Zdjęcia to skany odbitek ze slajdu - jedynego filmu który ocalał, toteż kolorki i kontrast takie sobie.
W 1993 byłem kilka dni, ale sama podróż trwała tydzień - właśnie znalazłem pamiętnik,
wyjechałem 29 sierpnia, zahaczyłem o Wolsztyn, potem 1 września przekroczyłem granicę z Białorusią pociągiem Hajnówka Brześć (w Hajnówce zostałem aresztowany za robienie zdjęć, ale to inna historia),
poszwendałem się po Karpatach ukraińskich (wąskotorówki leśne i inne takie) i w nocy 4 września po koszmarnej podróży przemytniczym autobusem Czerniowce-Suceava i kłopotach granicznych znalazłem się w Rumunii.
Stamtąd już prosto, przez Bukareszt i Timisoarę, pojechałem do rozpadającej się Jugosławii, 6 września byłem w Skopje i obecnie nieczynną linią dojechałem do końcowej stacji Kicevo, stamtąd autobusem do Ochrid (w planach było wtedy przedłużenie linii kolejowej z Kiceva przez Ochrid do Albanii, ale teraz się tam tłuką Albańczycy z Macedończykami).
Nad pięknym jeziorem Ochrydzkim wynająłem kwaterę - był to pierwszy od przekroczenia tydzień temu granicy polskiej nocleg - trzeba było zregenerować siły - i rano przeszedłem pieszo granicę,
trafiając do zupełnie innego świata - asfalt się urywał i zaczynała się gruntowa laterytowa droga, jak w Ameryce Środkowej.
Mimo wizy stałem 1.5h zanim mnie wpuścili.
Do najbliższego miasta musiałem jechać taksówką, sporo przepłacając.
Długo by opowiadać - muszę kiedyś przepisać ten pamiętnik, w każdym razie czułem się jak UFOK - to było zaraz po upadku Envera Hodży i turysta budził sensację jakby był z innej planety.
Pociągi wyglądały wtedy tak: czeskie "Czmielaki" oraz stare wagony włoskie (dar FS)
oraz wagony chińskie z czasów Mao:
Jak widać, infrastrukturę pomagali robić Niemcy.
Dla porządku przepiszę z pamiętnika numerki parowozów:
TKt48-06 No 1683
TKt48-02 No 2922, kocioł 13029
ponadto jakieś niemieckie tendrzaki:
Nr 31, Henschel No 25271 z 1940
Nr 72, Berlin z 1940
10 września byłem z powrotem w Macedonii,ponowny nocleg nad jeziorem Ochrydzkim,
potem autobusem do Bitoli, skąd miałem pociąg towarowo-osobowy do Veles - stamtąd przez Skopje do Niszu. W serbskim Niś były ciekae rzeczy - mimo surowo przestrzeganego zakazu fotografowania udało mi się robić zdjęcia takich cudaków jak lokalny pociąg w składzie elektrowóz+donnerbuchsen.
Niestety nie mam już tych zdjęć
Wieczorem pojechałem do Bułgarii.
Rankiem w Sofii zobaczyłem austriackiej konstrukcji stary spalinowóz serii 04 - podbiegłem zrobić zdjęcie, a w międzyczasie jakiś złodziej ukradł mi torbę z aparatami fotografocznymi i filmami.
Zacząłem go gonić, w pewnym momencie potknął się o szyny i upuścił torbę, którą udało mi się odzyskać.
To było pierwsze ostrzeżenie.
Niestety zignorowałem je.
Przez Velkie Tyrnovo i Ruse pojechałem do Rumunii, po drodze w Bukareszcie oglądnałem zimne parowozy serii 230 (Ok1) oraz gorący (jako grzejka w przepompowni mazutu) CFR 50 (Tw1), a następnie, zamiast już wracać do domu, postanowiłem wysiąść w Cluj (Kluż) i udać się w góry Maramorskie aby odwiedzić tamtejszą kolejkę leśną.
Cluj przespałem, musiałem się wracać - kolejny
God finger zignorowany - dopiero po południu 14 września dojechałem do Viseu de Sus.
Pociągi tego dnia już nie jeździły, udałem się w góry przenocować w namiocie w lesie.
Na poranny pociąg sobie zaspałem, czekałem cały dzień aż wróci ale się nie doczekałem,
gdy wróciłem do Viseu de Sus, uciekła mi ostatni pociąg - zabrakło 100 m aby go dopaść.
Busem pojechałem do Viseu de Jos, ale stamtąd też już nie było żadnych pociągów ani autobusów - utkwiłem tam do rana, a rano już nie było torby z aparatami i filmami.
Ocalał tylko jeden slajd, który przypadkiem został w kieszeni kurtki.
Na tym urywa się pamiętnik, odechciało mi się wtedy pisać - dwa dni spędziłem na użeraniu się z policjo-milicją - typowy efekt kolapsu reżimu komunistycznego - mieli wszystko w nosie
(gdy za Caucescu w 1989 ukradziono mi torbę z aparatem fotograficznym, to całe lokalne Securitate stanęło na głowie i tę torbę odnaleźli),
w końcu zdołowany wróciłem do kraju - autostopem - miałem serdecznie dość pociągów
Natomiast wiele lat później, w 2006, byłem tylko jeden dzień, przejazdem razem z rodziną jechaliśmy autem do Włoch - ale Albania to już był zupełnie inny kraj , prawie wszędzie oprócz kilku OS na których było więcej dziur oraz asfaltu, były normalne drogi- z dotacji UE położono asfalt, z tym że zarówno w 1993 jak i kilkanaście lat później nie było pokryw studzienek kanalizacyjnych - przy parkowaniu w Durres wpadło nam koło do studzienki.
Włoskie, polskie i chińskie wagony rdzewiały na bocznicy, a w użyciu były ex-OBB.