowego.
-
No tak jest, to znaczy tak było.
-
Dlaczego więc pan kulego nie unieważnił semaforów i tarcz? Śmie pan krytykować innych?
Zacząłem się lekko pocić. Rzeczywiście nie zrobiłem tego. Spojrzałem na Gawryluka. Przecież tam siedział cały czas. Nie mógł mnie ratować?
-
Niech pan nie gapi się na Gawryluka. Próbował pana, kulego, ratować ale to, co zawiesił nie mieściło się w przepisach, bo pan w ogóle nie zabrał krzyży z Popowowa!
-
A przy okazji Gawryluk. Dał pan, kulego, słowo gentlemana, że się nie będzie wtrącał w mój egzamin nad raczej nie-przyszłym naczelnikiem naszej stacji.
-
Jakiego egzaminu? O co chodzi? Zacząłem się niepokoić
-
lleż razy można deklarować swoje odejście, ile zawałów muszę dostać, żeby wreszcie odpocząć? Wy dwaj kuledzy byliście moimi najlepszymi pracownikami i choć ktoś mógłby zarzucić, że chcę obsadzić kolegami najważniejsze posady w Popowowie Fabrycznym, to w rzeczywistości kierowałem się doświadczeniem jakiego nabrałem podczas pracy z wami kuledzy. Zawsze doceniam tych, którzy na to zasługują. Po kompromitacji, której się pan, kulego, dopuścił w zeszłym roku chciałem mieć pewność, że to był przypadek i że mogę walczyć w DG aby powierzono obowiązki dyrektora właśnie panu, kulego. Dlatego oddzieliłem Pana od Gawryluka aby poznać jaki pan jest naprawdę.
Spojrzałem na Gawryluka. Zrobiło mi się bardzo przykro. Mój kumpel z piaskownicy zdradził mnie. Bo takim byłe gentlemanem, że aż pozwolił zrobić ze mnie obiekt do szpiegowania. Odwróciłem się do Dyrektora i przeprosiłem.
-
Przeprosiny to za mało panie kulego. Nie zbadał pan rozjazdu, przy którym linka zasilająca wybijała koła nad główkę szyny. Gdyby nie interwencja kolegi Mariusza W. Artela z dyrekcji olsztyńskiej, który zauważył nieprawidłowość i samodzielnie wkoleił jedną oś jego ST44, ta ważna linia zaopatrzenia w paliwo byłaby sparaliżowana. Wiedział pan, kulego o tym? Przy okazji Gawryluk! Nie myślcie, że nie wiem, że to pan kulego postawił tablice ograniczenia prędkości, choć kto inny za to odpowiadał.
Ponownie spojrzał na mnie.
-
Wie pan, kulego na jaką kwotę wyceniono spóźnienia związane z obsługą Arturowa? A w tym czasie pan się bawił w maszynistę nie mniej niekompetentnego.
Poczułem ciarki na plecach. Spojrzałem na Gawryluka. Ten skulił się i nie podnosił oczu.
-
Tak panie kulego. Nie dopełnił pan obowiązku odbioru lokomotywy. Nie miał pan ważnego dokumentu wpływającego na bezpieczeństwo ruchu. Owszem zrobił pan prawidłowo przegląd odbiorczy i wyłapał pan moją pułapkę z brakiem spłonek ale naruszył pan coś, co dla mnie odgrywa kluczowe znaczenie. Złamał pan jeden z pierścieni zabezpieczeń. Każdy przepis, czy się to panu podoba czy nie stoi na straży bezpieczeństwa ruchu.
Niech pan spojrzy na to zdjęcie.
- Jedzie pan po torze przeciwnym do właściwego ale wyświetla pan Pc1.
-
Ale to jest dozwolone tam gdzie po obu torach odbywa się ruch dwukierunkowy – zacząłem się bronić wbrew swojej woli.
-
Tak, tylko my już o tym rozmawialiśmy na odprawach. To jest pierścień zabezpieczeń, z którego nie warto rezygnować. Pan, kulego przyznał mi rację, a teraz jakby zapomniał? Po tragedii pod Szczekocinami zwolennicy Pc2 uzyskali zalecenie włączania takiego sygnału. To był nasz tryumf ale tylko do teraz. Chce pan kulego swoich podwładnych zwolnić z Pc2?
Oczywiście, że nie chciałem. Jestem wielkim zwolennikiem Pc2, tylko wtedy tak głupio wyszło. Skąd wiedział?
-
Wbił pan sztylet w moje serce, podczas pana pracy manewrowej i pociągowej w Lubosinie. Zresztą nie tylko w moje. Trudno było mi namówić pana Przemysława, dyżurnego Lubosiny aby stworzyć nowe zagrożenie i zobaczyć jak się pan zachowa, kulego, w sytuacji konfliktowej. Mówił, że nie robi świństw kolegom kolejarzom. Musiałem poprzeć moją prośbę wnioskiem z UTK i dokładnie wyjaśnić dlaczego jest pan poddawany takiej próbie.
Nie mogłem w to uwierzyć. W jakim ja żyję świecie. Byłem inwigilowany, wystawiany na próbę bez wiedzy, że jestem oceniany. Czy to w ogóle jest zgodne z prawem. Wtedy przypomniałem sobie wniosek z prac komisji wypadkowej z zeszłego roku. Napisane było, że będę poddawany ocenie zwierzchników, a do prac w ruchu przystąpię p zdaniu egzaminu i badaniach psychiatrycznych. Nie wiedziałem, że mogę być oceniany „na zawsze”
-
Czy znam pan zasady hierarchii na kolei? Kto jest pana przełożonym podczas pracy przewozowej?
