Temat, którego chyba jeszcze nikt nie probował rozgryźć, przynajmniej w literaturze polskojęzycznej.
Przyglądając się sylwetkom parowozów "szkoły polskiej"odnoszę wrażenie, że estetyka, jeśli w ogóle była brana pod uwagę, to na samym końcu.
No cóz, na podstawie swoich obserwacji i jakichś nędznych wzmianek w literaturze sądzę, ze jesli chodzi o zewnętrxzny design lokomotyw, to były dwie szkoły (w uproszczeniu) - projekt bardziej lub mniej podporządkowany konstrukcji. Polskie parowozy należały do szkoły pierwszej, praktycznej, gdzie liczyły się walory trakcyjne i ekonomiczne, a nie estetyczne. I na pewno widać tu wpływ pruski/niemiecki, także w tendencji do ujednolicania konstrukcji.
Pt31 - tu inspiracja francuska jest ewidentna, Fablok przed przystąpieniem do produkcji tej serii budował według francuskiej dokumentacji maszyny o identycznym układzie osi dla Maroka i na podstawie tych doświadczeń jego inżynierowie byli w stanie dowieść przydatności maszyn typu mountain dla polskich kolei. Seria okazała się bardzo udana - ale przecież nie względy estetyczne o tym zdecydowały, choć przyznać trzeba, że jej sylwetka "da się lubić".
Jak dla mnie Pt31 to najpiękniejszy parowóz kiedykolwiek wybudowany w Polsce. Jego sylwetka, nieco przyciężkawa, zdradza jednak i doskonale opisuje jego przeznaczenie: to był perszeron do ciężkich zaprzęgów, "kobyła" holująca długie dalekobieżne pociągi pasażerskie z przyzwoitą, ale nie powalająca prędkością. Żałuję, że zamiast Pt31 uruchomiono niewydarzony Pm36. Co ciekawe - również w jakimś starym Lok Magazinie czytałem historię, z której wynikało iż Niemcy podejrzewali, że projekt Pt31 został oparty na podobnej lokomotywie budowanej przez Henschla albo Hanomaga (nie pamiętam - czytałem to jakieś 25 lat temu
na eksport, której rysunki zostały rzekomo wykradzione. Historia, której śladów nie doszukałem się poza tym jednym tekstem w żadnej literaturze przedmiotu, a więc pewnie wyssana z palca. Coś się obawiam, ze Niemcy nie mogli się pogodzić z tym, że Polacy budują tak udane - choć w pewnym sensie prymitywne - lokomotywy.
Pm36 - projekt oryginalny, nie nawiązujący do niczego, co było wcześniej, estetycznie wysmakowany i poniekąd przełamujący suchy utylitaryzm wcześniejszych dokonań "szkoły polskiej". Gdyby historia potoczyłaby się inaczej, być może powstałyby kolejne maszyny w tej stylistyce.
Pm36 w otulinie była rzeczywiście bardzo oryginalnym i udanym projektem - architektonicznie. Ale już bez otuliny - raczej nieładną hybrydą o małej wartości praktycznej. Tak naprawdę parowóz zbędny, "polityczny", którego najważniejszym celem było rozsławienie polskiego designu w Paryżu. Dla polskich kolei peemka była raczej mało przydatna, bo u nas za bardzo nie było gdzie jeździć szybko, a pociągi ciężkie i przeładowane. Koncepcja takiego parowozu była więc poroniona w warunkach PKP - chociażby ze względu na stan nawierzchni sensowniejsza była dieselizacja ruchu ekspresowego poprzez wagony (jednostki) motorowe, jednak ze względu na brak porządnych silników i inne braki technologiczne także i tu pojawiały się poważne problemy.
Niestety parowozy produkowane po wojnie (Pt47 i Ty45 - zmodyfikowane projekty przedwojenne, Ol49 i Ty51 - inspirowane rozwiązaniami amerykańskimi) skonstruowano, zupełnie nie troszcząc się o harmonię wizualną.
Nie do końca zgodziłbym się z tym werdyktem. Wprawdzie na powojenne parowozy polskie znaczący wpływ wywarł design sowiecki, ale Ol49 (parowozu takiego typu brakowało przed wojną) i TKt48 były bardzo zgrabne, a Ty51 też miał swój "seks" i zewnętrznie nie przypominał bardzo Ty246, choć niewątpliwie był nim zainspirowany
A już pomysł z małymi odchylaczami dymu przy kominie to po prostu poezja - mało jest podobnych przykładów na świecie, nie wiem nawet skąd ten design odchylaczy się dokładnie wziął, ale dzięki niemu powstał bardzo oryginalny obraz polskich parowozów. Pt47 też miał swój urok, a bez wątpienia był bardzo oryginalny (eklektyczny, rzekłbym) jeśli chodzi o wygląd. Powiem szczerze, że w latach 80. uwielbiałem ten parowóz, a moje spotkania z "petuchami" były pełne czułości
Do dziś zapamiętałem wspaniałą jazdę ostatnim wieczornym pociagiem z Kędzierzyna do Nysy - Bipą ciągniętą przez Pt47. Maszynista mial chyba dobry humor, bo grzał po Podsudeckiej "ile fabryka dała". Petucha swoja drogą wyjątkowo dobrze pasowała do piętrusów ze względu na swoją gigantyczną wysokość
W polskich konstrukcjach przedwojennych widzę największy wpływ pruskiej szkoły Garbe'a - maszyny dwucylindrowe, prosta budowa, łatwa obsługa, wszystkie mechanizmy na zewnątrz, zero ozdób, prymat funkcji nad estetyką. Układy podwozi: Ty (dwucylindrowy) i Pt mieliśmy oryginalne i tu Niemcy nie mogą zarzucić polskim inżynierom plagiatu, raczej odwrotnie (Ty23 - BR50).
Niemiecka "pięćdziesiątka" raczej nie miała wiele wspólnego z naszym Ty23, bowiem była budowana według założeń parowozów "einheits". Nawiasem mówiąc, można się zastanawiać nad tym, czy koncepcja niemieckich parowozów ujednoliconych, pochodząca przecież z początku lat 20., nie miala większego wpływu na parowozy polskie niż Prusacy i Garbe.
Nick Kolegi, który rozpoczął tę dyskusję, wydaje się sugerować miłośnika czeskich parowozów. Ja też bardzo je lubię, podobnie zresztą jak stare czeskie samochody.
Oj tak, czeskie parowozy uwielbiam pasjami. W przeciwieństwie do naszych były nie tylko skrajnie nowoczesne i zaawansowane technologicznie (choć nie zawsze udane - to inna sprawa), ale też i wysmakowane designersko. Poza wpływami austriackimi widac tez w nich pewne wpływy brytyjskie, zapewne za sprawą Oskara Dolcha, Szwajcara, który byl głównym konstruktorem w zakładach Skody.
Taka na przykład lokomotywa 399.0, przeznaczona dla kolei litewskich, to był naprawdę majstersztyk. Tu na zdjęciu już raczej w stanie rozsypki, ale nadal widać że to był parowóz niezwykle ciekawy, o ciekawej zresztą historii. Ci Niemcy to chyba raczej rekonstrukcjoniści