Hajdaszek zdobyty. Tylko ten wie jaki to wyczyn, co pchał 180kg żelastwa przez 80m przecierając szlak w ponad 150cm zaroślach. Drezyna cały czas rolowała, kaleczyłem sie o osty i pokrzywy, gryzły mnie muchy konskie i komary, pot zalewał czoło, piersi, opływał klejnoty i lał się do butów. Ale dojechałem. Fragment Maks 100m pokonałem w godzinę... ale najgorsze było w drodze powrotnej. Od umianowic do Jędrzejowa straszna burza. Drezyna na mokrym na każdym podjeździe rolowała, najmniejszy dotyk hamulca to poślizg. Trzy razy sie wykoleiłem, bo prędkość ciut zbyt duża, ale dojechałem. Przeszedłem powazny chrzest, nic mnie już nie złamie, ani mojej stalowej bestii! Potem udostępnię dwa filmy to zobaczycie z czym walczyłem...