-
Kierownik pociągu.
-
Dobrze , a kto jest panów przełożonym?
-
Dyżurny ruchu.
-
I po co panu ta wiedza, skoro jej pan nie wykorzystuje? To pan ma się dostosować do zaleceń dyżurnego ruchu! Jeżeli na danym odcinku występuje błąd czasowy, to pan może na to zwrócić uwagę ale musi się podporządkować! Wszyscy na tym odcinku będą mieli miejscowy czas, dróżnicy przejazdowi, robotnicy kolejowi inni dyżurni ruchu. Spodziewają się pociągu w swoich ramach czasowych. A tymczasem pan skraca rozkład jazdy aby dopasować się do swojego czasu. Abstrahując od tego czy czas na kolei ma prawo być inny niż rzeczywisty. To był test na posłuszeństwo i znajomość hierarchii. Pan go oblał.
Moje odczucia były ambiwalentne. Z jednej strony zmusza się mnie do głupoty ale z drugiej strony, jeżeli gdzieś coś głupiego obowiązuje wszystkich, głupotą nie mniejszą jest zmuszanie do porządkowania się wszystkich jednemu , który ma inne zdanie.
-
Panie kulego. Zrobił pan dużo opóźnień pana jazdą poza dyrekcją poznańską. Czemu pan, kulego jechał tak powoli?
-
Nie znam szlaku więc jechałem 40km/godz.
-
Ale miał pan pilota!
-
Nigdy wcześniej nie miałem doświadczeń z jazdą pilotowaną. Myślałem, że jego rola to ostrzegania przed niebezpieczeństwami, niekorzystnym profilem trasy. Nie miałem odwagi jechać szybciej. Zresztą on sam nie sugerował abyśmy jechali szybciej.
-
Był przekonany, że prędkość wynika z parametrów technicznych wagonów. Mniejsza o to. Te spóźnienia to także pokaźna sumka. Przytrzymał pan, kulego „Orient Express”.
Dyrektor wstał spojrzał smutno i powiedział:
-
Nie poprę pana kandydatury. Co do pana luk w znajomości przepisów, przemyślę jak na nie zaradzić. Żegnam. Nie wracam z wami kuledzy. Muszę pobyć sam.
*************
- Zdrajca – powiedziałem prawie mając łzy w oczach –
przyjaźń mniej ważna niż słowo gentlemana?
-
Nie mów tak. Robiłem co mogłem. Zagroził mi, że ci tylko zaszkodzę, jeżeli będę się wtrącał. A ja i tak starałem się ci pomóc.
-
A to ciekawe! Niby jak?
-
Przypominasz sobie nasze rozmowy o gotowości Arturowa? Gdybyś chociaż wziął cokolwiek, to bym sam unieważnił te semafory. Jakimś cudem udało mi się oznaczyć uszkodzenie toru. Poza tym to ja dzwoniłem do ciebie jak tylko usłyszałem, że chcesz jechać bez książki pokładowej. Sugerowałem ci - Nie pamiętasz? Abyś nie zrobił głupoty.
-
Jak to „usłyszałeś”?
-
Mimo, że w ciebie wierzę, to wiedziałem, że po zeszłorocznej wpadce możesz zachłysnąć się radością z powrotu do pracy w ruchu. A wtedy o błąd łatwo. Gdy dowiedziałem się że stary robi na ciebie zasadzkę kupiłem mikrofon z nadajnikiem i podsłuchiwałem czy czegoś nie palniesz. Długo nie czekałem. Ale wtedy szybko interweniowałem. Niestety w Lubosinie łaziłeś bez kurtki i nie wiedziałem o kłótni.
-
I słyszałeś co sobie podśpiewuję….. ? Przegiąłeś! Jesteś jakimś cholernym szpiegiem?
-
W Poznaniu, jakieś 200m od Tragów jest sklep z gadżetami szpiegowskimi. Możesz sobie tam kupić nie takie rzeczy. Taki mikrofonik samorozpuszczający się po kilku dniach kosztował mnie prawie 2 stówki, a odbiornik i nadajnik w teczce drugi tyle. Trochę w ciebie zainwestowałem.
-
Czyli w Czekanowie nie byłem obserwowany przez tajne służby ? – zamyśliłem się
– no ale przecież śledził mnie ten człowiek w żółtym kasku z ręką zasłaniającą twarz.
- Głupi! – zaśmiał się Gawryluk
– toż to był Ziutek z Zubek Białostockich! Pojechał do Kalisza w poszukiwaniu pracy. Niestety zabrał ze sobą zwyczaj jedzenia naszego podlaskiego bieda-żarcia czyli gryki i cebuli. Dopiekali mu strasznie, że oddech ma ciężki, więc zaczął sobie zasłaniać usta. Ganiał za tobą, bo chciał się przywitać ale ty mu jakiś gest pokazałeś, zrobiło mu się przykro i poszedł.
-
Jestem beznadziejny.
************
-
Cześć. Przepraszam, że dzwonię tak późno ale sprawa jest ważna. Dostałeś jeszcze jedną szansę. Jedziemy na delegację do Trójmiasta. Zdaje się, że stary jest do nas przywiązany bardziej niż daje nam to do zrozumienia. Poza tym twój konkurent lubi zaglądać do kieliszka. Nie możemy go zawieść.