Dziś chyba ostatnia z nowości na ten rok. Jak widzicie nazbierało się tego pod moją nieobecność na forum. Wczoraj dokończyłem i pomalowałem trzy pierwsze odlewy. Stąd przepraszam za lekkie opóźnienie w remanencie
Teraz poprzynudzam
Figurka poniższa wymaga komentarza, bo jest chyba najważniejszą, a na pewno najbardziej osobistą w mojej kolekcji. To niejako ilustracja dwóch lat mej młodości spędzonych w jednostkach Wojsk Obrony Powietrznej Kraju - JW 2031 w Lipowcu i JW 2471 na warszawskim Bemowie. Dwóch lat, które były chwilami trudne, chwilami przykre, ale też były twardą męską szkołą życia dla młodego chłopaka który właśnie stracił wspaniałego Ojca i zmuszony był do rozłąki z ukochaną dziewczyną (z którą jest do dziś).
Drugim bodźcem do stworzenia tej figurki był rodzaj wiecznego niedosytu jaki miałem oglądając imponujące moduły Waszych makiet, gdzie bardzo brakowało mi tego drobnego elementu. Czołgów i gazików w eszelonach jest cała masa a tak często spotykanego w czasach PRL'u na ulicach szarego żołnierza na przepustce ze świecą szukać. A przecież było nas wtedy dziesiątki tysięcy, z czego spora liczba w podróżach służbowych czy jadących do domu. Zwłaszcza koło stacji kolejowych mundurowi byli częstym gościem, bo w domu każdy wskakiwał w cywilne ciuchy.
Poniżej efekt mojej pracy. Żołnierz LWP w dosyć swobodnej pozie, z kciukiem lewej ręki wsadzonym za pasek. Może czekać na pociąg, autobus lub na dziewczynę (jak ja pod Uniwerkiem). Figurki w dwóch kolorach - "Zając" i "Kleks". Trzeci to Kościuszkowiec z żółtym otokiem (w Warszawie często się ich widywało). Na pagonach domalowałem im tak zwanego "peta" (sam też dosłużyłem się stopnia starszego szeregowca). Prawdopodobnie zrobię jeszcze wersję figurki w berecie, bo chłopaki z 6tej Powietrzno Desantowej czy 7mej Łużyckiej też mają swoje prawa.
Sporo czasu poświęciłem na dobranie kolorów otoków, koszul i krawatów.
Pozaregulaminowe uwagi do munduru - pas lekko opuszczony, spodnie są węższe, bo luźnie spodnie i dopięte opinacze to była oznaka "młodego wojska". Starzy żołnierze spodnie nosili wąskie a opinacze na tyle luźne by ich sprzączki brzęczały przy każdym kroku (czasem sprzączki się lekko wyginało).
Co do regulaminu - w tamtych czasach w upalne dni nosiło się mundur wyjściowy bez krawata a kołnierz koszuli wykładało na wierzch, ale ja zawsze chodziłem w krawacie bo ten kołnierz a'la Słowacki mnie jakoś odrzucał. Podobnie zimą, poniżej bodajże -10 czy -15 stopni był obowiązek by nosić czapkę uszankę, ale ja żeby nie wiem jak było zimno zawsze przemycałem czapkę garnizonową i za bramą papachę chowałem do plecaka. Szalika też nie zakładałem pod szyję, tylko tak żeby centymetr był widoczny spod płaszcza. Cóż, w tamtych czasach nie znałem słowa przeziębienie czy angina
Pozdrowienia dla wszystkich byłych żołnierzy LWP
PS: Mojej Ewuni dziś się trochę oczka spociły jak jej pokazałem pomalowanego żołnierza WOPK.