• Ten serwis używa "ciasteczek" (cookies). Korzystając z niego, wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. Learn more.
  • Szanowny Użytkowniku, serwisy w domenie modelarstwo.info wykorzystują pliki cookie by ułatwić korzystanie z naszych serwisów. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki.

Coś jak "Kolejarskie słowo", ale po japońsku...

lyck

Użytkownik
Reakcje
192 1 0
#1
Przypadkowo znalazłem osobliwy japoński film fabularny, którego głównym bohaterem jest...
obsada parowozu prowadzącego pociąg gdzieś w górach na Hokkaido.

Niesamowite są w nim krajobrazy i szczegóły obsługi maszyny - jak by nie patrzeć wąskotorowej (tor 1067 mm).
Oczywiście to europejski punkt widzenia - do czasu Shinkansenów nie było tam torów szerszych niż 1067.

Główny motyw jest prosty: śnieg i mróz powodują utknięcie pociągu na podjeździe przed przełęczą.
Obsługa szuka pomocy i znajduje ją w postaci bardziej doświadczonego maszynisty, który pieszo dociera do parowozu
i z wielkim wyczuciem wjeżdza w końcu pod górę. Jak już jest na górze to wysiada i wraca... też pieszo.
I jeszcze sobie podśpiewuje!

Jest sporo smaczków np.:
- niemal wojskowa musztra kolejarzy przed dyspozytorem parowozowni,
- bramowa obrotnica w parowozowni, prawie jak w Ameryce albo Rosji,
- obsługa berła (taka pętla na specjalnym stojaku tuż przy torze - palacz zgarnia ją i oddaje w biegu),
równie prymitywny sposób na zabezpieczenie ruchu na 1-torowej linii był stosowany i u nas - szczególnie na wschód od Wisły.
- widoczna para z dmuchawki, gdy palacz zagląda do dymnicy,
- drzwiczki paleniska na łańcuchowej smyczy,
- maszynista i palacz noszą jasne rękawiczki...

Film nie ma żadnych angielskich podpisów, ale i tak prawie wszystko jest zrozumiałe, więc polecam.

 
Ostatnio edytowane:

daromaro

Znany użytkownik
Donator forum
Reakcje
1.261 103 84
#2
Produkcja 1972. Film to dramat osadzony na głównej linii Nayoro w 1935 roku i został nakręcony przy użyciu rzeczywistego sprzętu na liniach lokalnych i innych dedykowanych.
 

daromaro

Znany użytkownik
Donator forum
Reakcje
1.261 103 84
#4
Ostatnio edytowane:

Andrzej Harassek

Moderator For Prawdziwa Kolej Koleje Innych Krajów
Zespół forum
Donator forum
Reakcje
11.332 463 29
#7
Szanowni Koledzy,

Po pierwsze, jest dział "Koleje innych krajów" i tam należało umieścić tę relację. W dodatku jest tam wątek o kolejach japońskich i w zasadzie dla krótkiej relacji nie ma potrzeby zakładania odrębnego wątku. Za chwilę całość przeniosę do właściwego działu, ale zostawię już jako osobny wątek.

A po drugie, czy możemy pisać po polsku? Co ma znaczyć stwierdzenie?
jestem "lekko" skrejzowany na kolej japonska
PS. Dalej nie rozumiem, dlaczego kolega daromaro nie może używać polskich liter...
 

t_domagalski

Znany użytkownik
Reakcje
1.350 18 9
#10
Piękne widoki! Parowóz, nieważne jaki - polski, niemiecki czy japoński, jest zawsze piękny. :)

Obsługa szuka pomocy i znajduje ją w postaci bardziej doświadczonego maszynisty, który pieszo dociera do parowozu i z wielkim wyczuciem wjeżdza w końcu pod górę.
To "wyczucie" to nic innego, jak metoda ruszania pod górę sposobem na "rozrywanie" składu, stosowana również przez naszych rodzimych maszynistów. Nie wiedziałem jednak, że na sprzęgach samoczynnych też była wykonalna... ;)

Maszyniści opowiadali mi, że stosowało się ją wtedy, gdy ciężki i długi skład stanął na zboczu (np. na skutek wyczerpania kotła) i parowozowi brakowało już momentu, żeby pokonać opory statyczne. A mówimy o czasach, gdy dużo wagonów miało jeszcze łożyska ślizgowe...
Wtedy robiło się tak:
W pierwszej fazie maszynista gwałtownie ruszał parowozem do tyłu, starając się maksymalnie ścisnąć wszystkie wagony na zderzakach. Trzeba było to zrobić na tyle sprawnie, aby skład nie zaczął się w tym czasie zbyt szybko staczać w dół. W drugiej fazie maszynista gwałtownie hamował hamulcem samego parowozu i ruszał "całą parą" do przodu. Powodowało to gwałtowne naprężanie sprzęgów kolejnych wagonów począwszy od pierwszego. W pierwszej chwili na haku parowozu "zawisało" tylko kilka pierwszych wagonów, dzięki czemu parowóz miał dużą rezerwę siły pociągowej. W krytycznym momencie było tak, że parowóz i wagony za nim jechały już do przodu, a ostatnie jeszcze staczały się w dół.
Metoda była ryzykowna, bo przy braku doświadczenia groziła rozerwaniem sprzęgów i całego składu. No i nie sprawdzała się na łukach, gdzie wagony zapierały się na zderzakach.

Scena z filmu, gdy doświadczony maszynista liczy "kliki" ściskanych sprzęgów jest wg mnie właśnie tą pierwszą fazą cofania. ;)
 

Podobne wątki