Co prawda dyskusja jest trochę nie na temat, ale chętnie pociągnę, bo mnie ściska
skąd sklepy znają datę rewizji, jak producent nie zna
Zwykle te dane pojawiają sie po otrzymaniu modeli, więc tu cudów nie ma.
Natomiast 'producent' szeroko pojęty i ogólnie rozumiany faktycznie pewnie jej nie zna:
-odpowiedzialny/a za przygotowanie produkcji bierze rysunki jakie mu podano, sprawdza czy to technicznie wykonalne i przesyła do właściwej komórki do wykonania roboty
-odpowiedzialny/a za promocję nie ma bladego pojęcia o jakichkolwiek aspektach technicznych, ważne żeby było kolorowo.
-odpowiedzialny/a za finanse czeka do końca roku obrachunkowego i jak zostało coś w magazynach to wali promocję, bo jego premia zależy od wykonania planu.
A że produkt to nie to co na 'wizualizacji', nie to co chciałby bardziej wymagający klient (bo cepry i tak łykną wszystko ze znaczkiem PKP), a przede wszytkim nie to, co było w rzeczywistości - w zbiorowej odpowiedzialności nikt winny nie jest.
Nie oszukujmy się, 'producenci wolnorynkowi' są na tyle duzi, że podlegają wszelkim prawom korporacyjnej indolencji...
W nomenklaturze PRL sprzedaż modeli Alberta jest sprzedażą "spod lady"
Och jak najbardziej! Taki folklor
Co więcej, dotyczy to wszystkich polskich producentów modeli kolejowych, z których przodujący z rozbrajającą szczerością
oświadczył: "Modele kuszetek sprzedały się zanim zdążyłem je dodać do sklepu internetowego. Nie sądziłem, że tak szybko się sprzedadzą. Część sklepów modelarskich nawet nie dostała modeli ponieważ się skończyły."
Moja rada: jak w PRL - przynieść kwiatki/czekoladki/flaszkę właściwej osobie i mieć odłożone
Wiele dzieł sztuki zyskuje na cenie ze względu na ich historię pochodzenia, nie walory artystyczne.
W przypadku kolekcji modeli PKP metoda ich zdobycia najwyraźniej również podnosi wartość